Śmierdzący problem Lubomi - przedsiębiorca mówi o wpadce
Spotkanie mieszkańców, władz gminy z rolnikami i przedsiębiorcą Ernestynem Janetą miało momentami burzliwy przebieg.
Kilkudziesięciu mieszkańców, głównie z Grabówki pojawiło się 18 czerwca po południu w urzędzie gminy na spotkaniu, którego głównym tematem był przeraźliwy fetor zatruwający przez kilka dni życie sołectwa. O organizację spotkania wystąpiła do przewodniczącego rady gminy Andrzeja Godoja grupa mieszkańców ulic Jesionowej i Akacjowej, która złożyła na jego ręce petycję z podpisami. Dla nikogo nie było tajemnicą, że źródłem smrodu była ciecz wylewana na łąkę pochodząca z gospodarstwa rolnego Ernestyna Janetę. Stąd na spotkaniu pojawił się zarówno sam przedsiębiorca, jak i współpracujący z nim rolnicy. Mieszkańcy jak i władze Lubomi miały jeden cel - wymóc na przedsiębiorcy, aby swoją działalnością nie uprzykrzał im życia.
Gizela Bizoń, inicjatorka spotkania powiedziała, że tu na wsi ludzie przywykli do różnych zapachów i wiedzą, że jest prowadzona hodowla świń. Te dziewięć lat upłynęło we względnym spokoju. - Smród był zawsze, ale dało sie go wytrzymać. Najlepiej było w latach 2006 - 2010, kiedy pani Janetowa zasiadała w radzie gminy. Ale smród, jakim uraczył wszystkich przedsiębiorca od 6 czerwca przekroczył wszelkie granice. Nie można było otworzyć okien, wywiesić prania, nic. Widziałam osobiście, jak beczki wywoziły gnojowicę, czy coś podobnego, na pole w upale sięgającym 35 stopni - mówiła mieszkanka. - Wnuczka nie chce do mnie przyjeżdżać, bo mówi, że śmierdzi. Nie po to robiłem 30 lat na grubie, żeby nie móc w sobotę posiedzieć przed domem - grzmiał jeden z mieszkańców. Niektórzy wręcz wymiotowali od smrodu.
- W sobotę oglądaliśmy dziennik, miało padać, w niedzielę miało padać. Mówię, chłopcy wozimy w nocy, żeby temperatura była niższa, żeby zapach nie był tak uciążliwy - mówił Ernestyn Janeta. Problem w tym, że zamiast zapowiadanych opadów było słonecznie i upalnie. Osad z gnojowicy, który za sprawą deszczu miał wsiąknąć do rozmiękłej ziemi, został na trawie. Przedsiębiorca tłumaczył, że była to wpadka, rzecz indycentalna, która nie miała się wydarzyć. - Jest mi bardzo przykro, że tak się stało. Nie robiłem tego komuś na złość, tylko, żeby plony inne były. Nie uwierzycie, ile wydałem przez ostatnie cztery lata, żeby nie było to dla was tak uciążliwe. Boli mnie to bardziej, niż was wszystkich na tej sali - wyjaśniał Ernestyn Janeta. Andrzej Godoj mówił, że z pogodą bywa różnie i nie można tylko od niej uzależniać postępowania w opróżnianiu zbiorników z gnojowicą. - Cieszę się, że powiedział pan, iż było to incydentalne i dołoży starań, by takich wpadek nie było - mówił przewodniczący rady gminy.
Wójt gminy Czesław Burek przypomniał wszystkim, że rolnicy zgodnie z prawem mogą pozbywać się wiosną i jesienią gnojowicy. - Jednak przepisy to jedna sprawa, a normy współżycia to druga - mówił przekonując, że prowadzenie działalności gospodarczej nie może odbywać się ze szkodą dla innych mieszkańców. Uczestników spotkania interesowało, co konkretnie przedsiębiorca zamierza zrobić, aby w przyszłości podobne sytuacje się nie powtarzały. Propozycję przedstawił Łukasz Jastrzębski, radny, zarazem rolnik. Zaproponował, by w kwietniu zostawić kilka hektarów gruntów ornych bez zasiewu. Tam wywozić gnojowicę, przeorać i przykryć kilkudziesięciocentymetrową warstwą ziemi. - W ten sposób jesteśmy w stanie zlikwidować do 90 proc. tego przykrego zapachu. Jeżeli pan Ernestyn mi zaufa, to będziemy tak robić - mówił rolnik. - To, co powiedział pan Łukasz jest święte - zapowiedział Ernestyn Janeta.
Zapytano rolników, czy można określić harmonogram wywozów, czy też przez cały kwiecień mieszkańcy muszą się spodziewać wywozów gnojowicy? Łukasz Jastrzębski odparł, że w rolnictwie nie ma czegoś takiego, jak harmonogram. Prace na roli zależą od pogody. Ale dodał, że ustawa o nawożeniu nakazuje przeoranie wywiezionej gnojowicy do 48 godzin, aby jak najszybciej zneutralizować odór. Na to Andrzej Godoj zareagował słowami, by nie czekać 48 godzin, tylko przystąpić do orania pół godziny po wywózce gnojowicy. Zdaniem przewodniczącego rady i wójta zaproponowane przez radnego Jastrzębskiego rozwiązanie jest zadowalające. - Pozostaje nam sprawdzać, czy deklaracje zostaną dotrzymane. Inaczej znów się spotkamy - powiedział wójt. Gizela Bizoń upewniała się, czy spotkanie będzie zaprotokołowane. Poprosiła o kopię protokołu. - Oby dotrzymali słowa. Bo nie popuścimy - powiedziała nam już po wyjściu z sali obrad.
Tomasz Raudner
Ludzie:
Czesław Burek
Wójt Gminy Lubomia
Komentarze
5 komentarzy
I co, od 4 dni to samo smród na części Syryni jest taki że spać nie idzie. 08.22.2015. Gdzie sie człowiek ma zwrócić na policję czy gdzie. Żeby temu kut...... to na plac wylali. Do kolejnego spotkania dojdzie w gminie albo się za niego osobiście wezmę.
żeby było zabawnie to w Raciborzu w okolicach Auchan też było to czuć rano...
by tylko na grabówce waliło. Część syryni i Bluszczowa też tak samo smierdziało rano i wieczorem ze nie szło okna otworzyć. Tragedia wtedy była....
Gnojówa wywozi się jesienią albo zimą, wtedy mo to najlepszy efekt, ale widać że ktoś mo za dużo chodowla w stosunku do możliwości i z tego są potym problemy. Jednym słowem, powiększyć areał rolny, zakupić zbiorniki na gnojowica i wylewać zimą, jak mróz chyci a śniegu nie bydzie, najlepsze efekty i mało smrodu.
Na grabówce przejechać samochodem z otwartym oknem graniczy z cudem , a co dopiero mieszkać tam , współczuje mieszkańcom ale problem pojawia sie co roku a większość ludzi zatrudnionych u Janety