Sto lat parafii w Bolesławiu [WYWIAD Z PROBOSZCZEM]
Na Ziemi Raciborskiej każda miejscowość, nawet niewielka, ma swój kościół. Świadczy to o głębokiej wierze mieszkańców i pewnej lokalnej ambicji: „Chcemy mieć swój kościół” – co jest równoważne z pragnieniem: „chcemy, by Chrystus mieszkał wśród nas”.
Dlatego wśród budynków naszych wiosek prawie zawsze wystaje kościelna wieża, będąca jakby drogowskazem dla mieszkańców dokąd ma zmierzać ich życie. Budynki mieszkalne zaś otaczają kościół jak owczarnia swego pasterza.
Jedną z najmniejszych miejscowości naszego powiatu jest Bolesław, nie liczący nawet 500 mieszkańców. Latem ubiegłego roku wioska obchodziła stulecie jako parafia, choć kościół powstał już wcześniej.
Proboszczem w Bolesławiu od piętnastu lat jest ks. Henryk Wycisk.
– Wielu intryguje nazwa „Bolesław”, skąd się wzięła?
– Tradycja mówi, że Bolesław Krzywousty wracał tu z wyprawy przeciw Gołężcom. Najstarsza nazwa brzmi „Bolesławic”, następnie było „Boleslau”. Pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z 1377 r.
– Bolesław obchodził stulecie kościoła czy parafii?
– Parafii. Kościół liczy 138 lat.
– Jak wyglądały początki?
– Ludzie z Bolesławia przez wieki chodzili do kościoła do Piszcza. Miejscowość była częścią archidiecezji ołomunieckiej, jak wszystkie tereny po prawej stronie Cyny. W pewnym czasie zmieniono granicę: ludzie musieli dłuższą, okrężną drogą iść do kościoła. Zbuntowali się i interweniowali u arcybiskupa, by przywrócić dawną drogę do kościoła albo pozwolił wybudować kościół u siebie. Biskup daje pozwolenie na budowę „kaplicy” w 1873 r., którą poświęcono w 1877 r. (Rozbudowa nastąpiła w 1932 r.; wtedy kościół otrzymał obecne rozmiary i wygląd.). Wierni Bolesławia mieli swoje miejsce modlitwy, ale dalej byli zależni do proboszcza z Piszcza, który dojeżdżał nieregularnie z niewiadomych powodów. Mieszkańcy Bolesławia starali się o utworzenie Rady Parafialnej, która miałaby władzę nad proboszczem. W sądzie sprawa upadła. Dopiero, gdy sprawę wziął w ręce żydowski (!) adwokat, powstał Zarząd Kaplicy Bolesławia. Odtąd w Bolesławiu odbywały się nabożeństwa regularnie.
Mieszkańcy Bolesławia chcieli jednak mieć także swojego proboszcza. Gdy przyszli z tą prośbą do Arcybiskupa Ołomuńca, ten ich zapytał:
– Ilu macie mieszkańców?
– Pięćset pięćdziesiąt.
– I wy chcecie utrzymać proboszcza!? Załatwcie pole i wybudujcie plebanię, wtedy będzie proboszcz.
Wkrótce uzbierano z darowizn 8 ha pola i wybudowano plebanię, właściwie mały pałacyk. Biskup ołomuniecki zamianował pierwszym proboszczem ks. Hermana Heinna, który był proboszczem przez 38 lat, do 1953 r.
Był jeszcze warunek przed utworzeniem nowej parafii: pozwolenie musiał dać Karol von Lichnowsky, który był patronem parafii Piszcz. Pozwolenie przyszło w lipcu 1914 r., a dokument erygujący nową parafię podpisano 21 lipca 1915 r. Wprowadzenie proboszcza odbyło się w 1916 r.
Do 1945 r. nasza parafia należała do dekanatu hulczyńskiego, po wojnie do dekanatu kietrzańskiego, w ramach nowo utworzonej Administracji Śląska Opolskiego.
Od 1972 r. należymy do dekanatu tworkowskiego.
– W ciągu tych stu lat ilu proboszczów miała parafia?
– Jak wspomniałem do 1953 r. proboszczem był ks. Herman Heinn, następnym był ks. Brunon Wollik (1953 – 1966), potem ks. Jan Gabryś (1966 – 1968), ks. Tadeusz Bęś (1968 – 2000), a po jego śmierci, a więc 15 lat temu, zostałem ja proboszczem tutejszej parafii.
– W chwili powstania parafii było 550 mieszkańców, a ile ma obecnie?
– Teraz jest około stu ludzi mniej.
– Już sto lat temu ks. Biskup miał wątpliwości, czy parafia potrafi utrzymać kościół i swego duszpasterza a obecnie czy daje sobie radę?
– Bez problemu. Codziennie są intencje mszalne; uczę również religii.
– Widać także, że kościół jest czysty i zadbany.
– To jest dobra parafia, ludzie ambitni i zaradni. Bardzo pomocna mi jest Rada Parafialna. Są w niej fachowcy z różnych dziedzin, można i trzeba się z nimi liczyć, mają dobre i mądre podejście do spraw gospodarczych.
– Ksiądz łączy funkcję proboszcza z innymi zadaniami.
– Uzupełniam swoje zajęcia parafialne z duszpasterstwem hospicyjnym. Niedawno było 25-lecie raciborskiego hospicjum św. Józefa, jestem jej kapelanem. Raz w tygodniu zastępuję kapelana szpitala w Raciborzu, obchodząc z posługą sakramentalną chorych w salach. W małej parafii można wygospodarować czas na dodatkowe zadania.
– Które zadanie stoi na pierwszym miejscu?
– Moje zbawienie. Ludzie tu są dobrze ustawieni, znani są z tego, że potrafią się zmobilizować do spraw wspólnych. Ofiarność jest wielka – także na cele misyjne i inne zbożne dzieła.
– Bolesław jest znany także z inicjatyw kulturalnych.
– Aktywnie działa Koło Gospodyń Wiejskich, istnieje teatralna grupa Śląska Biesiada. Sami układają teksty i piosenki, sami reżyserują spektakle, sami ustalają terminy prób. Co roku premiera. Zawsze na aktualne tematy.
Jest także aktywna Ochotnicza Straż Pożarna. W czerwcu każdego roku urządzają nocne zawody strażackie; bierze w nich udział do sześćdziesięciu drużyn, także z Czech.
– Czy zachowała się szkoła w tak małej miejscowości?
– Jest szkoła podstawowa, ale tylko trzyklasowa, razem 17 dzieci. Podziwiać trzeba, co z tych dzieci można wydobyć; naprawdę kryją się w nich wielkie talenty.
– Ministrantów nie brakuje?
– Ministrantami jest osiem chłopców i cztery dziewczyny. Jest także kilku lektorów.
– Niektórzy dawni mieszkańcy z Bolesławia stali się sławni.
– Do znanych postaci, stąd pochodzących, należy przede wszystkim ks. Ignacy Stuchly, członek zgromadzenia księży salezjanów, kandydat na ołtarze. Pracował i działał głównie w Czechach.
Sławę, jako malarz – artysta, zdobył sobie w Niemczech Oswald Machura. Niestety już nie żyje.
Z naszej parafii wyszło czterech kapłanów – co ciekawe: wszyscy o nazwisku Stuchły – oraz trzynaście sióstr zakonnych.
– Niech Bóg błogosławi także w przyszłości waszej wspólnocie parafialnej.
ks. Jan Szywalski