Nowa „twarz” Rafako
O tym, dlaczego i jak Rafako się zmienia, czy należy się bać o miejsca pracy i przyszłość zakładu oraz z jakiego powodu odszedł z zarządu, ale wciąż jest w firmie, rozmawiamy z Krzysztofem Burkiem, wieloletnim wiceprezesem spółki, a obecnie doradcą zarządu Rafako SA.
– W lutym, po tym jak zrezygnował pan ze stanowiska wiceprezesa Rafako, nie chciał pan rozmawiać z mediami, odesłał nas pan do oficjalnego komunikatu firmy. Co się zmieniło od tego czasu?
– Nowiny opublikowały artykuł („Rafako bez Krzysztofa Burka” – przyp. red.), którego wydźwięk był niecodzienny, dramatyczny. W każdym razie tak go odczytało wiele osób, także poza Raciborzem i nie tylko z branży energetycznej. Nie mam zamiaru komentować tego wrażenia, ale chcę zwrócić uwagę na dość istotny niuans. Mianowicie nadal jestem przedstawicielem Rafako. Mam podpisaną umowę doradczą, kontynuuję wiele tematów, którymi zajmowałem się wcześniej. Stąd nadal pozwalam sobie na sformułowania typu „u nas w Rafako, czy „my w Rafako”. Pracuję m.in. nad intensyfikacją pozyskiwania zamówień, przede wszystkim w kierunku Bałkanów, gdzie moja osoba jest dość dobrze kojarzona. Oczywiście teraz robię to z innej pozycji niż w ostatnich latach.
– Odpowiada panu ta nowa rola?
– Moją intencją było oczywiście pozostanie w zarządzie, ale myślę, że nastał taki moment w reorganizacji Rafako, że konieczna była zmiana twarzy w zarządzie. Jestem związany z Rafako od ponad 30 lat. Złożenie rezygnacji to była dla mnie bardzo trudna decyzja. Ale nie ukrywam, że satysfakcję sprawiło mi rozwiązanie tej sprawy polubownie. Nie jest tajemnicą, że w przeszłości rozwiązanie umowy z członkiem zarządu często kończyło się burzliwie, czasem nawet w sądzie.
– Jeśli firma planuje zmienić twarz, to raczej nie dzieje się to tak, że w poniedziałek ważny członek zarządu udziela wywiadu na konferencji, a w nocy coś się wydarza i następuje zmiana w zarządzie. W spółkach giełdowych ten proces nie przebiega tak „spontanicznie”...
– Skłamałbym mówiąc, że nie byłem świadomy dyskusji o składzie zarządu toczonych w obszarze właścicielskim i radzie nadzorczej. One wynikały z tego, że Rafako jest w trakcie zmian. Zmiany są widoczne na zewnątrz w postaci dobrowolnych odejść, zwolnień grupowych, czy nowych obszarów działalności, ale też wiążą się z wewnętrznym funkcjonowaniem Rafako. Byłem i jestem zwolennikiem zmian ewolucyjnych, a nie rewolucyjnych. Ale zawsze nadchodzi moment, który przechyla szalę w jedną lub drugą stronę. Wybrałem się na konferencję do Katowic wiedząc, że wieczorem mam jechać do Warszawy i podskórnie czułem, że to spotkanie może być brzemienne w skutkach. Dyskutowaliśmy różne tematy. W efekcie tego podjąłem decyzję o rezygnacji. Przy czym uważam, że jedna i druga strona są zadowolone z obrotu spraw. Można było sobie wyobrazić inne, gorsze scenariusze, ale mam tę satysfakcję, że udało się ich uniknąć.
– Podłożem tej różnicy zdań było tempo zmian w Rafako, czy ich inny kierunek?
– Jedno i drugie. Rafako zmienia się i ma się zmienić, a że ja utożsamiam to „stare” Rafako, to konieczna była moja rezygnacja z zarządu. Ale niezależnie od mojej przyszłości zawodowej, zawsze chciałbym mieć kontakt z Rafako, bo ja się w nim praktycznie „wychowałem”.
– Pojawiły się komentarze, że to obecna prezes Rafako powiedziała właścicielowi: albo ja, albo Burek...
– Mnie nie są znane tego typu opinie. Trudno mi je zresztą komentować. Uważam też, że kojarzenie tych zmian z hipotetycznymi konfliktami personalnymi jest nie na miejscu. Myślę, że wiele wynika z niespotykanej wcześniej skali i tempa zmian w samym Rafako, jak i w naszym otoczeniu. W pewnym sensie powoli wracamy do koszyka państwowych firm. Udziały Państwowego Fundusz Rozwoju wynoszą na razie 10%, ale mogą wzrosnąć. To też ma swój wpływ na tę sytuację. Nie chciałbym, żeby moja rezygnacja była wiązana z jakimiś wątkami personalnymi.