Historie Krzysztofa Pumy Piaseckiego i Józefa Skrzeka [ZDJĘCIA]
W niedzielny wieczór w Domu Kultury STRZECHA wystąpili prawdziwi wirtuozi: Józef Skrzek - lider legendarnego zespołu SBB i Krzysztof Puma Piasecki - jeden z najlepszych polskich gitarzystów jazzowych. Swoim koncertem promowali najnowszy album pt. STORIES.
Trio, a liderów dwóch. Albo żadnego. W sobotę 8 kwietnia na sali widowiskowej DK „Strzecha” odbyło się spotkanie na szczycie: Krzysztof Puma Piasecki i Józef Skrzek w towarzystwie o dwa pokolenia młodszego perkusisty, Michała Dziewińskiego, zagrali koncert promujący ich wspólną płytę pt. „Stories”! Dobra passa koncertowa w RCK trwa!
Czy miłośnicy starego dobrego rocka spodziewali się takiej nawały dźwięków, nie wiadomo. Wszak obaj mistrzowie w swoim bogatym dorobku wykorzystywali rozmaite odcienie muzyki współczesnej. Tu, w Raciborzu muzycy postawili na „czad” i dlatego spotkały się dwie lawiny dźwięków! Z jednej strony brzmienie elektrycznych klawiszy połączone ze specyficznym dźwiękiem moogów i syntezatorów – to Józef Skrzek; z drugiej ściana chwilami „hendixowskich” riffów płynąca z gitary fender stratocaster – to Krzysztof Puma Piasecki. Koncert rozpięty był pomiędzy lirycznym nastrojem niektórych kompozycji jak „Kołysanka dla Karoliny” a hard-rockową dynamiką utworów takich jak zagrany w finale „Szczęśliwy z miasta N.” Zresztą lider niezapomnianego SBB zawsze posiadał łatwość przechodzenia od unisono do krzyku i w tym bardzo przypomina Czesława Niemena. Zagrany na początku Niemenowski „Pielgrzym” do słów C.K.Norwida dał się odczytać jako hołd złożony Czesławowi właśnie!
Bywa, że dwaj frontmani konkurują ze sobą na scenie. Jednak prezentowany w Raciborzu materiał ze „Stories” ukazał wzorową współpracę muzyków, wydawać się nawet mogło, że Skrzek świadomie usunął się w cień, tworząc raz potężne, raz delikatne dywany dźwięków, stanowiące tło dla wirtuozowskich pasaży Pumy. A młody perkusista, realizujący skomplikowane podziały rytmiczne, stanowił dobre uzupełnienie całości. Każdy kolejny utwór, aż do „Memmento” zagranego na bis, udowadniał, że dobra muzyka nie starzeje się, nawet jeśli odchodzi w zapomnienie. Koncert tria przypomniał, że wciąż istnieje dobry soczysty rock, posiadający artystyczne ambicje i porywający swą siłą oraz że w dalszym ciągu są fani, którzy łakną takiej muzyki.
Marek Rapnicki
fot. Paweł Okulowski