Rudnickie krzyże i kapliczki uwieczni publikacja
Studenci Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu po raz kolejny przystąpili do inwentaryzacji obiektów sakralnych w gminie Rudnik.
Od 2014 roku studenci raciborskiej PWSZ kierunku Architektura w ramach praktyk przyjeżdżają do gminy Rudnik i tam przeprowadzają inwentaryzację kolejnych krzyży i kapliczek. To efekt podpisanego kilka lat temu porozumienia pomiędzy uczelnią a władzami gminy. Działanie prowadzone przez studentów pozwala uzupełnić Gminną Ewidencję Zabytków o wszystkie dane potrzebne do zachowania dla przyszłości i bieżącej konserwacji, a w przypadku zniszczenia zabytku, odbudowę obiektu sakralnego. W tegoroczną dwutygodniową inwentaryzację zaangażowało się 21 studentów. Są to żacy po pierwszym roku studiów. – Kilka lat temu podjęliśmy się przygotowania dokumentacji wszystkich kaplic i krzyży przydrożnych, które są na terenie gminy. Jest ich około 130. W tym roku ostatni rocznik studentów ma w planach zakończyć tę pracę – wyjaśnia dr inż. arch. Joanna Sokołowska-Moskwiak z raciborskiej PWSZ. Całość sfinalizuje książka ukazująca miejsca sakralne na terenie gminy.
Współpraca, którą nawiązuje raciborska PWSZ, przynosi obopólne korzyści. Zyskują studenci, ale też ta druga strona. W przypadku Rudnika, gmina otrzymuje kompleksową inwentaryzację obiektów sakralnych, a studenci mogą w ten sposób odbyć praktyki. W ramach działań żacy przygotowują dokumentację konserwatorską. Mowa więc o inwentaryzacji historyczno-konserwatorskiej, przygotowaniu opisu konserwatorskiego oraz stanu technicznego, a także zakresu potrzebnych działań do renowacji obiektów. Całość ubogacana jest w rysunki wykonywane odręcznie przez studentów w ramach pleneru rysunkowego. – To dla nas fantastyczny poligon ćwiczeniowy. Każdy student architektury musi umieć inwentaryzować obiekty – zauważa dr inż. arch. Joanna Sokołowska-Moskwiak.
Studenci praktykę oceniają wysoko. – Jestem na studiach, o których marzyłam i teraz robię to, co lubię – mówi Oliwia Tchurzewska. – Nabywamy umiejętności, których potrzebujemy – dopowiada studentka.
W ramach praktyk studenci mieli także okazję spotkać się z Łukaszem Konarzewskim, śląskim wojewódzkim konserwatorem zabytków. Przyjechał do Rudnika, aby opowiedzieć im m.in. o tym, jak ważna jest ich praca, ale także uświadamiał żaków, co ich czeka w przyszłości przy współpracy ze służbami konserwatorskimi. Na spotkanie przyszła też Maria Olejarnik, miejski konserwator zabytków w Raciborzu.
Po jesiennych wyborach samorządowych w Rudniku zmieniła się władza. Jak więc do współpracy podchodzi nowe szefostwo? Wicewójt Rudnika Tomasz Kruppa z uznaniem wypowiada się o kooperacji z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową w Raciborzu. Zapowiada również, że mimo zakończenia jednego projektu, gmina nadal chce współdziałać z uczelnią. Chodzi m.in. o kolejną inwentaryzację, tym razem zabytków świeckich, ale także o pomoc przy zabezpieczeniu ruin Pałacu w Sławikowie przed dalszą erozją. Wicewójt Kruppa zapowiedział w rozmowie z Nowinami, że gmina chce, aby Pałac stał się stałym elementem na szlakach turystycznych. Gmina zamierza więc przeprowadzić konsultacje wśród mieszkańców Sławikowa i zapytać ich o zdanie na temat zmian dokonywanych przy obiekcie oraz wokół niego.
(mad)
Zabytki należy chronić przed zniszczeniem
Skorzystaliśmy z obecności śląskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków Łukasza Konarzewskiego w Rudniku i zadaliśmy kilka pytań związanych z powiatem raciborskim.
– Rudnik charakteryzuje się wieloma zabytkami. Jak według pana prezentuje się ta gmina w skali województwa śląskiego? Większość jest w rękach samorządów czy osób prywatnych?
