Szef WOŚP w Rybniku: Na własne oczy zobaczyłem, że ma to sens
Z Arkadiuszem Klimczakiem, szefem rybnickiego sztabu WOŚP, rozmawiamy m. in. o fantastycznym rekordzie, trudnościach w pozyskiwaniu wolontariuszy i ambitnych planach, od których miejscy urzędnicy aż łapią się za głowy.
Kuba Pochwyt: Ponad 166 tysięcy złotych. To suma pieniędzy, jaką w tym roku udało się zebrać sztabowi WOŚP z Rybnika. Pobiliście tym samym rekord wszech czasów. W jaki sposób tego dokonaliście?
Arkadiusz Klimczak: Tak naprawdę to nie my (śmiech). Po prostu ludzie byli bardziej hojni niż w poprzednich latach. Być może było to spowodowane całą tą nagonką polityczną. Trudno mi powiedzieć. Podczas tegorocznej edycji WOŚP mieliśmy około trzydziestu wolontariuszy więcej niż w latach ubiegłych. Lepszy wynik miał też Kosmiczny Mecz. No i tak suma summarum, wszystko się razem zebrało. Myślę, że przede wszystkim trzeba podkreślić zaangażowanie wolontariuszy w swoją pracę.
Przypomnijmy, że dotychczasowy rekord rybnickiego WOŚP padł podczas finału „telewizyjnego”.
Tak. To było 3 lata temu. Zebraliśmy wtedy 130 tysiące z grosikami. Rekord bez finału telewizyjnego wynosił do tej pory 118 tysięcy złotych z kawałkiem. Tą sumę udało nam się zebrać w zeszłym roku.
Wróćmy jeszcze do obecnego rekordu. Miałem wrażenie, że byliście tą kwotą mocno zdziwieni. Długo nie podawaliście oficjalnej informacji o ilości zebranych pieniędzy, a bank liczył całą kasę kilka razy.
W pierwszym momencie była duża radość, ponieważ takiego wyniku nikt się nie spodziewał, a później przez nasze głowy przemknęła myśl: jak my to pobijemy w przyszłym roku? Poprzeczka poszybowała w górę i to bardzo mocno. Wiadomo, że liczy się każdy grosz, ale tak już człowiek jest skonstruowany, aby sięgać coraz wyżej. Jeszcze kilka tygodni temu pobicie sumy 130 tysięcy było dla nas abstrakcją. Więc kto wie, jak długo obecny rekord będzie obowiązywał (śmiech). Pieniądze były liczone kilkakrotnie, aby sprawdzić, czy gdzieś nie padł błąd. Ale okazało się, że nie, z czego cały sztab bardzo się cieszy.
Jak to się stało, że zacząłeś działać na rzecz WOŚP?
Moja przygoda rozpoczęła się w roku 2010. Byłem wtedy prezesem klubu miłośników marki Mercedes-Benz. Podczas wakacji miała miejsce akcja „stop powodziom”, również organizowana przez WOŚP. Zajrzałem wtedy do sztabu i zaproponowałem, że pojedziemy kilkunastoma mercedesami i będziemy jakimś rodzajem atrakcji. Okazało się, że to „zatrybiło”. Parę miesięcy później, przed właściwym finałem WOŚP, zapytano mnie, czy znów dałbym radę zrobić taką akcję. Wtedy też wszedłem w sztab organizacyjny. Rok później zostałem zaś szefem sztabu.
Jakie są najważniejsze zadania na tym stanowisku?
Najważniejsze jest założenie sztabu i jego organizacja oraz znalezienie grupy ludzi, która pomoże we wszystkim od strony organizacyjnej – choć tu trzon grupy nie zmienia się od lat. Do kolejnych zadań należy zgromadzenie odpowiedniej liczby wolontariuszy (co w tym roku szło opornie), kontakty z Urzędem Miasta i pozyskiwanie sponsorów. Całe szczęście, nie jestem do tego sam, bo cały kilkuosobowy zespół dwoi się i troi żeby było dobrze.
Mówisz, że gromadzenie wolontariuszy szło opornie, ale ostatecznie było ich ponad 300.
