Sobota, 1 czerwca 2024

imieniny: Jakuba, Hortensji, Gracjany

RSS

Dziś nie jesteśmy oswojeni ze śmiercią

31.10.2016 19:00 | 0 komentarzy | eos

Komercjalizacja usług funeralnych, przepisy skłaniające ludzi, by ciało zmarłego zamiast w domu, pozostawało w kaplicy cmentarnej, a także sprowadzenie pochówku wyłącznie do roli pogrzebu sprawiają, że dziś obrzędowość pogrzebowa jest dużo uboższa niż kiedyś.

Dziś nie jesteśmy oswojeni ze śmiercią
Zdj. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

– Dawniej ludzie rodzili się i umierali w domach, dlatego obrządek pogrzebowy poprzedzał nawet sam moment odejścia. Wizja śmierci w szpitalu, w otoczeniu obcych odbiegała od ówczesnego stereotypu. Chciano, podobnie jak obecnie, umierać wśród bliskich – mówi raciborska etnograf Julita Ćwikła.

Współcześnie jeszcze tylko na wsiach podtrzymywana jest tradycja spotkań w oczekiwaniu na pochówek. Ludzie gromadzą się często w domach i kaplicach (czasami nawet bez ciała zmarłego), aby modlić się za niego. Kiedyś na porządku dziennym były przygotowania do pogrzebu. – Osoby wyspecjalizowane również w modlitwie tzw. „rzykaczki” przychodziły, aby umyć i ubrać nieboszczyka, a przy tym przemawiały do niego, bo podobno wówczas ciało stawało się bardziej podatne na zabiegi. Czasami przestrzegano zasady, że mężczyznę do pochówku przygotowywał mężczyzna, a kobietę – kobieta, żeby zmarłemu oszczędzić wstydu – opowiada o panujących zwyczajach Julita Ćwikła.

Tłumaczy, że inaczej niż dziś traktowano też sam moment śmierci. Panowało przekonanie, że do chwili pogrzebu dusza jest blisko ciała. – Starano się nie utrudniać odejścia, dlatego nie wolno było lamentować i płakać. Co więcej, żeby dusza zmarłego mogła bez problemu odejść, otwierano okna, modlono się, wyciągano poduszkę spod głowy zmarłego, wkładano w ręce konającego poświęconą gromnicę, aby rozświetlała mu drogę do innego świata. Po śmierci skrzętnie zasłaniano lustra i okna, żeby dusza zmarłego nie odbiła się w szkle i nie pozostała wśród żywych – mówi raciborska etnograf. W tym celu, by dusza zmarłego nie pozostała wśród żywych układało się na marach nieboszczyka w trumnie nogami do wyjścia. Do dziś czyni się tak mniej lub bardziej świadomie w kaplicach cmentarnych i kościołach, co stanowi kontynuację dawnych wierzeń.

– Przez trzy puste noce i trzy puste dnie bacznie obserwowano zmarłego. Ponieważ bywały przypadki, że osoby zapadały w tzw. letarg, czyli śmierć kliniczną. Współcześnie pomimo rozwiniętej medycyny zdarzyło się, że ktoś obudził się w kostnicy. W literaturze ludowej znane są podania o głosach na cmentarzach, bo najprawdopodobniej pochowano kogoś żywcem – twierdzi Julita Ćwikła.