PIP skarży byłego prezesa Ramety
W raciborskim sądzie rejonowym ruszyła rozprawa, gdzie oskarżonym jest Stefan Fichna (na zdj.) były już prezes Spółdzielni Meblarskiej Rameta. PIP wspólnie z oskarżycielami posiłkowymi zarzuca Fichnie m.in. niewypłacenie należnych odpraw i ekwiwalentów urlopowych oraz wręczanie „dyscyplinarek” pracownikom, którzy nań mieli nie zasłużyć.
Ubiegłego roku, tuż po wakacjach, głośno było o kryzysie w Ramecie, jednej z najsłynniejszych raciborskich firm, której właśnie stuknęło półwiecze. Była jeszcze nie tak dawno w czołówce producentów mebli w kraju, jej wyroby były eksportowane do Europy i Azji, kupowała je w Raciborzu słynna Ikea. Wrześniowe perturbacje z 2019 roku doprowadziły do licznych zwolnień w zakładzie. Ich styl oburzył załogę, a zwolnieni poszli po pomoc do posłanki Gabrieli Lenartowicz, do „Nowin Raciborskich”, a wreszcie trafili na sesję rady miasta w Raciborzu. Z fabryki płynął przekaz: musimy się restrukturyzować, podejmować niepopularne decyzje, bo walczymy o przetrwanie. W sprawie kontrowersji wokół redukcji zatrudnienia komentarza nie było. Sprawy trafiły do sądu pracy. Postępowania wyhamowała epidemia koronawirusa. Kiedy temida otworzyła się dla petentów, na wokandę w Raciborzu trafiła sprawa PIP kontra Fichna, gdzie inspekcja pracy chce dowieść, że prezes Fichna wielokrotnie złamał prawa pracownicze.
Oskarżają byli pracownicy
Stefan Fichna przyszedł sam na rozprawę, która odbyła się 1 lipca w sądzie przy ul. Nowej. Przedstawił się sądowi jako bezrobotny, niedawno zwolniony dyscyplinarnie prezes fabryki, którą kierował niemal 17 lat. Naprzeciw obok urzędniczki z PIP zasiadło kilkoro oskarżycieli posiłkowych byłych pracowników i spółdzielców z Ramety. Przepracowali tam większość dorosłego życia i byli związani ze spółdzielnią na dobre i na złe. Po wyrzuceniu z zakładu (bo tak czują się potraktowani), dążą do uzyskania odszkodowań i należnych im pieniędzy za niewypłacone odprawy oraz niewykorzystane urlopy. Rozprawę prowadziła sędzia Monika Mańka. Nowinom umożliwiono udział w procesie. Pierwszym zarzutem kierowanym przez PIP pod adresem Fichny jest niewypłacenie ekwiwalentów za niewykorzystane urlopy przez zwolnionych z Ramety. Chodzi o kwoty od kilkuset złotych do ponad trzech tysięcy złotych. Po drugie PIP twierdzi, że prawo pracy złamano w Ramecie nie wypłacając ekwiwalentu za dodatkowe urlopy przysługujące niepełnosprawnym, bo ze spółdzielni zakładu pracy chronionej zwalniano przed rokiem także inwalidów (do redakcji Nowin przyszły np. osoby niesłyszące). Jako wyraźne naruszenie prawa PIP wskazał rozwiązywanie umów o pracę bez odpraw i okresów wypowiedzenia. Pracownicy Ramety trafiali na bruk natychmiast. Niektórzy z dyscyplinarkami, które wręczano, zdaniem inspekcji, wbrew przepisom. Prezesa obarczono też odpowiedzialnością za niedopilnowanie w obowiązkowym przeszkoleniu części kadry ze znajomości przepisów BHP. Były szef Ramety nie przyznał się do postawionych mu przez PIP zarzutów.
Odpowiedzialność zbiorowa
W części na wyjaśnienia Stefan Fichna odniósł się do niektórych zarzutów. Do tych najcięższego kalibru dotyczących zwolnień dyscyplinarnych, niewypłacenia odpraw i zwolnień bez okresu wypowiedzenia nie chciał, wskazując, że żąda powołania na świadków swoich dwojga zastępców (Aleksandry Mikoś i Marka Wyrostka) oraz mecenasów obsługujących fabrykę. Z naszych informacji wynika, że zwolnień w 2019 roku dokonywano w obecności osób zarządzających Rametą. Potwierdził to sam Fichna, wskazując na konieczność wypowiedzenia się w sprawie wspomnianych świadków. Sąd kazał mu zgłosić na piśmie stosowne wnioski dowodowe, na podstawie których będzie mógł zdecydować o przesłuchaniu członków zarządu spółdzielni i jej obsługi prawnej.
