środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Anestezjolog nie dojechał na akcję reanimacyjną?

02.06.2017 12:58 | 6 komentarzy | mak

W szpitalu w Rydułtowach nie ma już lekarzy-anestezjologów. Zastąpili ich ratownicy medyczni. Dyrekcja szpitala zapewniała, że anestezjolodzy dyżurują, ale "na telefon". Tymczasem 8 maja miało dość do sytuacji, w której anestezjologa wezwano na miejsce, jednak ten nie przyjechał.

Anestezjolog nie dojechał na akcję reanimacyjną?
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Wracamy do sprawy, która wzbudziła opór części załogi szpitala oraz wywołała lawinę komentarzy ze strony naszych czytelników. Dyrekcja szpitala zadecydowała, że od maja na izbie przyjęć w Rydułtowach nie ma już lekarzy anestezjologów. Zastąpili ich ratownicy medyczni. Anestezjolodzy są natomiast „pod telefonem”. Mają przyjeżdżać w razie potrzeby.

Co się stało 8 maja?

Jak się dowiedzieliśmy, rzeczywistość szybko zweryfikowała ten pomysł. Do naszej redakcji zgłosiła się osoba, która opisała, co miało wydarzyć się w szpitalu w Rydułtowach 8 maja. – Tego dnia w szpitalu w Rydułtowach doszło do akcji reanimacyjnej. Zespół uznał, że trzeba wezwać anestezjologa. Widocznie była taka potrzeba. Niestety, wezwany na miejsce anestezjolog nie przyjechał. Ostatecznie pacjent nie żyje – powiedział nam nasz czytelnik (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

Rozmawialiśmy też na ten temat z kilkoma pracownikami szpitala. Każdy potwierdził nam tę wersję wydarzeń.

Nikt nie twierdzi, że zgonu pacjenta dałoby się uniknąć, gdyby anestezjolog był na miejscu. – Tylko niech dyrekcja zastanowi się, po co w ogóle wprowadzać takie pomysły. To zakrawa o śmieszność. Jeśli pacjent musi być reanimowany, to tu i teraz. Po co mówienie o anestezjologu „na telefon”. Najlepiej niech tego rodzaju pomysły ocenią pacjenci – dodaje nasz rozmówca.

W szpitalu analizują

O całej sprawie chcieliśmy napisać wcześniej. Oczekiwaliśmy jednak na komentarz ze strony dyrekcji szpitala. Temat jest poważny. Sądziliśmy, że szpital się do niego odniesie. 15 maja wysłaliśmy rzecznikowi szpitala pytania dotyczące przebiegu akcji reanimacyjnej. 22 maja dostaliśmy odpowiedź, która nie tłumaczy sprawy. Szpital nie odpowiedział nam, czy feralnego dnia anestezjolog był wzywany na miejsce, a jeśli tak, to czy w ogóle przyjechał. Szpital informuje za to, że „w związku z trwającą od 01 maja 2017 roku reorganizacją pracy Izby Przyjęć PPZOZ, zebrana została dokumentacja medyczna pacjentów Izby Przyjęć i oddziałów szpitalnych zarówno w Rydułtowach, jak i Wodzisławiu Śląskim za okres od 1 do 16 maja 2017 roku, do których wzywany był anestezjolog i/lub ratownik medyczny. Każdy z przypadków zostanie poddany analizie w zakresie stosowanych procedur medycznych i prowadzonej dokumentacji medycznej. Wnioski mają na celu optymalizacje funkcjonowania Izby Przyjęć oraz wskazanie możliwości zmian, które przyczynia się do polepszenia świadczonych usług medycznych”. Szpital powiadomił nas też, że na nasze pytania odpowie dopiero wtedy, gdy zakończy się analiza. Kiedy dokładnie, tego nie wiadomo.

Magdalena Kulok


Komentarz

Dopytywana przez nas o całą sprawę dyrekcja szpitala nabiera wody w usta, zasłaniając się... analizą dokumentacji medycznej pacjentów izby przyjęć i szpitala za dwa pierwsze tygodnie maja. Postawa dyrekcji szpitala może dziwić. Przecież gdyby szpital potrafił wyjaśnić, że sytuacja w ogóle nie miała miejsca albo że wzywany anestezjolog dojechał, tematu tak naprawdę by nie było. Szpital woli jednak nie odpowiadać wprost, powołując się na „analizę procedur medycznych”. Wnioski niech czytelnik wyciągnie sam.