Piątek, 8 listopada 2024

imieniny: Seweryna, Gotfryda, Hadriana

RSS

Spełnili marzenie swych dziadków – wrócili do ojczyzny

25.06.2016 09:38 | 1 komentarz | eos

Swoimi wspomnieniami z młodości i niezwykłymi przeżyciami również z długiej drogi do Polski, na spotkaniu w Towarzystwie Miłośników Ziemi Raciborskiej dzielili się Ludmiła i Roman Wierzbiccy przybyli do miasta z kazachskiego wygnania oraz Irena i Gurgen Gadaczikowie z Armenii. 

Spełnili marzenie swych dziadków – wrócili do ojczyzny
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Po 55 latach spędzonych w Kazachstanie, państwo Wierzbiccy, spośród kilku zapraszających ich miast, jak Wołomin czy Gdańsk, wybrali Racibórz, gdzie mieszkają od 20 lat. W ich pamięci na trwałe zapisała się jednak historia ich bliskich, którzy deportowani zostali z Polski w latach i 30. i 40. Przyszło im żyć w trudnych warunkach, srogiego kazachskiego klimatu, skazani na ciężką pracę w kołchozach, ogołacani z ludzkiej godności i nadziei, o czym wspomniał Roman Wierzbicki, przytaczając słowa NKWD-owca, który po wyprowadzeniu Polaków z bydlęcych wagonów powiedział: – Tu będziecie żyć i tu umrzecie.

Pamięta też, jak rozdzielono rodziców, ojciec trafił do Karagandy i matka sama musiała zająć się wychowaniem dziećmi, pracując od rana do wieczora w kołchozie. – Kiedyś nie otrzymała należnej zapłaty i wszyscy płakaliśmy – mama, bo nie miała co dać nam jeść, a ja z bratem z głodu – opowiada.

– U rodziców pozostała wiara i marzenie powrotu, którą przekazywali nam, swoim dzieciom. Wiedzieliśmy, że naszą ojczyzną jest Polska, a tam trzeba było żyć, starać się przeżyć, a gdy tylko będzie można, wrócić do rodzinnego kraju. Tego czego nie zdążyli zrealizować dziadkowie i rodzice, udało się nam. A tutaj przyjęto nas z otwartymi rękami – mówi o przyjeździe do Raciborza pan Roman.

Do Kazachstanu trafili również rodzice z dwójką dzieci oraz babcia i dziadek pani Ludmiły Wierzbickiej. Pamięta w szczególności matkę, która modliła się i płakała. Nieznającą innej niż kazachska rzeczywistość, dziewczynkę dorastającą pomiędzy armeńskimi, azerbejdżańskimi, tatarskimi i uzbeckimi rówieśnikami, przywykłą do trudnych warunków życia wśród wód, stepów i pasących się baranów, dziwił smutek matki. Ta zaś tłumaczyła jej: – Dziecko, ty nie wiesz, że jesteśmy nie na swojej ziemi. – Mama bardzo chciała wrócić do ojczyzny. Dla niej najważniejsze było spotkanie po 18 latach z polskim księdzem, przyjecie komunii św. i mój chrzest – wspomina pani Ludmiła.

Państwo Gadaczikowie do Polski przyjechali przed czterema laty. Rodzina pana Gurgena wywodzi się z pod Będzina. Do dziś jest tam ulica zamieszkiwana przez Gadaczików. Pan Gurgen natomiast urodził się już w Armenii, gdzie osiadł jego dziadek, który w I wojnie światowej był lekarzem rosyjsko-polskiej armii i trafił do tureckiej niewoli. Stracony przez KGB jako szpieg, za listy po polsku napisane do siostry. Po wielu latach, Gurgen Gadaczik na swej drodze spotkał starszego człowieka, który znał dziadka Józefa. Po raz pierwszy wtedy wróciła pamięć o dziadku, którego mężczyzna wspominał, jako dobrego lekarza. Równie zawiłe są losy rodziny Ireny Gadaczik, której pradziadek Antoni Kamiński urodził się w Krakowie, a prababcia była Czeszką. Pradziadek został zesłany na Kaukaz i zamieszkał w Batumi. Babcia pani Ireny urodziła się w Krakowie, a jej dwie siostry w Gruzji. Dziś pani Irena mówi świetnie po polsku, gdyż wiele słów nauczyła się od babci. Rodzina jej o ormiańskich korzeniach, przed turecką rzezią uciekła do Armenii, gdzie spotkała się z krewnymi z Polski.

– Jak jest się starszym chciałoby się poznać kraj dziadka. Spojrzeć jego oczami, tak jak on na niego patrzył, była to dla mnie tajemnica, którą chciałem odkryć – wyjaśnia emocjonalne pobudki przyjazdu do Polski pan Gurgen. Wcześniej do Kietrza na zaproszenie przyjechał syn państwa Gadaczików.

– Nie żałuję, że przyjechałem do Raciborza, bo spotkałem tu dobrych ludzi. Kiedy miałem wystawę w Krakowie wszyscy mówili, że miasto to jest centrum polskiej kultury. Odpowiadałem, że znam jeszcze jedno takie miejsce, którym jest Racibórz.

Nie obyło się jednak bez problemów, a i dziś muszą stawić czoła wielu trudnościom. Roman Wierzbicki był górnikiem w Kazachstanie, ale brak umów między Polską a tym krajem sprawia, że otrzymuje najniższą emeryturę. W podobnej sytuacji jest Gurgen Gadaczik – reżyser, operator, filmowiec, artysta z ponad 40-letnim stażem zawodowym, który już wkrótce również przejdzie na emeryturę. W Raciborzu dotychczas nie udało mu się znaleźć pracy. – Nie jest łatwo, ale powoli nam się układa. Praca jest potrzebna, by mieć zabezpieczenie na przyszłość. Aby ją dostać trzeba mieć znajomości, bez nich nic się nie udaje, nawet jak się jest specjalistą – mówi pani Irena.

Państwo Wierzbiccy są zadowoleni ze swego ciepłego, ale malutkiego mieszkanka. Choć gdyby pewnie ich sytuacja finansowa była lepsza, pani Ludmiła mogłaby zrealizować swe marzenie o małym domku z ogródkiem, pieskiem i kotkiem. Pan Gurgen natomiast chciałby sprzedawać swoje piękne obrazy i rzeźby, ale wie, że mieszkający tu ludzie nie są aż tak bogaci, aby móc kupować jego prace.

Sytuacją ekonomiczną Polaków przyjeżdżających z różnych krajów, poseł Gabriela Lenartowicz zamierza zainteresować posłankę zajmującą się Polonią. – Niezwykle trudne jest przenoszenie swojego życia, z jednego w inne miejsce, niezależnie jaką łączność czujemy z rodzinnymi korzeniami. Problem rodzi jednak zabezpieczenie emerytalne w sytuacji, gdy nie ma dwustronnych umów międzynarodowych. Kiedy zapraszamy Polaków potrzebne jest wsparcie instytucjonalne, które daje państwo polskie. Bezpieczeństwo socjalne powinno być zagwarantowane na poziomie zapewniającym godne życie – uważa pani poseł.

Ewa Osiecka