Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

Władze asfaltowni w Mszanie: czujemy się kozłem ofiarnym

01.08.2015 09:58 | 1 komentarz | abs

Gmina wypowiedziała firmie Polcab umowę dzierżawy terenu na Szybach Zachodnich. Firma Polcab nie zamierza poddać się bez walki.

Władze asfaltowni w Mszanie: czujemy się kozłem ofiarnym
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Niedawno na łamach „Nowin Wodzisławskich” pisaliśmy o uciążliwym zapachu z asfaltowni, na który skarżą się mieszkańcy Mszany. Po ich skargach gmina wypowiedziała firmie Polcab umowę dzierżawy terenu na Szybach Zachodnich. Dziś przedstawiamy stanowisko firmy Polcab.

Asfaltownia w spadku

Dyrektor asfaltowni - Wojciech Słomka rozpoczyna rozmowę od przedstawienia historii pojawienia się firmy w Mszanie. - Plac, na którym działa asfaltownia dzierżawiło Rybnickie Przedsiębiorstwo Budownictwa Drogowego (RPBD), właścicielem wytwórni był Polcab. RPBD nie płaciło  gminie za dzierżawę placu, bo nie miało pieniędzy. I te pieniądze zapłacił gminie Polcab, to ok. 30 tys. zł., których gmina nie uzyskałaby z RPBD, a te pieniądze bezpowrotnie stracił. Nie było innego wyjścia jak tylko podpisać z urzędem gminy umowę dzierżawy terenu - mówi Wojciech Słomka. - Polcab do tej pory produkcją asfaltu nigdy się nie zajmował, a tylko transportem i handlem maszynami. Ta wytwórnia została nam w spadku i mamy ją od końca 2013 r.

Co będzie jak nas zabraknie?

Jak mówi dyrektor Słomka początkowo nie było problemów, żadnych skarg, pierwsze pojawiły się wiosną ubiegłego roku. - I to tylko i wyłącznie jedna osoba robi ferment - mówi dyrektor asfaltowni. - Według niej śmierdziało nawet wtedy, kiedy nie produkowaliśmy asfaltu - mówi.

Ale pod petycją do urzędu gminy nie podpisała się tylko jedna osoba, ale 66 osób - dopytujemy dyrektora Słomkę. - Pani Obracaj przeszła po ulicy z listem protestacyjnym, a mieszkańcy go podpisali. To jest mechanizm funkcjonujący w każdej społeczności, być może było tak, że część mieszkańców podpisała protest nie znając do końca problematyki. Na spotkanie sołeckie, na którym omawiano sprawę niby zapachów z asfaltowni przyszło 35 osób - ripostuje Słomka. - Na spotkaniu tym nie omawiano jedynie tematu zapachów z asfaltowni, a liczba osób zainteresowanych tylko tematem zapachów była niewielka. Nie rozumiem do końca o co chodzi, bo mogło się zdarzyć, że kiedyś mogło zaśmierdzieć, to fizyka. Asfaltownia jest zlokalizowana na terenach przemysłowych, zdegradowanych wcześniej przez eksploatację węgla. Wójt Szymanek lokalizując asfaltownię w tym miejscu podkreślał, że jest miejsce na tego typu działalność oddalone od domów mieszkalnych. Mieliśmy interwencje ze strony urzędu gminy również w dni kiedy nie pracowaliśmy. Już po założeniu instalacji do utylizacji nieprzyjemnego zapachu też miał się on pojawić w pobliżu urzędu gminy. Wysłałem tam pracownika i okazało się, że ktoś tam palił śmieci z budowy. Nie wiem co będzie jak nas zabraknie, kto wtedy będzie ponosił winę za nieprzyjemny zapach - mówi Słomka.

Ale jeśli byliście fair, to po co w ogóle zakładaliście filtry? - pytamy dyrektora Słomkę. - Każdy zakład produkcyjny emituje jakiś zapach i chcieliśmy  maksymalnie ograniczyć te zapachy - odpowiada.

