środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Dziś babcia nie powinna żyć życiem swoich dzieci

21.01.2016 06:06 | 0 komentarzy | tora

Ma dwie wnuczki, Olę i Martynę, 11 i 15-letnie, siostry. Realizuje się jako babcia i prezes Wodzisławskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Jak godzi obydwie role? Czy jej zdaniem bycie babcią oznacza dziś to samo, co przed laty? Mówi w rozmowie z Tomaszem Raudnerem Jadwiga Holeczek-Wojdat.

Dziś babcia nie powinna żyć życiem swoich dzieci
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Jak podziałała na panią wiadomość, że zostanie babcią?

Cieszyłam się. Czekałam na to. Pięć lat młodzi korzystali z życia. Miałam więc czas dojrzeć do myśli, że zostanę babcią. I ucieszyłam się, że to wnuczka, za parę lat dla „ towarzystwa” urodziła się druga dziewczynka. Też się cieszyłam.

Zgaduję, że jest pani osobą aktywną. Chyba nie może być inaczej, skoro szefuje pani Uniwersytetowi. Jak pani to godzi z byciem babcią?

Priorytetem są jednak wnuki, bo to szczególny okres w życiu każdej babci. Wszystko zależy w jakim wieku są wnuki – małe wymagają naszej obecności. Ja mam już „ odchowane” wnuczki i nie muszę tego godzić. Układa mi się wszystko w sposób naturalny. Natomiast chęć działania, chęć aktywnego uczestniczenia w życiu leży w naturze danego człowieka, choć często dzieje sie to kosztem nerwów, czasu, wysiłku mam satysfakcję z sensownie przeżytych dni. Nie wyobrażam sobie bierności. Całe życie byłam aktywna. Z wykształcenia jestem nauczycielką, pracowałam w szkole a po przejściu na emeryturą trzeba było ten, nagle wolny czas zapełnić. Mogłam się zająć rzeczami, na które nie miałam czasu, kiedy pracowałam zawodowo. Nauczyłam się na przykład szyć na maszynie i wszystko sobie szyłam. Zajęłam się uprawą ziół. Potem znalazłam swoje miejsce w Wodzisławskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Patrząc na swoje doświadczenia babcine, ale też swoich koleżanek z WUTW, bo z pewnością o tym rozmawiacie, zauważacie, że dzieci są wam wdzięczne za pomoc? A może zapominają o tej wdzięczności?

Myślę, że każdy ma do zrobienia coś w życiu, i nie za bardzo liczyłabym na jakąś wdzięczność. Czym ta wdzięczność miałaby się objawiać?

Chociażby poprzez słowo „dziękuję”.

A to tak, ale to wynika raczej z dobrego wychowania. Jeżeli tak, to odczuwam wdzięczność, odczuwam zainteresowanie, ale mam świadomość, że młodzi mają swoje życie. I że ja muszę wypełnić swoje życie swoimi treściami, a nie ich życiem. Bo zdarza się, że babcie uwieszone na młodych czekają na tę „wdzięczność”. Zapraszam swoich najbliższych, kiedy mam ochotę, przychodzą do mnie, ja ich odwiedzam, ale żyjemy osobno. Nasze kontakty są bardzo dobre. Z racji sytuacji rodzinnej – syn został wdowcem i przez pewien moment byłam dla wnuczek kimś więcej niż babcią - bardzo zżyłam się z dziewczynkami. Więc jak już potem syn z dziewczynkami poukładali sobie z powrotem życie i poszli na swoje, to było mi trudno. Dzwoniłam na przykład do niego przed zimowym wyjazdem, żeby nie zapomniał czapek i szalików dla dzieci, bo jest zimno. Jego to irytowało. Starał się mi uzmysłowić, że to jest jego przestrzeń, jego rola ojca. Że ja jestem babcią, i mam wszelkie z tego tytułu prawa, ale nie mogę ingerować. Przyznawałam mu rację, sama też starałam sobie to uświadomić. Trzeba znać swoje miejsce. I teraz cieszę się należną mi rolą babci, chociaż na rozpieszczanie swoich córek syn patrzy niechętnym okiem. To chyba standard jeżeli chodzi o relacje: babcia-dzieci-wnuki.

Rozumiem, że raczej wnuczki, czy syn dzwonią z pytaniem, czy ma pani wolne, niż wpadają bez zapowiedzi?

Raczej się umawiamy i ja też nie mam w zwyczaju przychodzić do nich z nagła. Raz, że nie mam na to czasu, a dwa - nie chcę zastać zamkniętych drzwi. Spotykamy się np. na niedzielnym obiedzie, ale też to umawiamy, bo mogę jechać do teatru, na koncert, mieć zajęcia czy wykłady. Oczywiście spotykamy się na urodzinach, świętach, w wigilię, śniadanie wielkanocne. Święte są czwartkowe popołudnia - wtedy prosto po szkole przychodzą do mnie na obiad wnuczki. Wiem, co lubią, czym mogę je zaskoczyć. Siadamy, jemy i gadamy. Wypracowanie czwartku było trudne, bo należą do chóru, do SKS-u, chodzą na kółko francuskie, jeszcze inne. Cały tydzień zajęty. Dziewczynki są coraz starsze, przeżywają pierwsze miłości, pierwsze fascynacje, relacje rówieśnicze są dla nich coraz ważniejsze , więc naturalne, że będą miały dla mnie coraz mniej czasu. Tak się teraz żyje. I chwała Bogu, że znalazłam sobie zajęcie, bo bez tego być może żyłabym w poczuciu odrzucenia.

