Marek Torzewski bez zdjęć, czyli smród po koncercie
Za koncert zespołu „Bracia” podczas tegorocznych Dni Raciborza Urząd Miasta zapłacił 60 tys. zł, nie licząc kosztów wynajmu sceny (na cały weekend) za ponad 32 tys. zł. Śpiewak operowy Marek Torzewski za swój występ na zamku w ten sam weekend otrzymał od Starostwa Powiatowego 27,5 tys. zł.
„Nowiny Raciborskie” od wielu lat zadają pytanie, czy tak znaczących pieniędzy nie można wydawać z większym sensem? Oczywiście w tym celu urzędnicy musieliby wykazać się większą kreatywnością, zaangażowaniem, a także, o zgrozo, może przyszłoby im opisać kilkadziesiąt faktur zamiast kilku. W każdym razie powyższe pytanie wciąż jest aktualne.
W tym roku, w imieniu dziennikarzy „Nowin Raciborskich” i portalu nowiny.pl (a być może także innych raciborskich mediów) z przykrością muszę postawić jeszcze jedno. Jakim prawem Starostwo Powiatowe domaga się od dziennikarzy przekazania zdjęć z koncertu śpiewaka Torzewskiego oraz składania pisemnych oświadczeń, że nie będą ich „upubliczniać w żadnej formie”? Nie wiem czy prawdą jest, że domagał się tego od urzędników menedżer gwiazdy, bo w umowie pomiędzy Starostwem i artystą były jakieś tam obostrzenia co do jego wizerunku. Za to jest faktem, że najpierw w trakcie koncertu telefonicznie, a następnego dnia mejlem, rzecznik prasowy Starostwa kierował do nas takie kuriozalne prośby.
Oczywiście nie zamierzamy niczego przekazywać, ani oświadczać, choć w pierwszym odruchu, na gorąco, dziennikarz podjął decyzję o niepublikowaniu zdjęć śpiewaka. Po pierwsze, umowa którą sobie Starostwo zawarło z Torzewskim nie może obowiązywać dziennikarzy, zwłaszcza że ci jej nawet nie znają. Po drugie, dziennikarze nie robią relacji z koncertu, żeby sprzedawać pirackie fotki czy filmiki w internecie, ale dlatego, że ich obowiązkiem jest informowanie mieszkańców, np. o tym, jak wyglądają otwarte i finansowane z publicznych pieniędzy koncerty. Po trzecie, dziennikarze w tym zakresie działają w oparciu o prawo prasowe oraz prawo autorskie, które są prawem ważniejszym niż jednorazowe umowy samorządu z jakaś gwiazdą. Art. 81 prawa autorskiego wyraźnie wymienia sytuacje, które nie wymagają zgody na rozpowszechnianie czyjegoś wizerunku. Należy do nich fotografowanie osoby powszechnie znanej, w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, np. politycznych, społecznych, zawodowych.
To, że komuś w Starostwie przyszło w ogóle do głowy, żeby uzurpować sobie prawo do zabierania nam zdjęć i zakazywania ich publikacji jest nie tylko głupie. Jest także niebezpieczne. Bo kto zaręczy, że następnym razem urzędnik nie zażąda, żebyśmy nie fotografowali np. starosty, jego służbowego samochodu lub prywatnego kota, z którym przyjdzie na sesję. Bo na przykład urzędnicy zawarli sobie umowę ze św. Mikołajem, że tylko on ma do tego prawo. Dlatego mocno i publicznie przeciwko takim szykanom protestujemy.
Arkadiusz Gruchot
Komentarze
3 komentarze
Menadżer czyli żona - Torzewski juz zwariował, więc przypominam mu słowa jego piosenki - Nic nie dane jest na zawsze! Sława i sympatia ludzi tez nie.
Nie wieżę. Nie maja żadnej podstawy prawnej by takie coś wymagać. Jak chcą wszystkie zdjęcia to niech płacą za udzielenie licencji albo za przeniesienie praw autorskich. Ja bym im wysłał wszystkie RAWY i od razu fakturę :)
Proszę się odpolitycznić jeszcze od UM, a zwiększy się rzesza czytelników.