– Wydaje mi się, że Ziemia Raciborska jest mocno nasycona zabytkami. Jest tu dużo pałaców, dawnych majątków ziemskich. To ogromny dorobek kulturowy. Większość z nich jest w rękach prywatnych. To zostało sprywatyzowane. Kiedyś były to Państwowe Gospodarstwa Rolne, a w tej chwili należą do osób, czy instytucji prywatnych.
– Zabytki, które należą do gmin powiatu raciborskiego, zazwyczaj są w dobrym stanie. Gorzej jest jednak z tymi, które są w rękach osób prywatnych. W styczniu 2019 roku głośno było o Pałacu w Rudniku, który niestety runął. Zawalił się strop, ściany na pierwszym piętrze oraz parterze przy wejściu głównym. To przykład obiektu, który należy do osoby prywatnej. Wydaje się, że w podobnej sytuacji jest wiele takich obiektów.
– Jest nam bardzo przykro, że tak się dzieje, nie mamy na to jednak wpływu, bo najczęściej tym zniszczeniom towarzyszy nieuporządkowana sytuacja prawna. Bardzo często jest tak, że właściciel gdzieś znika. Tak było w przypadku Rudnika. Nie można z nim nawiązać kontaktu, a co za tym idzie – współpracy. Pierwszą kwestią, która zapisana jest w Ustawie o ochronie zabytków to, że o zabytek powinien dbać jego właściciel. I w tym przypadku (Pałacu w Rudniku – przyp. red.) nastąpiły zaniedbania. Właściciel był nieuchwytny, nie byliśmy w stanie się z nim skontaktować. Niestety, nie jest to odosobniony przypadek, jest takich więcej na obszarze województwa, ale i w całej Polsce. To jest związane z prywatyzacją. Oddawano majątek za symboliczną złotówkę i potem okazywało się rożnie. W jednych przypadkach zakończyło się dobrze, w innych niestety z takim skutkiem, jak w przypadku Pałacu w Rudniku.
– Mawia się, że wiele obiektów nie jest wpisywanych do rejestru zabytków. Dotyczy to m.in. starodawnych spichlerzy osób prywatnych. Mieszkańcy obawiają się, że po wpisaniu budynku, każdą, choć najmniejszą modernizację, którą w przyszłości chcieliby dokonać w obiekcie, musieliby realizować pod nadzorem konserwatorskim. Nie jest to jednak grzebanie reliktów przeszłości? Czy nie należałoby coś zmienić w tej kwestii?
– Przepisy są, jakie są. Warto jednak pamiętać, że konserwator nie tylko trzyma zaciskającą rękę, ale także pomocną. Każdy kij ma dwa końce. Z jednej strony jest to rzeczywiście skomplikowane, ale z drugiej strony jest system dotacji konserwatorskiej. Nie tylko wojewódzkiej, ale również ministerialnej czy samorządowej. Nie wypisywanie zabytków do rejestru jest formą ich grzebania. Musimy chronić to, co należy. Są oczywiście obiekty powtarzalne, ale są też jednostkowe. Im bardziej autentyczne, tym cenniejsze.
– W Raciborzu jest głośna sprawa starego szpitala przy ulicy Bema. Obiekt jest w rękach prywatnych, niestety niszczeje i stanowi zagrożenie. Pojawiają się głosy, że służby konserwatorskie mają uprawnienia, aby surowiej karać takie osoby. Czy to z punktu widzenia konserwatora rzeczywiście jest jakaś władczość? Czy to panujące przekonanie jest właściwe?
– Jest system kar uruchomiony od 2018 roku. Te kary są na razie w mniejszych kwotach, bo staramy się nie zniechęcać właścicieli do tego, żeby coś robili. Z drugiej strony są takie przypadki, że naprawdę kary są nieodzowne. Jest takie rozporządzenie, które to reguluje i my z tego nieraz musimy korzystać. Z przykrością to mówię, bo nie lubię takiej pracy. Jest to jednak jakieś narzędzie, które pewne rzeczy posuwa nam do przodu.
Rozmawiał Dawid Machecki
Ludzie:
Joanna Sokołowska - Moskwiak
Dyrektor Instytutu Architektury PWSZ Racibórz
Tomasz Kruppa
Wicewójt gminy Rudnik
Łukasz Konarzewski
Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków