środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Aleksandra Jańska – raciborzanka o góralskiej duszy

15.08.2015 10:03 | 0 komentarzy | eos

Życiowa energia nie pozwala usiedzieć jej na miejscu, wrodzona szczerość – przemilczać swoich opinii, wrażliwość – przechodzić obojętnie koło potrzebujących, aktywność – udzielać się tam, gdzie można coś dla kogoś zrobić, pracowitość – zajmować się tym co lubi najbardziej, rękodziełem i poezją, ciekawość życia – omijać ważne wydarzenia, na których bywa zarówno z poczucia obowiązku, jak i potrzeby serca. Kto poznał Aleksandrę Jańską wie, że nie potrafi być obojętna także na ludzkie sprawy, kiedyś dzieci, które uczyła, a dziś – ludzi starszych.

Aleksandra Jańska – raciborzanka o góralskiej duszy
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Długo by jeszcze wymieniać cechy charakteru pani Oli, która doskonale odnalazła się w śląskiej rzeczywistości, a jednocześnie nie pozbawiła jej autentyczności i kobiecej zuchwałości, właściwej góralskiej naturze.

I nic w tym dziwnego, bo pomimo, że pani Ola większą część dzieciństwa i młodość spędziła w Miliku nieopodal Krynicy, to jej korzenie sięgają urokliwego Beskidu Sądeckiego i podlimanowskiej wsi Jodłownik. Kiedyś, podczas jednej ze swoich wystaw prac koronkarskich wyznała, że tradycję robótek ręcznych wyniosła właśnie z rodzinnego domu. Ponieważ na podsądeckiej wsi dziewczęta musiały wykazać się umiejętnością pieczenia chleba, wyszywania, prasowania koszul męskich i szydełkowania.

Wychowaniem natenczas nastolatki zajęło się bezdzietne wujostwo – krewni rodziny, którzy wywiezieni do Niemiec, po wojnie wrócili do kraju. Wuj pani Oli był Łemkiem, a ponieważ jego bliscy zostali wysiedleni i został sam z żoną, postanowili zaopiekować się dziećmi, oprócz pani Oli, przygarnąć jeszcze dwoje pociech. Po ukończeniu siódmej klasy, pani Ola rozpoczęła naukę w Nowym Sączu. Przerwała ją, gdy ciocia z wujkiem postanowili przenieść się na Ziemie Odzyskane. – Takim sposobem znalazłam się na Dolnym Śląsku, początkowo pomagając wujostwu w pracy na roli. Następnie przeniosłam się do Bielawy, gdzie znalazłam pracę w zakładzie tkackim – wspomina swą młodość pani Jańska.

Ponieważ rodzice jej koleżanki przeprowadzili się do Lubomi, podczas pierwszej wspólnej wizyty na Śląsku, dziewczęta zdecydowały, że tu pozostaną.

Urzekł ją Śląsk

Szkołę średnią rozpoczętą w Nowym Sączu, pani Ola ukończyła zaocznie w raciborskim ogólniaku. Później było Studium Nauczycielskie i dalsza kontynuacja nauki w Krakowie.

Poza tym, że zawsze chciała być nauczycielką i to fizyki, marzyła również o karierze artystycznej w Zespole Pieśni i Tańca Mazowsze. – Kiedy jednak wyszłam za mąż, to pozostały mi już tylko studia z dziedziny mężologii – śmieje się pani Ola.

Wierzy jednak bardzo mocno, że pana Leona darowała jej Opatrzność. Doskonale pamięta jak się poznali. 27 października wraz z koleżanką wybrały się na nocne czuwanie młodzieży w Turzy Śląskiej, podczas którego prosiła Matkę Najświętszą o dobrego męża. Poznała go 4 listopada, przez kolegę przyjaciółki. – Rodzice nie chcieli puścić jej samej na zabawę do Syryni, zgodziłam się więc pójść z nią. Jej chłopak przyprowadził wtedy Leona, z którym mieszkał na Wielikącie – z uśmiechem opowiada pani Ola, jak zachwycił ją wtedy jego piękny motor jawa.

Podbiła serce nie tylko przyszłego partnera, ale również jego ojca, całując na powitanie jego rodzicielską dłoń. – Zawsze uczono mnie, że starszym należy się szacunek, w tym duchu wychowany został również mój teść – przypomina tę wzruszającą chwilę. Pan Leon był wielce zasłużonym pracownikiem Kopalni Anna. Dla niego pani Ola nauczyła się kuchni śląskiej, łącznie z ulubionymi kluskami na parze z serem i borówkami oraz moczką.

