Zegar tyka – czas ucieka. Wieczność czeka na człowieka!
- Możemy być dobrze ukierunkowani, ale idziemy do przodu zbyt powoli, czołgamy się leniwie, nie rozwijamy się, nie jesteśmy ani mądrzejsi ani lepsi. Marnujemy czas, a życie bezowocnie ucieka - pisze ks. Jan Szywalski.
Pewien reżyser teatralny miał oryginalny pomysł: zamiast wziąć gotowy scenariusz postawił na twórczą improwizację aktorów. Znał ich zdolności i ufał, że zagrają spontanicznie zadaną rolę. Podpowiedział więc parze aktorów tylko temat:
– Jesteście młodym małżeństwem, świeżo po ślubie – zaczynajcie!
Aktorzy wczuli się więc w rolę młodych małżonków i spontanicznie rozwinęli akcję. Dialogi, najpierw spokojne, przerodziły się jednak w kłótnię, słowa były coraz mocniejsze, miłość przerodziła się w nienawiść, aż żona rzuciła się na męża z nożem.
– Stop! – przerwał reżyser akcję – to nie tak miało być! To nie tragedia ani horror; zacznijcie jeszcze raz od początku!
Tym razem młodzi małżonkowie byli ostrożniejsi, uważali na każde słowo, byli dla siebie słodko mili.
– Stop! – krzyknął znów po dłuższym czasie reżyser – to jest za nudne, nie ma akcji, brak dramaturgii. Więcej życia! Jeszcze raz od początku: jesteście młodym małżeństwem...
Tak może być na scenie w teatrze, życie niestety jest nieodwracalne, czasu cofnąć się nie da, bieg czasu jest jednokierunkowy: przyszłość przelewa się przez próg teraźniejszości w przeszłość.
Chociaż…
Nawróćcie się!
W Piśmie św. wielokrotnie czytamy: „Nawracajcie się; zaniechajcie zła, a czyńcie to co dobre”. Marnotrawny syn, który połowę majątku przehulał, mógł wrócić do domu Ojca i został przyjęty z honorami syna.
Bóg daje niejednemu nową szansę…
Pan Z. wyznał publicznie: – Byłem na samym dnie, piłem wszystko, co miało smak alkoholu: denaturat czy wodę kolońską. Żona odeszła ode mnie, spałem na dworcu i pod mostami; żebrałem i kradłem. Aż przyszło otrzeźwienie – odbiłem od dna. Ożeniłem się jeszcze raz – z tą samą kobietą – wróciłem do domu, do żony i córki.
Pan Piotr mówi, że pociąg do alkoholu chyba miał w genach: życie szło w dół, ważył się los jego małżeństwa. – Stanowcze oświadczenie mej żony: – albo ja albo alkohol – otrzeźwiło mnie. Kochałem ją nade wszystko, kochałem nasze dzieci, nie mogłem odejść od nich. Nawrót był radykalny, abstynencja totalna, dużo w tym było modlitwy.
Pan Jan był dobrym fachowcem, tzw. złota rączka. A że był także dobrym i religijnym człowiekiem, często zamiast zapłaty, była halba na stole i wspólnie wypita. W przyspieszonym tempie szedł w dół. Najstarszy jego syn był w seminarium i przygotowywał się do kapłaństwa. Gdy zbliżały się święcenia, przyszły kapłan oświadczył: – Tato, nie chcę cię mieć na prymicjach, jeżeli nie przestaniesz pić!
Gorzkie słowa, ale były lekarstwem na nałóg; nastąpił radykalny zwrot.