Piątek, 8 listopada 2024

imieniny: Seweryna, Gotfryda, Hadriana

RSS

Bazylika zabezpieczona przed ogniem

07.12.2014 12:29 | 0 komentarzy | acz

Po październikowym pożarze bazyliki w Sosnowcu, nasi czytelnicy pytają, czy podobny pożar nie grozi rybnickiej świątyni. Pytanie zbiega się w czasie również z rocznicą wielkiego pożaru rybnickiej bazyliki z 1959 roku. 14 października minęło od niego dokładnie 55 lat.

Bazylika zabezpieczona przed ogniem
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Wysokie na 95 metrów wieże rybnickiej bazyliki, to nie tylko widoczny z wielu kilometrów symbol Rybnika, ale i jeden z najwyższych obiektów w regionie. Z udostępnionego na jednej z nich punktu widokowego, można podziwiać panoramę naszego miasta. Aby się do niego dostać, trzeba najpierw pokonać kręte betonowe schody, a następnie strome drabiny. Górna część konstrukcji wież jest drewniana, a więc narażona na działanie ognia.

Nie dosięgamy

Do pożarów w wysokich budynkach równolegle do wyjeżdżających wozów bojowych, dysponowana jest samochodowa drabina. Dzięki niej strażacy mogą podawać wodę z kosza drabiny na dużej wysokości. Drabina ma jednak wysokość niecałych 40 metrów. To wystarcza na prowadzenie akcji gaśniczych w większości rybnickich wieżowców, jednak za mało aby dosięgnąć, liczących 95 metrów wysokości, wież rybnickiej świątyni. – Jako straż pożarna przez lata zabiegaliśmy, aby rozwiązać potencjalny problem, jakim byłoby prowadzenie akcji gaśniczej na takiej wysokości – mówi młodszy brygadier Bogusław Łabędzki z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Rybniku.

Wieże już bezpieczne

Przy okazji trwającego w ostatnich latach remontu, udało się rozwiązać problem. W obu wieżach zamontowano specjalne instalacje, które w przypadku pożaru zaczną samoczynnie gasić ogień. – W tzw. hełmach wież, czyli na wysokości pokrycia blachą, zamontowane zostały rury z tryskaczami. Są tak skonstruowane, że uruchamia je wysoka temperatura. System posiada własną pompownię zasilaną z miejskiej sieci wodociągowej, ale może być zasilana również z naszych wozów bojowych. Dzięki temu można w porę opanować ogień – mówi strażak.

Ogień na wieży

Takie rozwiązanie nie istniało 14 października 1959 roku. Kościelny Józef Kapias miał wówczas 19 lat i doskonale pamięta dramatyczne zdarzenia. – To był wieczór, mama mi powiedziała, że pali się chyba północna wieża. Kiedy straż dojechała na miejsce, wszystko stało w ogniu. Pomagaliśmy wszyscy w gaszeniu, ale niewiele można było wówczas zrobić – wspomina. Kierujący ówczesną akcją gaśniczą, mógł jedynie patrzeć jak płonie wieża. Podjął decyzję o jej poświęceniu chcąc ratować mury świątyni.  – Obraz z płonącą wieżą wisi w zakrystii świątyni, przypominając o tych zdarzeniach. Tej nocy płonęły jeszcze dwie inne świątynie – wspomina kościelny.

Było groźnie

Tryskacze na wieży uruchomią, się gdy rozwinie się ogień, bazylika posiada jeszcze czujniki elektroniczne, które wykrywają najmniejsze zadymienie w świątyni i wieżach i bez zwłoki zawiadamiają straż pożarną. Ten system przydał się między innymi 15 kwietniu tego roku. Wtedy właśnie, kilka minut po godzinie 8.00 rybniccy strażacy zostali poinformowani o pożarze w rybnickiej bazylice. Zgłoszenie pochodziło z instalacji przeciwpożarowej. – Po dojeździe na miejsce okazało się, że tli się instalacja elektryczna przy jednej z lamp oświetlających wnętrze świątyni – mówi Bogusław Łabędzki z rybnickiej straży pożarnej. Do pożaru doszło nad sklepieniem świątyni w przestrzeni pomiędzy sklepieniem, a dachem bazyliki. – Gdyby nie zainstalowany system czujek, sytuacja mogłaby wyglądać o wiele gorzej. Pożar mógłby się rozwijać długo niezauważony i przenieść się na dach kościoła – twierdzi strażak.

Dym z kadzidła

– System w rybnickiej bazylice jest bardzo czuły – przyznaje proboszcz Grzegorz Olszowski. – Podczas nabożeństw nie możemy przesadzać z ilością dymu z kadzidła, bo zdarzało się, że i to włączało alarm. Czujniki reagują również na zapylenie czy mgłę, w której toną wieże świątyni. Dobrze, że wieże zostały odpowiednio zabezpieczone. Mamy nadzieję, że nigdy nie spotka nas takie nieszczęście jak to sprzed 55 lat lub to z Sosnowca – dodaje na zakończenie proboszcz.

Adrian Czarnota