Czwartek, 7 listopada 2024

imieniny: Antoniego, Ernesta, Achillesa

RSS

Andrzej Gorzawski został Wolontariuszem Roku. Nowinom opowiada jak do tego doszło

09.01.2016 11:09 | 0 komentarzy | KP

Dlaczego warto być wolontariuszem, jak znaleźć czas na tego typu działania i jakie „profity” można dzięki temu zyskać? Między innymi takie pytania zadaliśmy Andrzejowi Gorzawskiemu, który został rybnickim wolontariuszem roku 2015 w konkursie organizowanym przez stowarzyszenie Oligos.

Andrzej Gorzawski został Wolontariuszem Roku. Nowinom opowiada jak do tego doszło
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Kuba Pochwyt: Jak zareagowałeś, gdy dowiedziałeś się, że zostałeś wolontariuszem roku 2015 w Rybniku?

Andrzej Gorzawski: Powiem szczerze, że byłem zaskoczony tym werdyktem. Bo to co robię, robię dla siebie i innych ludzi, a nie dla nagród. Czerpię z tego satysfakcję. Ale oczywiście jest to dla mnie ogromne wyróżnienie, że ktoś zauważył, że jest taka osoba, która robi coś dla innych.

Kiedy i w jaki sposób rozpoczęła się twoja przygoda z wolontariatem?

Udzielałem się już w liceum, kiedy to współpracowałem z Radą Młodzieżową Zespołu Szkół Ekonomiczno-Usługowych. W tym okresie „złapałem” się też wolontariatu. Zarazili mnie tym Adrian Grad i Szymon Medalion. Był to rok 2007. Kiedy odbywała się tegoroczna gala wręczenia nagród, spotkałem koleżankę, którą poznałem na początku mojej przygody z wolontariatem. Wspominaliśmy o Małej Akademii Pracy Ekstremalnie Twórczej MAPET. To był jeden z moich pierwszych wolontariatów.

Co było dalej?

Oj, tych działań było tak dużo, że nie jestem w stanie tego wszystkiego wymienić (śmiech). Z jednych rzeczy czasem się rezygnuje, bo nie czerpie się z tego satysfakcji, a rozpoczyna się kolejne.

W takim razie opowiedz o swoich działaniach wolontariackich w 2015 roku.

Zacząłem od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i od Kosmicznego Meczu w Rybniku, z którym jestem związany już od pierwszej edycji. Widocznie się sprawdziłem, bo zawsze dostaję zapytanie, czy znów pomogę. Razem z nieformalną grupą Młode Wielopole, organizowałem festyn z okazji dnia dziecka na farskim ogrodzie w mojej dzielnicy. Następnie zostałem poproszony przez dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 1 w Wielopolu o możliwość poprowadzenia gier i zabaw podczas imprezy z okazji jubileuszu placówki. Oczywiście znalazłem czas. Później przyszedł okres Szlachetnej Paczki. Był to czas intensywnej pracy od września do grudnia. Od jakiegoś czasu działam też w Radzie Dzielnicy Wielopole. Oprócz tego, od 2014 roku jestem „Spartaninem”, a więc członkiem Fundacji „Spartanie Dzieciom”, którego hasło brzmi: biegając pomagamy. Poprzez naszą działalność, zbieramy pieniądze na rehabilitację i leczenie niepełnosprawnych dzieci. W 2015 roku biegaliśmy między innymi w Raciborzu, Katowicach czy Opolu. Wszystko to sprawiało mi ogromną radość.

W jaki sposób znajdujesz czas na to wszystko?

Ktoś kiedyś powiedział, że im więcej człowiek ma zajęć, tym znajduje więcej czasu. I rzeczywiście coś w tym jest. To kwestia odpowiedniego ułożenia sobie planu zajęć. Jeżeli ktoś chce znaleźć czas, to go znajdzie. Przy okazji Szlachetnej Paczki, kilka osób pytało się, ile na to potrzeba czasu i czy dają radę ze wszystkim. Ja odpowiadałem, że na pewno sobie poradzą. Aż tak wiele tego czasu poświęcać nie trzeba.

Twoja pasja to również sport. Biegasz i jesteś sędzią piłkarskim.

Zgadza się. Tak jak już wspomniałem, biegam ze „Spartanami”. Jest to pewna odskocznia od rzeczywistości, bo idąc biegać, człowiek przebiera się w odpowiedni strój, zakłada buty i wyłącza się. Bieżące sprawy zostają gdzieś w tyle, można się od wszystkiego odciąć. To dla mnie relaks. Podczas takiego biegania wpadają mi również do głowy bardzo ciekawe pomysły, które następnie staram się realizować. Sędzią piłkarskim jestem od 2008 roku. Aktualnie, trzeci rok z rzędu, posiadam uprawnienia na czwartą ligę, a jako sędzia asystent jeżdżę również na mecze trzeciej ligi. To także moja pasja. Trzeba to lubić, choć nie jest to najprzyjemniejsze, kiedy czasem na boisku kibice używają pod twoim adresem niezbyt eleganckich słów, często wytaczając „najcięższy kaliber” (śmiech).

Wróćmy do tytułu wolontariusza roku. Jak wyglądała gala finałowa?

Sama gala podzielona była na dwie części. W pierwszej wybierano wolontariusza roku, druga poświęcona była Szlachetnej Paczce. Podczas pierwszej części, najpierw honorowano osoby wyróżnione, a następnie zwycięzców poszczególnych kategorii. W końcu przyszedł moment na najważniejsze wyróżnienia. Nagrody były dwie. Jedną otrzymała firma Doosan, druga trafiła do mnie. Na początku byłem ogromnie zaskoczony, bo przecież nie zrobiłem nic wielkiego, a jedynie to, co lubię i co sprawia mi przyjemność.

Dlaczego warto być wolontariuszem?

Uważam, że to swego rodzaju spełnienie. Wolontariuszem albo trzeba się urodzić, albo wynieść go z domu. Ja nie wiem, skąd się to u mnie wzięło, ale na pewno miało na to wpływ wychowanie. Warto być wolontariuszem dla tych uśmiechów i radości osób, którym się pomaga. Ta działalność uzmysławia też człowiekowi, że na świecie dzieją się rzeczy, które nie powinny się dziać. Kiedy w ramach Szlachetnej Paczki przyjeżdżamy do rodziny i widzimy, w jakich ludzie żyją warunkach, to zdajemy sobie sprawę, że nasze domy czy mieszkania są jak pięciogwiazdkowe apartamenty.

Czy w Rybniku brakuje wolontariuszy?

Im wolontariuszy jest więcej, tym lepiej, tym większy można mieć wpływ na lokalną społeczność. Dzięki większej liczby wolontariuszy, łatwiej będzie pracować pozostałym, bo zostaną nieco odciążeni. Równocześnie będziemy w stanie pomóc większej liczbie osób, ale nigdy nie można pomóc wszystkim. Dlatego, odpowiadając na pytanie, powiem, że wolontariuszy brakować będzie zawsze. Dlatego chciałbym zaprosić wszystkich rybniczan, którzy mają trochę wolnego czasu, aby spróbowali wolontariatu i zaangażowali się do Szlachetnej Paczki czy innych tego typu działań.