Więził żonę z trupem
Janusz K. wbiegł do mieszkania okładając pięściami przyjaciela swojej żony. Skrępował mu ręce i nogi, po czym założył worek foliowy na głowę i patrzył jak się dusi. Przez prawie dobę kazał żonie przebywać ze zwłokami w mieszkaniu. Sąd właśnie wydał wyrok w sprawie tej przerażającej zbrodni.
Janusz K. to mieszkaniec rybnickiej dzielnicy Boguszowice. Wykształcenie podstawowe, pracownik budowlany. Przez lata mieszkał z dziećmi i żoną w bloku przy Śniadeckiego. W mieszkaniu na parterze często było słychać odgłosy awantur. Wzywano patrole policji. Wreszcie Janusz K. otrzymał sądowy nakaz opuszczenia mieszkania. 50-latek spał w piwnicach bloku, u kolegów, zdarzało się, że na nocleg godziła się jego żona Grażyna K. Bywało tak zwłaszcza wtedy, gdy Janusz K. miał pieniądze i kupował alkohol. Kiedy ten się kończył, awantury wybuchały na nowo. Mężczyzna często kręcił się wokół bloku gdzie przed laty mieszkał. Nachodził żonę, kopał przy znajomych, groził. Jeden z sąsiadów wezwanych przez sąd zeznał, że Janusz K. miał na blokowisku opinię „psychola”. Grażyna K. próbowała ułożyć sobie życie od nowa. Coraz częściej w mieszkaniu przy Śniadeckiego bywał Piotr B. rówieśnik Janusza K. To nie podobało się temu ostatniemu.
Zabójca udawał psa
19 września 2014 roku Janusz K. spożywał alkohol z kolegą pod blokiem przy ulicy Śniadeckiego. Wiedział, że B. jest w mieszkaniu z jego żoną. Wiedział również, że do mieszkania nie wejdzie, bo Grażyna K. i Piotr B. byli bardzo ostrożni. Zamykali okna, upewniali się patrząc przez wizjer, kto puka do drzwi. W pewnym momencie z klatki, w której mieszkali K. wybiegł ich pies. Grażyna K. wypuszczała go przez drzwi i czekała aż zwierzę wróci pod drzwi, skrobiąc o nie kagańcem. Zwyczaje zwierzęcia doskonale znał Janusz K. Wstał z ławki i wszedł do klatki. Udając powrót psa, zaczął skrobać po drzwiach, chowając się równocześnie za ścianą. Grażyna K. słysząc psa, poszła otworzyć drzwi. Na wszelki wypadek spojrzała jeszcze przez wizjer. Nikogo nie zauważyła. Otworzyła więc drzwi.
To cudza żona
Janusz K. wpadł do mieszkania okładając parę pięściami. – Cudzej żony się nie rusza – krzyczał w szale do Piotra B. W ręku trzymał nóż. Ten jednak złamał się na udzie Piotra B. Kazał obojgu usiąść na ziemi. Bandażem elastycznym i taśmą malarską skrępował nogi Piotra w kostkach, ręce związał w nadgarstkach. Na głowę założył mu foliowy worek, który dodatkowo uszczelnił taśmą malarską. Przez kolejne godziny Piotr B. konał w męczarniach. O trzeciej nad ranem Janusz K. podszedł do ciała Piotra B. Zauważył, że ręce są zimne a paznokcie zasinione. Zdał sobie sprawę, że go zabił.
Uciekł przez okno
Dramat kobiety trwał od wieczora 19 września do wieczora 20 września. Dlaczego Grażyna K. nie opuściła mieszkania? – Napastnik zabrał jej telefon komórkowy, a klucz do mieszkania trzymał cały czas w kieszeni spodni. Dodatkowo groził jej nożem. Kiedy małżeństwu zabrakło papierosów, Janusz K. pozwolił żonie zadzwonić do koleżanki. Sąsiadka podała je Grażynie K. przez okno. Kiedy Janusz K. pozwolił na moment unieść rolety, cały czas stał z boku z nożem w ręku – relacjonuje prokurator. W pewnym momencie Janusz K. wyszedł do toalety. Niewykluczone, że celowo zostawił telefon na stole. Kiedy wrócił do pokoju, zastał żonę z telefonem w ręku. – Spłoszony uciekł przez okno i niedługo po tym wpadł w ręce policji. Nie wiedział, że Grażyna K. nie zdążyła nigdzie zadzwonić – mówi prokurator Rafał Łazarczyk.
Płacz na pokaz
Podczas procesu Janusz K. tłumaczył, że chciał tylko nastraszyć Piotra B. – Przecież miałem w ręku nóż. Gdybym chciał go zabić, mógłbym to zrobić od razu. Moja żona zrobiła mu dziurkę w tym worku. Przez kolejne godziny widziałem jak coś kombinuje pod tym workiem – mówi ze łzami przed sądem. – Mój klient ma podstawowe wykształcenie i jest prostym człowiekiem. Są mu obce jakieś wyrafinowane tortury i na pewno świadomie by tego nie zrobił – przekonywał adwokat. Po blisko dwóch latach od tragedii, we wrześniu 2016 roku w rybnickim wydziale zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach zapadł wyrok. Janusz K. został skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności. – Przez cały proces oskarżony nie wyraził skruchy. Rozpłakał się tylko podczas mowy końcowej, ale zapewne tylko dlatego, że usłyszał, że prokurator domaga się kary 25 lat pozbawienia wolności. Do mieszkania żony oskarżony poszedł z zamiarem morderstwa. Miał ze sobą nóż i taśmę. Nie jest prawdą, że nie chciał zabić, bo miał w ręku nóż. Ten nóż złamał się oskarżonemu przy pierwszych ciosach i tylko dlatego go później nie użył. Wiedział, że Piotr B. dusi się pod workiem i umiera w męczarniach. Na to wszystko kazał patrzeć swojej żonie, którą niewątpliwie łączyły z Piotrem B. bliższe relacje – uzasadniała wyrok sędzia Edyta Pachla. Wyrok jest nieprawomocny.
Adrian Czarnota