Spełniona zawodowo i rodzinnie

Wybierając ulubiony zawód nauczycielski, najpierw pracowała w Szkole Podstawowej nr 7, a potem w Szkole Podstawowej nr 15, gdzie prowadziła zajęcia nauczania początkowego i dodatkowo matematyki. – Przez dwa lata w ognisku pozaszkolnym uczyłam grupy sześciolatków, w trzecim roku już jako nauczyciel starszych klas – mówi o swym zawodowym awansie. Od 45 lat związana jest z Towarzystwem Przyjaciół Dzieci. Dlatego obok różnych nagród i wyróżnień z ministerstwa, kuratorium i miejscowej delegatury, szczególnie ceni sobie Oznakę Przyjaciela Dzieci. – Lubię pomagać. Gdy przychodziły paczki, wyszukiwałam rodziny, które potrzebowały wsparcia. Nigdy nie było tak, że zaraz po lekcjach wracałam do domu. Po zajęciach szukałam potrzebujących, robiłam wywiady wśród rodziców – wspomina.

Dumna jest też ze swoich wychowanków, większość z nich była wzorowymi uczniami, którzy pokończyli studia. – Nigdy nie krzyczałam, raczej starałam się motywować dzieci lub wskazywać, kiedy należy coś zmienić lub poprawić – przyznaje. Prowadząc zajęcia w świetlicy kolejowej, jednocześnie rok pracowała w Piętnastce, aby doprowadzić do końca swoją klasę ósmą.

Artystyczne zdolności dzieci udawało się jej rozwijać pełniąc funkcję dyrektor Młodzieżowego Domu Kultury. Nagrody i wyróżnienia uzyskiwane w konkursach prac plastycznych dla wychowanków placówki spływały z całej Europy. Organizowała nieodpłatne wyjazdy na kolonie do Łeby. – Udawało mi się wysłać 40 dzieci na wakacje za darmo, do Kalet, Warszawy oraz nad morze – przyznaje pani Ola, która w Raciborzu spełniała się jako koordynator do spraw artystycznych, przygotowując również przeglądy taneczne i teatralne. Za zasługę poczytuje sobie organizację pierwszych w Raciborzu „zielonych kolonii”. Do Rabki, na trzy tygodnie, niemal za darmo wyjechało 31 osób i tak przez kolejnych osiem lat. – Pieniądze zdobywałam w wojewódzkim urzędzie zdrowia, w wydziale ochrony środowiska oraz zakładach pracy – opowiada z satysfakcją.

– Spełniłam się zawodowo i rodzinnie, mam dwóch synów. Marek studiował na AGH w Krakowie, a Grzegorz jest pielęgniarzem, a dodatkowo ukończył pedagogikę z psychologią w Warszawie. Doczekałam się też wnuków – cieszy się pani Ola.

Aktywna emerytka

Po przejściu na emeryturę Aleksandra Jańska rozpoczęła drugie aktywne życie. Widoczna jest na Śląskim Uniwersytecie Trzecie Wieku w Raciborzu, angażuje się w działalność hospicyjną, stara się pomagać starszym sąsiadom pełniąc rolę cichej wolontariuszki. Ceni sobie przynależność do ZNP oraz TMZR, gdzie miała swą wystawę prac koronkarskich połączoną z wieczorem poetyckim. Pani Ola nie tylko pięknie szydełkuje i haftuje, ale i pisze wiersze, które zebrała w tomiku „Zapisane myśli”. Chętnie też podróżuje.

Latem bywa na swojej działce, czasem w partu Roth, w gronie swych „parkowych” koleżanek. Stara się nie opuszczać prawie żadnej imprezy w Raciborskim Centrum Kultury, stale korzysta z bogatego programu raciborskiej biblioteki. – Jeśli ktoś chce kulturalnie spędzać czas, to z pewnością znajdzie coś dla siebie w Raciborzu – przekonuje zawsze elegancka pani Jańska.

Dziś żałuje tylko, że nie ma prawa jazdy, bo nie męczy jej bywanie, ale odległość miejsc, w które planuje się wybrać.

(ewa)