Konieczność gospodarcza
Najwięcej czasu poświęcono na rozprawie przypadkowi pracownika, któremu początkowo nie wypłacono należnej odprawy wynoszącej 10 800 zł. Zarząd fabryki wpierw zaproponował mu nowe warunki pracy z pracownika administracji w dziale płac chciano go przenieść do klejenia mebli na stanowisko klejarza, do czego nie miał kwalifikacji, a jego wypłata uległaby znacznemu obniżeniu. Mężczyzna nie zgodził się, co skutkowało zwolnieniem go z Ramety. Jako spółdzielca mógł się odwołać do Rady Spółdzielni, z czego jednak zrezygnował. W Ramecie tłumaczono decyzję wobec niego „koniecznością gospodarczą”, która jest okolicznością pozwalającą na zmiany w umowie o pracę i zwolnienie spółdzielcy, bo ci są specjalnie chronieni przed utratą zatrudnienia w takim zakładzie. Z relacji poszkodowanego wynikało, że początkowo należnej odprawy w ogóle mu nie wypłacono, choć monitował o to intensywnie w firmie. W „kadrach” powiedziano mu, że decyzja zależy od prezesa Fichna, z którym o tym rozmawiał, ale ówczesny szef fabryki w ogóle nie przejmował się, że zwolniony zgłosi sprawę do PIP i sądu pracy. Prezes miał mu powiedzieć, że wypłaty odprawy nie będzie. Miał też dodać, że w Ramecie już była jedna kontrola inspekcji, poszła sobie i może przyjść następna, bo to nie robi większego wrażenia na byłym pracodawcy. Kwota odprawy zaczęła być jednak stopniowo wypłacana. Odbywało się to przez wiele miesięcy, w okresie od jesieni 2019 do maja tego roku. Przelewy opiewały na różne kwoty, od 200 zł po kilkaset, aż na koniec przelano resztę należności 4800 zł. Skarżący przyznał, że w Ramecie nie ustalano z nim, że wypłata odprawy zostanie zrealizowana w transzach. Nie było żadnych negocjacji w tej sprawie – nadmienił. Fichna zapytany przez sąd czy ma jakieś pytania do poszkodowanego, wspomniał o umowie dżentelmeńskiej z byłym swoim podwładnym, wedle której ten miał zapewnić prezesa, że nie pójdzie do sądu pracy ze swoim problemem. Mówiłem, że w tamtym momencie o tym nie myślę, ale miałem to z tyłu głowy odpowiedział zwolniony z Ramety. Sądzi się z Fichną jeszcze indywidualnie w sądzie pracy, bo uważa, że okoliczności jego zwolnienia były bezprawne, gdyż w Ramecie nie doszło do „konieczności gospodarczej”, która uzasadniała jego zwolnienie.
Bez szkoleń BHP
Innym wątkiem, którym zajął się sąd 1 lipca były szkolenia BHP, w których nie wzięło udziału kilkunastu pracowników Ramety, choć to obowiązek pracodawcy aby zapewnić ich przeszkolenie. Jak wyjaśnił Fichna, sprawa dotyczyła osób, które wróciły ze zwolnień lekarskich i nie „załapały się” na cykl szkoleń zorganizowany przez firmę zewnętrzną na terenie fabryki w kilku terminach w ciągu 5 dni. Były prezes twierdzi, że było to niedopatrzenie służb Ramety odpowiedzialnych za sprawy pracownicze. Z ponad 300 czy 400 zatrudnionych problem dotyczył kilkunastu osób. Jako prezes nie miałem tak szczegółowej wiedzy. Sprawa wyszła przy kontroli PIP. Moje służby nie zwróciły uwagi, że okres przeszkolenia tych pracowników im minął.
Kolejne rozprawy dotyczące zwolnionych ze spółdzielni meblarskiej zaplanowano na drugą połowę września.
Mariusz Weidner
Komentarze
6 komentarzy
Walka na ringu trwa, zwycięzcy nie będzie, były i obecny zarząd łamali przepisy. Pracownik fizyczny wracający z przymusowego urlopu był zmuszony podpisać kartę urlopową z urlopem bezpłatnym. Pamietacie ? Kto na zebraniu doradzał. ... bierzecie chorobowe, szukajcie innej pracy, ludzie odeszli i ja także a dzisiaj chcecie produkować meble
Wiceprezesi M.Wyrostek i A.Mikoś powinni być postawieni przed sądem wspólnie z prezesem. Oby wkrótce do tego doszło. Było lepiej nie opłacać osławionych mecenasów doradzających, jak omijać przepisy a nie się do nich stosować. Jak widać ich skuteczność jest dyskusyjna. Zaoszczędzone pieniądze można było po porostu wypłacić tym, którym się należały.
Obecny prezes wraz z kadrową zasługują na to, by znaleźć się na ławie SR obok poprzedniego prezesa. Identyczny sposób traktowania pracowników
Na zawsze zapisze się w historii wsi Bolesław....
Bolesław "dumny" z prezesa....
Kolega Wiktora....hahaha