Klan Piechulów na kole
25 lipca do Turza wjechała grupa kilkunastu rowerzystów, którzy po dziewięciu dniach w trasie, pokonali w siodełkach dystans prawie 1100 km
W 1991 r. Piotr Marczak wyjechał z Siedlisk do Niemiec. Jako młody chłopak, gdy odwiedzał rodzinne strony, przez myśl mu przeszło, żeby tę trasę pokonać kiedyś na rowerze. 20 lat minęło od tamtej chwili, kiedy na 40 urodzinach, podczas rodzinnego spotkania, Piotr zainteresował swoim pomysłem członków swojej rodziny, wszyscy związani z klanem Piechulów z Turza. – Zainteresowanie od razu było duże. Członkowie z obu stron mojej rodziny, którzy znali się jedynie z uroczystości stwierdzili, że to idealny sposób na wakacje i wzajemne poznanie siebie – tłumaczy pomysłodawca wyjazdu. Było 15 chętnych. Przygotowania rozpoczęli od spotkania i wstępnej prezentacji trasy w 2015 r. Każdy otrzymał jakieś obowiązki, zaś wszyscy zaczęli trenować jazdę na rowerze, bo nikt z grupy nie pokonywał wcześniej tak dużych dystansów. Niektórzy w ogóle nie mieli roweru!
Na trasie
Wyruszyli grupą 9 osób 17 lipca z Gollenheim w Niemczech. Nazwali się „Silna Grupa”. Dziennie pokonywali 120 km. Poruszali się na drogach lokalnych i ścieżkach rowerowych. Przez całą trasę towarzyszył im dziesiąty zawodnik, kierowca samochodu, w którym rowerzystom wiózł namioty i prowiant. Spotykali się codziennie na finiszu odcinka. Spali na polach namiotowych i kempingach. W trakcie trasy dołączali do nich kolejni uczestnicy rajdu, ci którzy nie dostali wcześniej wolnego.
Jakie wrażenia przywieźli po dotarciu na metę? – Sama organizacja wyjazdu sprawdziła się na 95 procent. Zabrakło precyzji w nawigowaniu, przez co trochę nadrobiliśmy drogi i wjechaliśmy na kamienne ścieżki, na których łatwo było złapać gumę – wyjaśnia P. Marczak. Rowerzyści przyznają również, że tak długa jazda pokazała im jak wiele stresujących sytuacji czeka ich na drogach. – Większość kierowców zachowywała się w porządku, ale było kilka stresujących sytuacji z TIR-ami – precyzują.
Niezwykłe dni
Ich dzień w trasie rozpoczynał się od startu o godz. 8.00 – 9.00 rano. Dzienny etap pokonywali średnio w pięć godzin. W trakcie robili jedną większą i kilka mniejszych przerw regeneracyjnych. – Ważne były choć małe posiłki, bo pedałując pół dnia człowiek może spalić nawet 4 tysiące kalorii – wyjaśniają śmiałkowie. Sił fizycznych, ale i psychicznych, dodawał im doping jaki spotykał ich od nieznanych ludzi, mijanych w wielu z 280 miejscowości, które mijali w całej podróży. – Poza tym cały czas grupa wspierała się nawzajem. Gdy ktoś miał chwilę zwątpienia, zaraz ktoś go wspierał, albo opowiedział kawał, albo zaczęliśmy śpiewać piosenkę, albo po prostu na chwilę się zatrzymywaliśmy. Tylko dzięki temu wszyscy dojechaliśmy do końca – opowiadają. Wieczorami siadali przy grillu i poznawali się, rozmawiali często o osobistych sprawach i zżywali się jeszcze bardziej.
Zaskakująca meta
Kiedy zbliżali się do Turza, działy się dziwne rzeczy. Najpierw niespodziewanie dostali eskortę od grupy motocyklistów, a potem, już przy samej mecie zauważyli tłum ludzi. – Nie byliśmy z nikim specjalnie umówieni. O naszym przyjeździe wiedział tylko Edward Piechula, u którego była meta – wspominają. A w Turzu przygotowania na ich przyjazd trwały już od kilku dni. Wspomniany pan Edward skonstruował wielkie maszty z napisem „meta”. Przed jego domem czekali mieszkańcy wioski, sołtyska, proboszcz oraz przedstawiciele samorządu. – Był jeszcze szampan i wielka feta, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy – przyznają podróżnicy. Następnego dnia klan Piechulów świętował w rudzkiej stodole, gdzie uczestnicy rajdu otrzymali jeszcze specjalne medale.
Pomimo tysiąca kilometrów w nogach, Silna Grupa każdego dnia, który spędzili w rodzinnych stronach wyruszała na małą rowerową wycieczkę. – Chyba z rozpędu nie potrafimy się zatrzymać – mówili z uśmiechem. W ich głowach tli się pomysł kolejnego wypadu, choć już ten dał im tyle wrażeń, że będą go pamiętać do końca życia. – Chcielibyśmy przekazać gorące podziękowania dla naszej rodziny w Turzu za zorganizowanie takiego powitania. Odprawiono w naszej intencji mszę świętą i to wszystko było bardzo miłe, dziękujemy – kończą członkowie Silnej Grupy.
Marcin Wojnarowski
Ciekawostki o Silnej Grupie
• Najmłodszy uczestnik przejazdu miał 20 lat, najstarszy 60.
• Koszt wyprawy jednej osoby (oprócz roweru) wyniósł 1500 zł.
• Większość rozpoczęła ćwiczenia jesienią 2015 r. od krótkich dystansów po 5 km dziennie.
• W ekwipunku podczas jazdy mieli tylko picie, dętki zapasowe i odzież przeciwdeszczową.
• Najdłuższa dzienna przerwa w trasie wynosiła ok 40 minut.
• Dobrą metodą, gdy ktoś opada z sił, jest wzięcie go do środka grupy, najgorzej gdy zostaje sam w tyle.
• Od startu do mety pedałowali w sumie 54 godziny.