Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie
Właściwie każdy czas dobry jest na to, aby pomyśleć o pokusie. Wszelako rozmaite pokusy stale nam w życiu towarzyszą i stale nas trapią. Ale Wielki Post, w którym z pokusami gorliwiej chcemy walczyć, zachęca do takiej refleksji szczególnie - pisze ks. Łukasz Libowski.
Siła tajemna, a przemożna
A zatem: pokusa. Cóż to takiego? Jedno z naszych doświadczeń. Co charakterystyczne dla pokusy, można uchwycić, spoglądając na nią z dwóch stron. Patrząc od strony naszego wnętrza, jest ona chwilą, w której działa na nas tajemna jakaś, a przemożna siła, usiłująca skłonić nas do złego. Przy czym siła ta nie zmusza nas do popełnienia zła. W chwili pokusy mamy wybór: możemy zarówno zły jakiś czyn popełnić albo od popełnienia tegoż czynu możemy się jeszcze powstrzymać. Kiedy natomiast zastanawiamy się nad pokusą w perspektywie religijnej, jawi się ona jako czas spotkania ze złym: czas, w którym zły szuka sposobności, aby nas złamać i pociągnąć ku sobie.
Do czego ma nas pokusa doprowadzić? Do grzechu. O to w pokusie idzie, o to chodzi diabłu: abym popełnił zło. Bo ono, zwłaszcza jeśli jest w materii ważnej i jeśli dopuszczam się go świadomie i dobrowolnie, odrywa mnie od Boga, od którego czerpię swoje duchowe życie. I poprzez jego sprawienie powoli zaczynam konać. Duchowo staję się wówczas coraz wątlejszym, a przez to i łatwiejszym celem dla diabła. Aż w końcu, kiedy w złu cały już jestem pogrążony, duchowo umieram. I popadam w rozpacz. Dotąd zawieść ma mnie pokusa: do duchowej śmierci i do rozpaczy.
Kiedy pokusa się kończy? Wraz z podjęciem przez nas określonej decyzji: albo decyzji o tym, że popełnimy zło, albo decyzji o tym, że zła jednak nie popełnimy. Decyzja jest tu kluczowa. To ona o wszystkim rozstrzyga. Nie czyn, jakbyśmy może i skłonni byli myśleć. Brak czynu złego albo czyn zły naszą decyzję jedynie uzewnętrzniają.
A jak to się dzieje, że pokusie ulegamy? Kwestia jest pewnie mocno złożona. Dość tu powiedzieć, iż znamienne dla pokusy jest, że w jej trakcie zło ukazuje się nam jako atrakcyjne. Co więcej, jawi nam się zło w pokusie jako coś, co zaspokoi nasze pragnienia i tęsknoty, co da nam ulgę, spokój, radość i szczęście. Oczywiście zło takie nie jest.
Środki zaradcze
Pokusy stale więc na nas nastają. Jak się przed nimi bronić? Dysponujemy w tym względzie co najmniej trzema środkami.
Pierwszym jest niewchodzenie w pokusę, radykalne odrzucenie pokusy. Środek ów można aplikować, kiedy pokusa dopiero się zaczyna i kiedy mamy jeszcze możliwość tak wejścia w nią, jak odwrócenia się od niej. Środek ten jest skuteczny, ponieważ jeśli nie daję sobie sposobności, aby wahać się, czy zło popełnić, czy nie, to grzechu raczej nie popełnię. Chociaż nie jest prosto zawczasu pokusę odepchnąć. Kto pozwala sobie na pokusę, wiele ryzykuje. Bo jesteśmy za słabi, aby wytrzymać kuszenie: aby być kuszonymi i nie zgrzeszyć. Owszem, nie każda pokusa musi kończyć się grzechem. Niemniej bardzo trudno jest być kuszonym i nie zgrzeszyć.