Zwykle wygląda to tak, że odgórnie, z Warszawy, mamy informację, ile nasz sztab może mieć ludzi. Do tej pory ta liczba wynosiła 320. W tym roku przyznano nam 350. W poprzednich latach, już na pierwsze spotkanie, pod koniec października, przychodziło po 100 osób chcących zostać wolontariuszami. W tym roku przyszło 7... Na szczęście, z biegiem czasu, zaczęli dołączać nowi, aż zebrało się ich ostatecznie 339. Nie zamknęliśmy zatem listy. Czas do połowy listopada był stresujący, bo o tej porze mieliśmy 150 wolontariuszy, gdzie zwykle w latach ubiegłych już odmawialiśmy kolejnych miejsc. Nie mam pojęcia, czym to było spowodowane. Ważne, że ostatecznie nazbierała się przyzwoita liczba.
Kim są wolontariusze?
Głównie są to gimnazjaliści. I muszę przyznać, że w tym roku byli bardziej sumienni. W ubiegłych latach na liście było około 320 osób, ale od 50 do 80 w ogóle nie pojawiało się na finale. Tym razem puszek nie odebrało około 20 osób.
O kim jeszcze należałoby wspomnieć, mówiąc o ludziach mocno angażujących się w WOŚP?
Liczyć mogę praktycznie na wszystkich. Przede wszystkim na sztab organizacyjny, jako filar całej tej akcji. Następnie członkowie ochotniczych straży pożarnych, sztab ratownictwa medycznego czy urząd miasta. Nie ukrywam, że odkąd zmieniła się władza w Rybniku, zmieniło się również podejście do nas jako do sztabu. To podejście jest obecnie dużo lepsze. Urząd chętniej pomaga, a także ma jakieś swoje plany co do tego, jak WOŚP mógłby wyglądać w latach przyszłych. Dla przykładu, w tym roku licytowaliśmy jeden dzień bycia prezydentem Rybnika. Sam prezydent stwierdził, że chciałby, by była to tradycja i żeby podczas każdego finału coś takiego znalazło się na licytacji. Bardzo pomaga nam również policja, która zabezpiecza wszystkie newralgiczne punkty w mieście, gdzie mogłoby dojść do nieprzyjemnych sytuacji. Wspiera nas również Straż Miejska, Zarząd Gospodarki Mieszkaniowej, Zieleni Miejskiej czy Zarząd Transportu Zbiorowego. Przyłączają się również taksówkarze, którzy wożą nam wolontariuszy z odległych punktów. Nie ma chyba instytucji, która nie odpowiedziałaby pozytywnie na nasze prośbę o pomoc, a i sponsorzy coraz chętniej przekazują środki na organizację finału.
Po co ty to robisz? Masz w tym jakiś cel?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno chęć pomocy jest na pierwszym miejscu. Z biegiem czasu to wchodzi w krew. Kiedy zbliża się już koniec września, to człowiekowi zaczyna czegoś brakować – spotkań organizacyjnych, spotkań z wolontariuszami i całej tej bieganiny i adrenaliny związanej już z samym dniem finału. A patrząc z drugiej strony, niecałe dwa lata temu, mój syn, po operacji w szpitalu w Orzepowicach, był podłączony do urządzeń z logiem Orkiestry, także na własne oczy zobaczyłem, że to działa i ma sens. Abstrahując od wszystkiego, cała organizacja finału to naprawdę dobra zabawa, choć nie da się ukryć, że bardzo stresująca.
Masz siły, chęci i motywację by być szefem rybnickiego sztabu przez najbliższe 10 lat?
Aż tak daleko nie wybiegam w przyszłość. Póki co, cały czas daje mi to satysfakcję, a w głowie snują się już plany na 25. finał. Jako, że jubileuszowy, to musi być z pompą. Jak zakomunikowałem w urzędzie miasta, że marzy mi się finał na poziomie Dni Rybnika, to parę osób złapało się za głowę. Ale to tak samo, jakby mi ktoś powiedział przed minionym finałem, że zbierzemy prawie 50 tysięcy więcej, niż w roku poprzednim. Popukałbym się w czoło.
Co zrobić, żeby w przyszłym roku na koncie rybnickiego WOŚP było więcej pieniędzy niż 166 tysięcy?
Szczerze mówiąc, jeszcze o tym nie myślałem. Jeśli plany, które już gdzieś tam powstają, się spełnią, jeśli przeniesiemy poziom współpracy z urzędem miasta o kolejny szczebel do góry, jeśli rybniczanie będą nadal tak hojni, (i to jest najważniejszy punkt) to damy radę. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wynik będzie rozpoczynał się od dwójki... (śmiech).