Handziuk: Chcemy odkurzyć kawał historii
W CZTERY OCZY – O tym, że „Sokół” to nie grupka starców, którzy bawią się w działalność na rzecz sportu, skazanych na zapomnienie olimpijczykach, patriotyzmie i o korzyściach jakie przynosi młodość z nowym prezesem Towarzystwa Gimnastycznego i Klubu Olimpijczyka „Sokół” w Raciborzu Marcinem Handziukiem rozmawiał Wojciech Kowalczyk
Chciałoby się napisać: „umarł król, niech żyje król”. Zmiana na szczycie zarządu Towarzystwa Gimnastycznego i Klubu Olimpijczyka „Sokół” w Raciborzu zaszła szybko, sprawnie, choć dla wielu do dziś pozostaje niespodzianką. Ikona obu organizacji – Wojciech Nazarko postanowił dać szansę innym i nie kandydować na to stanowisko ponownie. Od lat mówiło się o potrzebie zmian i nowego spojrzenia na sportową rzeczywistość. Po Nazarce, którego zasługi dla „Sokoła” są niepodważalne, rządzić będzie trener, dziś nauczyciel wychowania fizycznego Marcin Handziuk, który zna raciborskie środowisko sportowe nie tylko od podszewki.
(Gabinet Prezesa Zarządu „Sokoła”. Malutki – zaledwie kilka metrów kwadratowych. Przebywając w nim czuje się jednak oddech historii. Ściany pokryte wcale nie farbą, ale fotografiami, infografikami oraz pamiątkami od sportowych herosów zbieranymi przez dziesięciolecia. Kolekcja jakiej nie ma nigdzie indziej. I dyplomy, i zaświadczenia, i podziękowania dla Towarzystwa i Klubu oraz dla Wojciecha Nazarko – jak nic innego będące dowodem na wieloletnią pracę „Sokoła”. Dziś jednak nie rozmawiam w tym gabinecie z panem Wojtkiem, który odsunął się nieco w cień, lecz z jego następcą, któremu powierzono bardzo trudne zadanie. Siedzimy tak już czwartą godzinę i wymieniamy się informacjami o raciborskim sporcie. Ale… to materiał na inny wywiad. Ten będzie o „Sokole” i po części o ukrytej pod warstwą kurzu historii.)
– Ile już dni w tym gabinecie?
– Wkrótce będzie drugi miesiąc.
– Zastąpił pan legendę raciborskiego środowiska sportowego, pana Wojciecha Nazarko. Czuje pan z tego powodu większą presję?
– Wiadomo że obejmując stanowisko po takim poprzedniku odczuwam lekką tremę. Ale nie boję się wyzwań.
Zresztą pan Wojtek od nas nie odchodzi, objął funkcję prezesa honorowego. Będzie wspierać nas cennymi radami oraz – z uwagi na to, że jest osobą bardzo szanowaną, a co za tym idzie stworzoną do takich zadań – reprezentować „Sokół” poza granicami Raciborza.
– Oswoił się już pan z nową rolą?
– Nie, to nie jest takie proste. Praca tutaj jest specyficzna. Jest trochę tak, że prezesuje się praktycznie w wolnym czasie, po godzinach. W dodatku od czasu do czasu, bo zajęcie to nie wymaga, abym bywał tutaj codziennie.
– Co jeszcze jest charakterystyczne dla tej funkcji?
– Na pewno to, że – z czego nie każdy zdaje sobie sprawę – moim zadaniem będzie zarządzanie dwoma organizacjami: Towarzystwem Gimnastycznym oraz Klubem Olimpijczyka „Sokół”. Wielu ludzi, nawet raciborzan, a może właśnie szczególnie oni, myśli, że mamy do czynienia z jednym tworem. A przecież każda z tych organizacji zajmuje się zupełnie czymś innym. Stoję przed dużym wyzwaniem: muszę pracować dwutorowo, a to nie zawsze jest proste.
– Rozdzielmy definitywnie znaczenie obu organizacji i opowiedzmy o zadaniach każdej z nich.
– Nazwy są różne, zarządy również. Jedyną osobą, która łączy Towarzystwo i Klub jest prezes. Gdyby jednak zapytano w Raciborzu przechodniów, czym jest „Sokół”, jestem przekonany, że jeden odpowiedziałby, że Klubem Olimpijczyka, inny wskazałby na budynek, w którym się znajdujemy, jeszcze ktoś inny wspomniałby o rowerach.
Towarzystwo Gimnastyczne w Raciborzu to ta organizacja, która w ubiegłym roku tak hucznie obchodziła stulecie swojego istnienia. Towarzystwo utworzono na ziemiach polskich we Lwowie, jako organizację patriotyczną. W czasie zaborów Polacy nie mieli prawa chodzić do szkół, mogli jedynie ćwiczyć, aby służyć zaborcom swoją siłą w wojsku i w pracy. W związku z tym, że nie można było używać wizerunku orła, który był symbolem Polski, zastąpiono go sokołem, ponieważ jest do niego bardzo podobny. Widoczną działalnością Towarzystwa było to, że dzieci ćwiczyły gimnastykę, ale przy okazji uczyły się czytać i pisać po polsku oraz historii swojej nieistniejącej ojczyzny.
Raciborskie Towarzystwo Gimnastyczne działa dziś głównie z myślą o osobach starszych, często związanych z Kresami, gdyż pierwszy polski Sokół powstał we Lwowie. Bardzo mocno współpracujemy z Towarzystwem Miłośników Ziemi Raciborskiej.
Klub Olimpijczyka w 1987 roku założyła grupa trenerów i działaczy sportowych z panem Wojciechem Nazarko na czele, jako oficjalną agendę Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Widocznym efektem jego działalności jest między innymi utworzenie Skweru Sław Sportu Ziemi Raciborskiej i Alei Olimpijczyków, znajdujących się przy budynku „Sokoła”.
