Augustyn Strzybny i Franciszek Gzik. Dwa żywoty kapłańskie tragicznie dokonane
Powodowany apelem Jana Nowakowskiego, acz – to jedno tylko niech wolno mi zaznaczyć – nie zgadzając się ze stwierdzeniami, które w apelu owym padają, w tym tygodniu czytelnikom NR przybliżyć chcę postacie dwóch związanych z Raciborzem kapłanów, Augustyna Strzybnego i Franciszka Gzika. Prawdę rzekłszy, o księżach tych wcześniej nie słyszałem: dowiedziałem się o nich z pisma pana Nowakowskiego, z czegom rad. Na temat obu duchownych istnieje dość obszerna literatura, odsyłam więc do niej wszystkich zainteresowanych.
Urodził się w Cyprzanowie 1 V 1876 w biednej rodzinie Franciszka, dzierżawcy szynku, i Marty de domo Herud. Po zdaniu matury w 1897 podjął studia na wydziale teologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie zapisał się do Kółka Polskiego. 22 VI 1901 przyjął święcenia kapłańskie, a potem pracował: w latach 1901 – 1903 jako wikary w parafii Świętego Krzyża w Opolu, w latach 1903 – 1906 jako prefekt, czyli wychowawca, we wrocławskim seminarium duchownym – opiekował się w tym czasie Kółkiem Polskim, nakłaniając jego członków do szerszego zajęcia się kwestiami społecznymi – w roku 1906 jako administrator w parafii w Ściborzycach Małych, wreszcie zaś w latach 1906 – 1921 jako proboszcz parafii w Modzurowie. Był kapłanem pobożnym, gorliwym duszpasterzem; w 1918 wydał książeczkę pt. „Nauka dla dzieci gotujących się do pierwszej spowiedzi i komunii świętej” oraz podręcznik dla rodziców tychże dzieci.
Zginął Strzybny 31 X 1921 około północy. Zabili go niemieccy bojówkarze, członkowie Ortswehry, którzy napadli na jego plebanię: „[…] Ugodzono go kilkoma strzałami, […] szyję miał przebitą nożem i głowę rozbitą tępym narzędziem, rozpoznanym przez rządcę majątku jako pochodzące z dworu van Königa [właściciela majątku modzurowskiego]”. Jakie były okoliczności śmierci ks. Strzybnego? Otóż była ona wynikiem trudnej pod względem narodowościowym sytuacji na Śląsku. Kiedy bowiem po powstaniach został Śląsk podzielony i jedną jego część, katowicką, włączono do odrodzonej po rozbiorach Polski, podczas kiedy drugą jego część, opolską, zostawiono w Rzeszy, na Śląsku pozostałym w granicach Niemiec przedmiotem nienawiści stali się, jak pisze P. Stanoszek, „[…] nie tylko czołowi polscy działacze duchowni, […] ale nawet tacy, którzy dalecy od spraw politycznych […] byli po prostu […] duszpasterzami, którzy rozumieli potrzeby swoich parafian, a swoich przyjacielskich uczuć w stosunku do Polaków nie uważali za wykroczenie przeciw państwu, którego byli obywatelami”. A do tej grupy zaliczyć należy ks. Strzybnego: opowiadał się on wszak za przyłączeniem Śląska do Polski. Represjonowano wtedy w ten sposób myślących księży, stąd wielu uciekało. J. Krzeptowski sprawozdaje: „[…] Ks. A. Strzybny pomimo szykan […] nie opuścił […] parafii, gdyż w życiu politycznym nie brał udziału, za to szczerze dążył do uspokojenia Górnego Śląska przez pogodzenie jednej strony z drugą”. Ta decyzja kosztowała go życie.
Warto podkreślić, że Strzybny z czasem zaprzyjaźnił się z ks. Carlem Ulitzką, który był gorliwym zwolennikiem przyłączeniem Śląska do Niemiec. Po śmierci ks. Strzybnego ks. Ulitzka odprawił mszę w jego intencji, w czasie której wygłosił kazanie w języku polskim; skrytykował wówczas terror niemieckich bojówek.
Urodził się 28 VI 1914 w Potoku Wielkim, wsi w Lubelskiem. Wstąpił do seminarium duchownego w Lublinie, w którym studiował do wybuchu wojny. Nie mogąc kontynuować nauki, jako że jego seminarium zostało rozproszone, powrócił do Potoku i tam, mieszkając w domu rodzinnym, włączył się w konspiracyjną działalność Narodowych Sił Zbrojnych. Wspomina tamte czasy i ks. Franka Danuta Wraga-Ruszkiewicz: „Okupacja przeciągała się, ludzie […] wspomagali nas. Często odwiedzał nas ksiądz Franciszek Gzik, były uczeń Rodziców. […] Jego rodzice zaraz na początku wojny dali nam zagon kartofli, potem cukier, który otrzymali na przydział dla pszczół. Pasieki były spisane, i miód trzeba było odstawiać Niemcom. Cukier był zmieszany z piaskiem, aby ludzie nie mogli go spożyć. Ksiądz Franek pouczył nas, jak oszukać Niemców. Cukier rozpuszczało się w wodzie, piasek osiadał na dnie, a słodką wodą można było słodzić lipową herbatę i kawę z jęczmienia […]”. I jeszcze: „Gzikowie wydawali za mąż córkę. W dniu wesela poszłam do nich wcześniej, ponieważ wraz z Mamą pomagałam w przygotowaniu przyjęcia. Gości jeszcze nie było, ale orkiestra już czekała. Ksiądz prosił, aby zagrali. Tańczyliśmy w pustej izbie, aż sutanna fruwała, a mnie dech zapierało w piersiach. Była polka i oberek. Muzykantom bardzo się podobało, nagrodzili nas brawami. Takim był, nieodżałowanej pamięci ksiądz Franek. I dzisiaj mam go przed oczami: wysoki, przystojny, dobry i życzliwy – prawdziwy przyjaciel”.
Na prezbitera Gzik wyświęcony został w 1943 w Nowym Sączu przez bpa Mariana Fulmana. Posługiwał w latach 1943 – 1944 jako wikariusz w parafii w Dzierzkowicach, zaś w latach 1944 – 1946 jako prefekt, czyli administrator, parafii w Urzędowie; w jednym i drugim miejscu aktywnie działał w ruchu oporu. W latach 1946 – 1948 pracował jako wikary i katecheta w Tarnogórze, po czym, w 1948, trafił do Komarowa, a potem, w tym samym jeszcze roku, jako administrator do parafii w Mirczach.
Tam, w nocy z 8 na 9 II 1949, pod zarzutem deprawacji nieletnich uczennic został aresztowany przez komunistów; przy aresztowaniu zabrano mu 215 tys. zł zebranych przezeń na budowę kościoła. Osadzono go najpierw w więzieniu w Hrubieszowie, potem trafił do więzienia, jakie funkcjonowało na zamku lubelskim, wreszcie do więzienia raciborskiego. Zginął ks. Gzik, zamordowany przez UB, 14 VI 1951 w ówczesnej siedzibie partii komunistycznej przy ul. Ogrodowej w Raciborzu. Na dwa tygodnie przed śmiercią widział go brat, któremu był powiedział, że dostaje jakieś zastrzyki, mające dodawać mu siły, a tymczasem sprawiające, że był coraz słabszy. Pochowano ks. Gzika na cmentarzu Jeruzalem w Raciborzu. 24 IV 1995 odznaczony został Krzyżem Narodowego Czynu Zbrojnego.
ks. Łukasz Libowski