Kontrole

Po protestach mieszkańców wójt Mszany poprosił o skontrolowanie asfaltowni przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. - Taka kontrola odbyła się pod koniec maja br. o okazało się, że jednak nie jesteśmy trucicielem - mówi Wojciech Słomka. - Jeszcze wcześniej sami poprosiliśmy urząd gminy o wskazanie firmy, która wykona badanie, za które my zapłacimy. Chcieliśmy, by podczas kontroli obecni byli przedstawiciele urzędu gminy i mieszkańców. I nikt z mieszkańców nie chciał przyjść, był zastępca wójta, pani Obracaj to zignorowała, powiedziała, że wszyscy są ustawieni i że ona nikomu nie wierzy. W trakcie kontroli przedstawiciele gminy nie stwierdzili, że z naszej instalacji wydobywają się nieprzyjemne zapachy.

- Niezależnej firmie zleciliśmy zbadanie spalin, które wydostają się z naszego zakładu. Wyniki pokazały, że nie przekraczamy żadnych norm określonych w pozwoleniach. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska po kontroli zleconej przez wójta pisze, że wyniki pomiarów nie wykazały przekroczenia wielkości emisji tlenków azotu określonych w pozwoleniu posiadanym przez zakład, nie stwierdzono również przekroczeń maksymalnej wartości węglowodorów aromatycznych i alifatycznych określonej we wniosku o wydanie pozwolenia. Nie wykryto obecności dwutlenku siarki i fenolu w emitowanych gazach - mówi Zdzisław Kuczma, pełnomocnik firmy Polcab. Dodaje, że data kontroli nie była znana. - Informują nas tylko, że takowa będzie nie wcześniej niż po 7 dniach od doręczenia zawiadomienia.  A nawet gdybyśmy znali datę kontroli, co by nam to dało?. Kontrolujący mają prawo zajrzeć do każdej dziury, więc jak moglibyśmy cokolwiek ukryć. Gdybyśmy coś pokombinowali, to od razu by się zorientowali - mówi Kuczma.

Więc skąd ten smród? - pytamy. - Nie wiem, tu jest autostrada. A może trzeba zapytać, czy nie śmierdziało w sezonie grzewczym? - odpowiada pełnomocnik Polcabu. - Zrobię zdjęcia z kominów domów w sezonie grzewczym, to powiem wtedy co śmierdzi, przypuszczam, że może to być smród z lokalnych kotłowni domowych opalanych np. mułem czyli odpadem.

Kiedy zakończą działalność?

Pod koniec czerwca władze gminy wypowiedziały firmie umowę dzierżawy. Na stronie urzędu gminy znalazła się informacja, że termin wypowiedzenia upłynie 31 grudnia 2015 r. Ale z punktu widzenia Polcabu to wcale nie musi być ta data. - Zgodnie z prawem możemy działać do czasu aż minie okres wypowiedzenia. Wypowiedzenie wpłynęło w czerwcu, ale musi być złożone na 6 miesięcy naprzód, przed upływem roku dzierżawnego, a to wypowiedzenie wpłynęło później. Rok dzierżawny rozpoczął się 1 grudnia - mówi Zdzisław Kuczma.

Jak zdaniem firmy wyprowadzka będzie wyglądała w praktyce? - Musimy to przeanalizować, zasięgnąć opinii prawnej. Nie damy się stąd wysiedlić w sposób niezgodny z prawem - mówi pełnomocnik Polcabu. - To są koszty - dodaje dyrektor Wojciech Słomka. - Polcab poniósł znaczne koszty w związku z uzbrojeniem terenu: doprowadzeniem prądu, wody, gazu i prawnicy muszą zastanowić się nad kwestią zwrotu tych kosztów, no i mamy też system prawny, który obowiązuje wszystkich. Jeżeli ktoś robi inwestycję, to nie dlatego, że coś sobie wymyślił, ale że ma na to pozwolenie, dokonał odpowiednich czynności prawnych.

- To nie taka prosta decyzja, żeby się stąd wynosić. W tej chwili pracujemy nad tym. Zleciliśmy opinię prawną, co do samego wypowiedzenia i to też trochę trwa. Po uzyskaniu opinii wspólnicy zastanowią się co dalej. Ale jedno jest pewne, w sezonie grzewczym zbadamy jakość powietrza na ul. Mickiewicza. Wykażemy co śmierdzi - mówi Zdzisław Kuczma.

(abs)