Prezenty na raty. Czy to się opłaca?
Procedura jest szybka, łatwa i wygodna. Wystarczy czasem kilkanaście minut i już można mieć wymarzony sprzęt, na który brak gotówki.
Powoli rusza przedświąteczna gorączka zakupów. Sklepy dobrze wiedzą, że to wyjątkowo dobry moment, by zaatakować klientów ofertą kredytową. Bo o ile po kredyt do banku nie zawsze będzie nam się chciało pójść, a nie każdy z nas ufa firmom pożyczkowym, w których pożycza się kasę online albo przez telefon, to bezpośrednio w sklepie zadłuży się wielu z nas. Kiedy nie stać nas na upatrzony prezent, jednym z rozwiązań jest rozłożenie jego zakupu na raty. Z tego wyjścia korzysta co roku wielu Polaków. Aby uzyskać kredyt ratalny, wystarczy okazać dokument potwierdzający źródło i wysokość dochodów oraz dokument tożsamości. Klientów kusi też fakt, że sklepy nie wymagają zabezpieczeń ani poręczeń kredytów ratalnych. Chociaż kredyty same w sobie nie są niczym złym, to niech magia świąt nie przesłoni nam realnej oceny naszych finansowych możliwości. Każde zobowiązanie trzeba będzie kiedyś spłacić.
Jak raty widzą sklepy?
Sklepy wprowadziły sprzedaż ratalną m.in. dlatego, że klient, który może zabrać do domu jakiś towar, płacąc tylko niewielką część jego wartości, chętniej kupi też coś innego. Dzięki temu zwiększa obroty sklepu. Maciej Samcik prowadzący bloga samcik.blox.pl radzi, aby nie kupować na raty czegoś, czego i tak nie kupiłoby się za gotówkę. – Jeśli widzisz w sklepie telewizor za 7 tys. zł, to nie wybieraj go kosztem telewizora za 4 tys. zł tylko dlatego, że rata wygląda zachęcająco. Pamiętaj, że cenę towaru będziesz musiał i tak zapłacić. Owszem, jeszcze nie dziś, ale prędzej lub później będziesz musiał sobie czegoś odmówić, żeby zapłacić kolejne raty – mówi Samcik. Radzi, aby do każdego typu pożyczki zbudować biznesplan, próbując znaleźć dodatkowe dochody, które pozwolą pokryć choćby część rat. Jeśli mamy w perspektywie jakieś dodatkowe pieniądze, możemy pozwolić sobie na takie pożyczki. Jeśli spodziewamy się „chudych miesięcy”, lepiej być ostrożnym.
Raty 0%
Niezmiennie popularnością cieszą się raty 0%, oferowane przez duże sieci handlowe. Zakup towaru na takich warunkach nie wiąże się z żadnymi opłatami dodatkowymi – kwota zaciągana na produkty jest faktyczną, jaką musimy zwrócić do banku. To bardzo dobra okazja, by zdecydować się na zakup czegoś, o czym zawsze marzyliśmy, ale nie było nas na to stać. Przy korzystaniu z takich ofert należy dokładnie zapoznać się z warunkami umowy. Maciej Samcik radzi, aby unikać rat, które są na 0% pod warunkiem, że raty spłaci się w ciągu np. pół roku. – Należy się również wystrzegać rat, które zmuszają do jednoczesnego wzięcia karty kredytowej. Takich, które zmuszają do zapłacenia prowizji lub składki ubezpieczenia. To wyciąganie pieniędzy z drugiej kieszeni klienta i złodziejstwo – wymienia. Wyjaśnia, że część sklepów ma z bankiem „układ”, polegający na tym, że to bank decyduje któremu klientowi pozwolić pożyczyć „za zero”, a któremu naliczyć oprocentowanie. Oczywiście zwykle okazuje się, że albo bank każdemu klientowi odpowiada, iż „niestety, panu raty za zero się nie należą”, albo sklep komunikuje klientowi taką odpowiedź, bo np. ma procent od liczby „płatnych” klientów, których przyniesie bankowi. Przy ratach 0%, lepiej zdecydować się na maksymalną możliwą ilość rat. Taka taktyka ma sens z kilku powodów. Po pierwsze, im niższa miesięczna rata, tym łatwiej jest ją spłacić. Po drugie, nawet gdy miesięczna rata jest naprawdę niska, to kredyt można nadpłacić. Po trzecie, ilość rat nie ma w takim wypadku żadnego wpływu na wysokość spłaconej kwoty.
Raty na karcie?
Coraz większą popularność zyskuje możliwość zaciągnięcia kredytu ratalnego na karcie kredytowej. Oprocentowanie karcianych rat jest mniejsze od tradycyjnego kredytu gotówkowego. Jeżeli kwotę zadłużenia na karcie będziemy chcieli spłacać ratalnie, to jedynym mankamentem może być konieczność dokonania zakupów na co najmniej kilkaset złotych. Możemy też obciążyć kartę bez rozbijania długu na raty. W takim wypadku musimy jednak szybko spłacić zadłużenie, inaczej bank pobierze wysokie odsetki.
Czytajmy dokumenty
Umowę na kupno towaru na raty najczęściej zawiera się w sklepie. A taka sytuacja nie sprzyja dokładnej analizie treści umowy. Zapewnienia sprzedawcy starającego się namówić nas do zakupu, długa kolejka, perspektywa opuszczenia sklepu z wymarzonym towarem w ręku sprawiają, że ciężko skupić się na nie zawsze klarownych zapisach umowy kredytowej.
– Wydaje się niekiedy, że umowa ratalna jest jakby mniej zobowiązująca niż umowa zawierana w siedzibie banku. Nic bardziej mylnego. Każdy kredyt ma swoje koszty, terminy spłaty, zabezpieczenie. Nie dajmy się zwieść kolorowym wywieszkom „raty 0%” – pamiętajmy, że bank nie miałby żadnego interesu w udzielaniu kredytów, na których nie zarabia – informuje portal federacja–konsumentow.org.pl. Dlatego szanse na to, że kredyt nie będzie się wiązał z żadnymi kosztami, są bardzo nikłe. Warto być czujnym, bo we wszelkich promocjach ratalnych często są dodatkowe obostrzenia, np. że dotyczy to tylko konkretnej liczby rat.
oprac. (juk)
Najnowsze komentarze