Pył, kurz i brud. Mieszkańcy drżą przed hałdą
- Wszyscy są głusi na nasze wołanie o pomoc. Nie mamy już siły walczyć o to, by normalnie żyć, by przestano nas w końcu truć - mówią sąsiadujący z radlińską hałdą mieszkańcy Radlina.
Stara hałda dominuje w krajobrazie Radlina już od około stu lat. Znajduje się w sąsiedztwie piaskowni, kilkaset metrów od koksowni. Rekultywację i rozbiórkę hałdy prowadzi marklowicka spółka Barosz-Gwimet. Ponury pokoplaniany obiekt jest źródłem wielu problemów dla mieszkańców Radlina. Niestety, ostatnio hałda jeszcze bardziej daje się mieszkańcom we znaki. Nierzadko widać, jak nad hałdą unosi się ogromna, ciemna chmura pyłu. - Przeżywamy prawdziwy horror związany z rekultywacją tej hałdy. Nie da się żyć w takim zapyleniu i brudzie - mówią wprost mieszkańcy.
Gruba warstwa kurzu
Osiedle przy ul. Kostki-Napierskiego już dawno przestało być zieloną ostoją ciszy i spokoju. Mieszkający w tamtejszej okolicy radlinianie muszą się zmagać z przykrymi konsekwencjami rekultywacji pobliskiej hałdy. Niejednokrotnie nad pokopalnianym zwałowiskiem widać czarne lub czerwone chmury pyłu. Wówczas podwórka pokrywają się warstwą ciemnego kurzu. - Pył osiada wszędzie. Na trawie, na akcesoriach ogrodowych, na samochodach, elewacjach domów, a kiedy okno zostawimy otwarte, to wlatuje nam do mieszkań - mówi pani Halina. Jej mąż Jerzy dodaje, że mają problem nie tylko z otwarciem okien, ale także wywieszeniem prania, zwykłym korzystaniem z ogrodu czy uprawą roślin. - Na tej skażonej ziemi nic zdrowego nie wyrośnie - podkreśla ich sąsiad Marcin.
Mieszkańcy zgodnie twierdzą, że życie w sąsiedztwie hałdy nie jest łatwe. Jest prawdziwym utrapieniem. - Czasem żartujemy, że przyrośniemy do ścierek, bo na okrągło sprzątamy ten pył - mówią gorzko. Ale nie to jest jednak najgorsze. - Boimy się o swoje zdrowie. Nie dość, że zimą truje nas smog, to latem dobija nas ta hałda. Przecież my ten pył wdychamy! Już szczypią nas oczy, mamy suchy kaszel, nasilają się alergie - mówią mieszkający przy ul. Kostki-Napierskiego pani Elżbieta i pan Norbert.
Nie chcą być już truci
Mieszkańcy podkreślają, że swój problem zgłaszali wielu instytucjom, m.in. w radlińskim magistracie oraz wodzisławskim starostwie powiatowym, ale jak twierdzą, ich działania nie przyniosły żadnego skutku. Otrzymywali jedynie wyjaśnienia, że instytucje te nie są uprawnione do podjęcia żadnych działań względem spółki. - Prace wykonywane przez spółkę prowadzone są na potrzeby rekultywacji hałdy. Problem tkwi w tym, że podczas prowadzonych robót czasami obrywa się wydobywany materiał, który powoduje zapylenie - mówi Janusz Wyleżych, naczelnik wydziału ochrony środowiska w wodzisławskim starostwie.
Urzędnicy w tej sprawie jednak za wiele zrobić nie mogą, ponieważ nie oni wydali decyzję na wydobywanie opadów, a Marszałek Województwa Śląskiego. Jednak firma zobowiązana jest do wykonywania swoich prac zgodnie z poszanowaniem ochrony środowiska, do którego należy również dobrostan mieszkańców żyjących w pobliżu hałdy. - Interweniowaliśmy już wszędzie. Wszyscy są głusi na nasze wołanie o pomoc. Nie mamy już siły walczyć o to, by normalnie żyć, by przestano nas w końcu truć - mówi zrezygnowana pani Halina.
Komentarze
3 komentarze
Do Bonanzy. Żal ci du.. ściska? Trzabyło iść na gruba robić. A nie teraz płakać i kolegą zazdrościć dodatków. Do roboty a nie w internecie siedzieć.
Może jak się zmieni władze w mieście to i inne problemy da sie rozwiązać? Na razie zawsze słyszymy jedno - nic nie można, to nie my.
To całe górnictwo nam teraz bokiem wychodzi,smog,syf,zatrute rzeki,szkody górnicze,dopłacanie do ich przywilejów,emerytur itd