Ma pani rację. Najgorzej, jak babcia czy dziadek, mówiąc kolokwialnie, zdziadzieją.

Dzień przed tą rozmową byłam w Domu Pomocy Społecznej w Gorzycach. Chcemy z tą placówką nawiązać kontakt i coś jako wolontariusze od siebie dać, chociażby pokazać pensjonariuszom inną stronę życia. To ludzie niedołężni, obłożnie chorzy w wielu przypadkach samotni, a bywa że niechciani.. Warunki mają świetne, ale jak człowiek popatrzy na te wózki, amputowane nogi – to uzmysławia sobie, że jest też inna strona starości.

Właśnie, przed świętami opublikowaliśmy artykuł o tzw. sylwestrowych dziadkach, czy choinkowych babciach. Słyszała pani to określenie?

Nie.

Chodzi o osoby starsze, wymagające opieki, które pod byle pretekstem są w święta umieszczane w szpitalach, bo przeszkadzają, lub nie ma się kto nimi zająć.

To tak, słyszałam o takim zjawisku. To jest duży dramat. Ale ja widzę też tę stronę starości, bo nigdy nie wiadomo, co i kiedy człowieka dotknie. Nie zastanawiam się, mówiąc szczerze, co będzie dalej.

Czy pani zdaniem rola babci się zmienia?

Na pewno się zmienia. Kobiety są coraz bardziej świadome, że jeszcze mogą robić coś ponad bycie babcią na każde zawołanie. Oferta Uniwersytetu Trzeciego Wieku jest tak szeroka, że te osoby wiedzą, iż mogą wybrać dla siebie wiele interesujących propozycji. Dlatego kontakty z rodziną tak układają, by mieć też czas dla siebie. Kiedyś kobieta w moim wieku, a przypominam sobie moją mamę, była już bardziej na uboczu, na marginesie życia. Zajmowała się, oprócz prowadzenia domu, głównie szydełkowaniem (bardzo to lubiła) i kontaktami sąsiedzkimi. Jak porównam do jej - moje życie, inaczej ono dziś wygląda. Wydłuża się okres aktywności. Kobiety – babcie inaczej się ubierają, bardziej dbają o swój wygląd, chodzą na gimnastykę, jogę, kijki, uczestniczą w życiu kulturalnym.

I wydaje mi się, że nikt z tego powodu już nie mówi tym paniom, że się wygłupiają na starość.

Kiedyś kobiety, szczególnie starsze bardziej liczyły się z opinią innych na swój temat. Obecnie grupa starszych kobiet uprawiających nordic walking czy też uczestniczenie solo (wśród nas jest większość samotnych kobiet) w naszych „Tańcujących Podwieczorkach są coraz powszechniejsze, nikogo to nie dziwi, nie wywołuje komentarzy. Samotna kobieta może przyjść do lokalu „na tańce” i świetnie się bawi w gronie swoich znajomych z uniwersytetu. Nie tak dawno jeszcze, gdy szłyśmy z kijami, słyszałyśmy pytanie „ a gdzie narty”. Teraz powszechna jest aktywność starszych kobiet, to norma, do której przyzwyczajają się nawet ci mniej tolerancyjni.

A dostrzega pani, że osoby w jesieni życia stały się bardzo atrakcyjnym targetem (dla niewtajemniczonych - grupą docelową klientów)?

Ilość ofert turystycznych, które dostajemy jest niesamowita. Na przykład teraz negocjuję z Niechorzem dwutygodniowy pobyt nad morzem z wyżywieniem, dowozem i 30 zabiegami - na razie cena wynosi 1200 zł. Jest to wprawdzie po sezonie ale wrzesień nad morzem jest piękny.

A przypadkiem nie można wziąć wnuka ze sobą?

Można. Dopłaca się tylko wyżywienie, bo dziecko śpi na dostawce. Tak, to prawda, zabiegają o nas seniorów - ofert wycieczkowych jest mnóstwo. 20 lat temu porównywałam emerytów polskich i zachodnich. Pilotowałam wycieczki szkolne, w turystycznych miejscowościach widziałam, jak z autokarów, np. z Niemiec wysiadały siwe panie w jasnych, kolorowych ubraniach. Myślałam sobie „Kurcze, to są emeryci, jeżdżą sobie, zwiedzają sobie.” Zastanawiałam się, co nas czeka. I proszę, po 20 latach my Polacy, ludzie starsi, babcie i dziadkowie również zwiedzamy, jeździmy na wycieczki po kraju i Europie. W tym roku wyjeżdżamy do Hiszpanii i Norwegii A we wrześniu na turnus rehabilitacyjny nad morze. Zaczęłam spełniać swoje marzenia o podróżowaniu. I to dzięki uniwersytetowi, i dzięki temu, że wreszcie zauważoną tę grupę społeczną - seniorów.

A wnuczki to miłość mojego życia, stale o nich pamiętam i z przyjemnością spędzam z nimi czas, który jest nam dany.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał Tomasz Raudner