Urlop jak przymus
Radny Zbigniew Sokolik domaga się od prezydenta Lenka zwrotu do kasy urzędowej 9,4 tys. zł.
– Dla wielu raciborzan to sześciomiesięczne zarobki – zagrzmiał z mównicy rajca opozycji na ostatniej sesji. Sokolik powołuje się na zapisy z protokołu kontrolnego Regionalnej Izby Obrachunkowej. Stwierdzono tam, że prezydent powinien był wykorzystać w poprzedniej kadencji przysługujący mu urlop zamiast pobierać ekwiwalent pieniężny. Radny opozycji wskazuje na kodeks pracy, który przewiduje sankcje finansowe za nieudzielenie urlopu pracownikom, a według Sokolika doszło w urzędzie do takiego naruszenia przepisów.
– Ten ekwiwalent był mi należny. Wypłacono mi go czy chciałem czy nie. Te pieniądze nie podlegają zwrotowi. Wcześniej można było przenosić urlop między kadencjami teraz nie można było tego zrobić. RIO wskazało co należy zrobić, a ja przekazałem wyjaśnienia do izby. Dodatkowych zaleceń w tej sprawie nie było – odpowiedział radnemu prezydent Mirosław Lenk. Podnoszenie tej kwestii uznał za dziwny zwyczaj, bo nie można „go obligować do zwrotu tych środków”. – To jest przekłamanie. Jakbym wziął coś co jest mi nienależne. Deklaruję wykorzystywać urlop zgodnie z zapisami prawa – zakończył Lenk.
(ma.w)
Ludzie:
Mirosław Lenk
Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.