środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Ksiądz Szywalski pisze o żydowskich dzieciach uratowanych przez Irenę Kubiczek

10.06.2018 07:00 | 0 komentarzy | red

Pojawiła się niedawno klepsydra na farnym kościele: Zmarła Irena Kubiczek, z domu Jaworska, lat 92. Msza św. w kaplicy na cmentarzu Jeruzalem. Za tą krótką informacją kryje się dramatyczne życie, związane z latami wojennymi i tragedią narodu żydowskiego, skazanego na śmierć. Irena była wtedy młodą dziewczyną - pisze ksiądz Jan Szywalski.

Ksiądz Szywalski pisze o żydowskich dzieciach uratowanych przez Irenę Kubiczek
Irena Kubiczek (z domu Jaworska), Rózia Althajm, Lusia Autwirt
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13)

Pojawiła się niedawno klepsydra na farnym kościele: „Zmarła Irena Kubiczek, z domu Jaworska, lat 92. Msza św. w kaplicy na cmentarzu Jeruzalem [...]”.

Za tą krótką informacją kryje się dramatyczne życie, związane z latami wojennymi i tragedią narodu żydowskiego, skazanego na śmierć. Irena była wtedy młodą dziewczyną i mieszkała z matką na wschodnich Kresach.

Dzieciństwo na Wschodzie

Irena Kubiczek zd. Jaworska urodziła się 1 kwietnia 1926 r. w Monasterzyskach, leżących na południowym wschodzie Lwowa; dziś to Ukraina, wtedy polskie tereny. Przez setki lat żyli tu zgodnie obok siebie ludzie trzech narodowości i religii: Ukraińcy, Polacy i Żydzi.

Rodzina Jaworskich, z której pochodziła Irena, należała do w miarę zasobnych i poważanych rodzin polskich o silnych tradycjach patriotycznych. Na zdjęciu tej rodziny jest ona jeszcze malutką dziewczynką, lecz w latach wojennych była już dorastającą pannicą.

Okupacja

W 1939 r. przyszła wojna, ta najokrutniejsza wszech czasów. Najpierw weszli tu Niemcy, potem Rosjanie, a na końcu znowu Niemcy. W najgorszej sytuacji znaleźli się Żydzi: za samą przynależność do tej narodowości byli skazani na śmierć, a także ci, którzy śmieli ich ukryć lub pomóc.

Rodfzina Jaworskich około 1928 r. Dwuletnia Irena na kolanach cioci (po prawej), matka Stefania (po lewej) z córką Stasią.

W Monasterzowicach Żydzi należeli do ludzi bogatszych, najczęściej zajmowali się handlem; teraz, w chwili zagrożenia sprzedawali wszystko co miało jakąś wartość, nabywali złoto, aby móc przekupić tych, którzy byliby gotowi ich ukryć i dać im schronienie. Owszem, znaleźli się tacy: brali złoto, ukrywali do czasu, ale gdy sytuacja stała się dla nich dla nich groźna, pozbywali się Żydów.

Dziesięć osób usiłowało się ukryć w dole wykopanym w ziemi i przykrytym deskami oraz gałęziami. Nie mieli szans: Niemcy ich wytropili i rozstrzelali. Jednak jeden z Niemców wyrwał spośród skazanych 14-letnią dziewczynę Lusię: „Gówniara, co ty tu robisz?” – wrzeszczał i kazał jej uciekać. Znał ją, bo widział w domu Jaworskich. Była rówieśnicą i koleżanką Ireny, przynosiła czasem towar ze sklepu. Dziewczyna była ładna i niepodobna do Żydówki. Być może zauważył medalik z różańcem na jej szyi, który dała jej mama… W każdym razie Lusia ocalała.

Błąkała się przez dwa tygodnie po lasach, ale jak długo można wytrzymać bez jedzenia, bez mycia się? Pewnego wieczoru ośmieliła się zapukać do domu Jaworskich. Przyjęła ją pani Stefania, matka Ireny, wtedy już wdowa. Pełna litości nakarmiła ją, obmyła, ogoliła z włosów, spaliła zawszone ubranka, a następnie ukryła w piwniczce pod podłogą kuchni. Na wierzchu leżał mały dywanik. W dole dziewczyna miała legowisko, miskę i wiadro; tam też potajemnie dostarczano jej jedzenie.