– Ile osób działa w „Sokole”?
– Około 150 stałych członków oraz ponad 200 honorowych, którzy nie mają prawa głosu na walnych zebraniach.
– Zarząd Towarzystwa Gimnastycznego tworzy 9 osób, Klubu Olimpijczyka – 7. Potrzeba aż tyle?
– To dużo, ale z uwagi na to, że zajmujemy się wieloma, często kompletnie rozbieżnymi sprawami, skład zarządu musi być elastyczny i różnorodny. Każdy z członków poświęcił kawałek życia sportowi, wartością jest także, że każdy ma inne doświadczenie: jeden jest nauczycielem, drugi biznesmenem. Śmieję się czasem, że pochodzimy z różnych bajek, lecz nadajemy na podobnych falach. To wybuchowa, ale skuteczna mieszanka.
– Ma pan poczucie, że głos w „Sokole” przekazano młodszemu pokoleniu? Mówię zarówno o zmianie na stanowisku prezesa, jak i wejściu do zarządu kilku młodych osób.
– Nie powiedziałbym, że zarząd jakoś szczególnie „odmłodniał”. Znaleźli się w nim co prawda członkowie o wiele młodsi od swoich poprzedników, tacy jak Ewa Lewandowska czy Piotr Kielar, jednak według mnie odpowiedniejsze byłoby stwierdzenie, że wzbogaciliśmy się o ludzi, którzy mogą wnieść do naszej działalności nową jakość. Członkami „Sokoła” są także osoby, które są aktualnie mocno związane z raciborskim sportem, m.in. Witold Galiński, Robert Antczak., Arkadiusz Galdia, Beata Szyjka, Irena Noga, Rafał Bałys, Grzegorz Wachowski, Krzysztof Borkowski, Artur Sudenis, Piotr Krużołek, Ewa Sienkiewicz, Monika Niedzbała czy Jacek Zawada.
– Może dzięki temu zmieni się wizerunek „Sokoła”. W ostatnich latach bowiem wielu nazywało tę organizację „betonem”, czyli grupą starszych panów, którzy działają tylko dla siebie.
– Nie wydaje mi się, abyśmy chcieli walczyć z tymi krzywdzącymi stereotypami. Wychodzę z założenia, że powinniśmy robić swoje, nie patrząc na niesprawiedliwe komentarze osób, które nie mają odwagi się pod nimi podpisać. Z zarządu odeszli ludzie, którzy „Sokół” zakładali. Szkoda, że zamiast szacunku, co rusz zostają zmieszani z błotem przez anonimowe osoby.
– Nie ma pan wrażenia, że o waszych organizacjach cieplej mówi się nie w Raciborzu, lecz poza jego granicami?
– To paradoks, ale jest w tym dużo prawdy. Gdy przyjeżdżają do nas na przykład przedstawiciele Polskiego Komitetu Olimpijskiego, nie mają wątpliwości, że wśród ponad dwustu Klubów Olimpijczyka, nasz jest jednym z najlepiej funkcjonujących.
Być może wynika to z braku wiedzy mieszkańców naszego miasta? Chyba faktycznie za bardzo zamknęliśmy się przed ludźmi. Dlatego jednym z głównych celów na tę kadencję jest upowszechnienie wśród raciborzan wiedzy na temat tego czym się zajmujemy. Mało osób wie na przykład, że posiadamy jedyną Aleję Olimpijczyków w Polsce. Jako jedni z nielicznych upamiętniamy miejscowe sławy sportu, które odniosły ogromne sukcesy.
(Marcin Handziuk zaprasza mnie na spacer po korytarzach „Sokoła”. Przechadzamy się wśród oficjalnych strojów polskich olimpijczyków, zdjęć, orderów i medali. Na ścianie wzdłuż schodów prowadzących do sali, w której zbiera się Zarząd „Sokoła”, wiszą portrety mistrzów świata i Europy, nieżyjących już działaczy, trenerów i zasłużonych ludzi lokalnego sportu.)
Gdy przyprowadzam tutaj kogoś po raz pierwszy, jest w szoku, że aż tylu medalistów największych imprez świata urodziło się i trenowało w Raciborzu. Niestety, jest tak, że każdy z pasjonatów sportu, jest nastawiony głównie w kierunku swojej ukochanej dyscypliny i nie dostrzega triumfów innych. Naszym zadaniem jest podjęcie próby przełamania tych barier. Chcemy odkurzyć kawał historii, pokazać sportowych herosów szerszej widowni, uświadomić raciborzanom jak wielu ich mamy oraz pokazać, że są na wyciągnięcie ręki. Bo przecież mistrzowie z dawnych lat żyją wśród nas, a my ich często nie zauważamy.
– W jaki sposób chcecie upowszechniać tę wiedzę?
– Przede wszystkim musimy przekazać ją najmłodszym. Od lat organizuję w Gimnazjum nr 1 w Raciborzu spotkania dzieci z olimpijczykami w różnych dyscyplinach. Dostrzegam, że uczniów interesują opowieści tych ludzi, są w pewnym sensie nimi oczarowani. Chcemy uświadomić młodzieży, że sportowcami są nie tylko ci, których pokazano ostatnio w telewizji. Wielu czasem łapie się na tym, że cieszymy się obecnymi sukcesami, a zapominamy o tym, co było. Nawet wielu starszych raciborzan potrafiłoby wymienić z nazwiska jedynie 2 – 3 olimpijczyków z naszego miasta, nie zdając sobie sprawy, że w Alei mamy ich już 23. Mam nadzieję, że za cztery lata świadomość ludzi będzie o wiele większa.
Najnowsze komentarze