Drugim środkiem przeciwko pokusie jest odwrócenie uwagi. W pokusie bowiem cały koncentruję się na złu, które jest jej przedmiotem. Stąd środkiem zwalczającym pokusę jest przeniesie uwagi na co innego. Można tego odwrócenia myśli dokonać w dwóch kierunkach. Po pierwsze, w stronę innej rzeczy, np. pracy, jaką mam do wykonania. Po drugie, w stronę Boga. W przerzuceniu myśli na Boga pomóc może modlitwa. Niekoniecznie długa. Wystarczy akt strzelisty. Warto wspomnieć jeden, wyjęty z modlitwy Pańskiej: „I nie wódź nas na pokuszenie”. Co prawda, zdaje się wers ów sugerować, że Bóg wodzi nas na pokuszenie. Ale to nie tak. Gdyby sens tegoż wyjątku chcieć wysłowić jasno i klarownie, należałoby powiedzieć: „I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”.
Wreszcie środek trzeci. Trzeba go stosować, kiedy pokusie się ulegnie. Bo wiadomo, że niektórym pokusom się opieramy, ale innym nie. Kiedy człowiek zgrzeszy, natychmiast pojawia się pokusa, aby w grzechu trwać. Tu znów nie wolno się poddać, by nie narażać się na kolejne pokusy i grzechy. Łatwiej przecież przychodzi nam grzech, kiedy już jeden czy drugi popełniliśmy. Zatem po porażce, gdy pokusa nas pokonała, winniśmy skorzystać ze spowiedzi. Sumienie nam to wyraźnie podpowiada. Tylko żeby za głosem sumienia iść. Bo jest tak: najpierw w pokusie zło objawia się jako obiecujące nie wiadomo jaką satysfakcję, a potem, po popełnieniu zła, przychodzi rozczarowanie nim i smutek. I złość na siebie, że się w porę nie pohamowało. Nachodzą nas wówczas wyrzuty sumienia i gniotą nas. I chwała Bogu, że tak jest. Te wyrzuty mają nam dokuczać. Gdyby nas nie uwierały, byłoby z nami źle. Lecz jeśli nas niepokoją, wszystko jest w porządku. Konieczne jest wtedy wsłuchać się w nie i spełnić, co nakazują: uzyskać rozgrzeszenie.
Do przodu i do tyłu
Patrzymy na pokusę jako na rzeczywistość przykrą. Jej obecność w naszym życiu doskwiera nam. Chcielibyśmy, żeby jej nie było. Życzylibyśmy sobie, żeby tak ściśle do Boga przylgnąć, żeby żadne zło na nas nie nastawało. Pragnęlibyśmy mieć z pokusami spokój. I dobrze, że tak pragniemy. Nie ma w tym nic niestosownego. Przeciwnie, to bardzo szlachetne.
Prawda, pokusy nas męczą. Są ciężarem, jaki przychodzi nam dźwigać. Ale z drugiej strony przynależą one do ludzkiego życia. I musimy je w jakieś mierze oswoić.
W pogodzeniu się z faktem, że pokusy ciągle nas atakują i że ciągle będą nas atakować, pomaga patrzenie na nie w optyce pozytywnej. Wystarczy uświadomić sobie, że pokusa stwarza okazję do rozwoju. W niej sprawdzam siebie i swoją wolę. Badam, na jakim poziomie swojego rozwoju duchowego jestem. Gdyby nie było pokus, nie rozwijałbym się. Sterczałbym w miejscu. Naturalnie rozwój, o którym mowa, jest specyficzny: powolny. Przebiega tak: krok do przodu i dwa kroki do tyłu. Bo przecież jedną pokusę przegrywam, ale drugą zwyciężam. Ta, którą zwyciężam, sprawia, że idę w rozwoju naprzód; i ta mnie wzmacnia na przyszłość. Ta zaś, którą przegrywam, sprawia, że w swoim rozwoju się cofam; i ta mnie osłabia. Tym niemniej, choć rozwój taki jest wolny, jest to rozwój.
Więc pokusa to nie tylko utrapienie. To także sprzymierzeniec w rozwoju. Ta myśl, sądzę, przynosi pokrzepienie. Pozwala na pokusę spojrzeć z nadzieją. Pomaga ją też zaakceptować jako związaną z naturą ludzką.
ks. Łukasz Libowski
Komentarze
1 komentarz
następny dowód na to,że nawet mądry sukienkowy potrafi kompletnie odlecieć. a takiej pokusy to nie potrafię sobie odmówić i walę prosto z mostu ; pomóż miastu i ludziom w trudnej sytuacji ,zaapeluj o niechodzenie do kościoła w czasie pandemii, a pokusy sobie zostaw , bo nie one są teraz ważne.