Za niszczejący szpital nie można nawet pogrozić palcem
– Wstyd, aby w takim pięknym mieście był tak zniszczony i straszący swym wyglądem obiekt – wskazywali na stary szpital przy ul. Bema seniorzy podczas spotkania z prezydentemMirosławem Lenkiem na Uniwersytecie Trzeciego Wieku i podczas Rady Seniorów.
– Szpital nie jest zadaniem miasta. To tak, jakbym powiedział, że wstydzę się za posesję swojego sąsiada. I choć na szczęście nie muszę się wstydzić, nie mam wpływu na to, aby ten wydał jakieś pieniądze, aby na niej coś zmienić – usprawiedliwiał się gospodarz Raciborza.
Dawno temu powiat sprzedał stary szpital, a miasto wsparło go darując „na zachętę” działki od strony ul. Opawskiej. Pewnie inaczej transakcja nie doszłaby do skutku. – Dzisiaj byłoby w kogo bić, bo właścicielem nadal byłby powiat i starosta „obrywałby po głowie”, ponieważ też nie ma pieniędzy i nie bardzo wiedziałby co z tym zrobić – przewidywał włodarz.
Potężny, a przy tym zabytkowy budynek jest w bardzo złym stanie technicznym i aby doprowadzić go do „czegoś” wymaga dziesiątków milionów złotych. Pytanie: „Do czego?”. Część szpitala od Opawskiej została skomercjalizowana, od strony Biedronki działa też przychodnia diagnostyczna, a w miejscu dawnej anestezjologii – niepubliczny żłobek na 60 miejsc.
Nie ma pomysłu natomiast na największą część dawnego szpitala od ul. Bema, którą właściciel powinien zabezpieczyć przed wandalami. – Jedynym organem, który ma prawo karać właściciela za nienależyte administrowanie nieruchomością jest Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. Na bieżąco kary do 500 zł za nieporządek może nakładać straż miejska i to się dzieje – zapewniał prezydent.
Nie udało się stworzyć tam planowanego domu spokojnej jesieni, a byłoby to piękne miejsce, w centrum miasta, w pobliżu parku. Wymogi jakie stawia państwo DPS-om okazały się jednak zbyt wygórowane. – Zakładam, że szpital skomercjalizowany zostanie po kawałku, a proces ten będzie długi i kosztowny, ale życie nie znosi próżni. Część już została sprzedana i mieści się tam kancelaria notarialna, stomatolog oraz kilka mieszkań – wymieniał prezydent.
– Co będzie jeśli od ognia zajmie się już zagospodarowana część szpitala? – dopytywali słuchacze senioralnej uczelni, zaniepokojeni trwającą dewastacją i wzniecanymi tam pożarami.
– Nie mogę właścicielowi nawet pogrozić palcem, ponieważ obiekt nie należy do miasta. On doskonale wie, że na prywatnej posesji straż miejska nic nie może mu zrobić – rozkładał ręce prezydent.
(ewa)
Komentarz
Na Raciborszczyźnie można znaleźć kilka zabytkowych obiektów, kosztownych w utrzymaniu, czy restauracji. Pozbywające się ich gminy czy powiat, przy pierwszej nadarzającej się sposobności – aby odciążyć własne budżety – tracą nad nimi kontrolę. Nowi właściciele – również bez konkretnego planu ich zagospodarowania – szybko ubożeją lub, nie znajdując pomysłu na intratny biznes, pozostawiają je popadające w ruinę. Pałacyki na uboczu, kiedyś piękne – tracą swój dawny blichtr, ale nikt tym specjalnie nie przejmuje się. Inaczej jest w mieście, gdzie w jego sercu niszczeją takie obiekty, jak stary szpital, czy sąsiadująca z „Nowinami” winiarnia. Osypujące się tynki, przy okazji odsłaniają finansową niemoc w ich ratowaniu. Oczywiste wydaje się, że jako gmina czy powiat nie udźwigniemy ciężaru odbudowy takich obiektów, ale nic nie usprawiedliwia wystawiania ich na pastwę chuliganów i dewastatorów.
Ludzie:
Mirosław Lenk
Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.
Komentarze
2 komentarze
Dlaczego dopuscili do takiej dewastacji od tego trzeba by rozpoczasc czy nie lepiej bylo remontowac wczesniej miejsze wydatki no i juz jakies dochody byjuz byly Lenk juz za dlugo siedzi na tym stolku
Mądrzy prezydenci zanim oddadzą jakiś zabytek w prywatne ręce moga zastrzec, że to zrobią o ile nowy właściciel zobowiąże się w przeciągu okreslonego czasu spełnić szereg warunków. Jesli umowy nie dotrzyma, moze stracic majtek. Ale w Racku to Lenk zna się na wszystkim najlepiej, i dlatego jest jak jest, co krok to wtopa.