Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: benzyna tania jak barszcz [CENY w USA]
- „Jakie są ceny w Stanach? Paliwa, telefonów, laptopów, ubrań, kosmetyków? Ile płaci się w kawiarniach, restauracjach? Co jest śmiesznie tanie, a co dużo droższe niż w Polsce?”. Takie pytanie znalazłam na pewnym forum - pisze Daria Muszyńska, rybniczanka, która od dwóch lat mieszka w USA.
Zacznijmy od tego, że ceny różnią się w każdym stanie. Ale to nie żadna nowość, tak samo jest przecież w Polsce. W dużych miastach ceny są przytłaczające, w małych zaś, nic tylko oddać się szaleństwu zakupów.
Jeśli chodzi o usługi, do najdroższych zapewne należą wizyty u lekarza. Być może dlatego Amerykanie nie kwapią się do odwiedzania służby zdrowia z błahych powodów, typu przeziębienie czy ból brzucha. Dla zobrazowania tego podam pewien przykład.
Służba zdrowia dla bogatych
W trzecim miesiącu swojego pobytu w Stanach, złamałam trzy palce u ręki. Zaliczyłam trzy wizyty u lekarza, wliczając w to dwa rentgeny, założenie opatrunku, szyny... Cała impreza kosztowała mnie sześćset dolarów (na szczęście moje ubezpieczenie pokryło większość kosztów). Sześćset dolarów! Za zrobienie prześwietlenia i założenie szyny. A może tutejsi lekarze wyceniają tak wysoko swoją paplaninę? Nie mam pojęcia. Co więcej, moje palce nadal wyglądają jak kulfony, są krzywe niczym Lombard Street w San Francisco i co chwilę pobolewają. Ale lekarze są zapewne z siebie zadowoleni.
Inna historia. Pewna au pair z Czech, zbierała pieniądze na podróż na Hawaje. Miała już całą sumę (około tysiąc dwieście dolarów), jednak parę dni przed wyjazdem dziewczyna zabalowała i... zdiagnozowano u niej zatrucie alkoholowe. Dwa dni pobytu w szpitalu kosztowały ją wymarzoną wycieczkę na Hawaje.
Fryzjerzy - niespełnieni styliści...
Kolejne podłe zdzierstwo można zaobserwować w instytucjach zwanych salonami fryzjerskimi. Za samo podcięcie końcówek, w Nowym Jorku fryzjer kasuje od sześćdziesięciu do stu dolarów (panowie dla porównania płacą od czterdziestu do siedemdziesięciu dolarów za zwykłe obcięcie). Za końcówki! Jeszcze jakby obcinali te włosy złotymi nożyczkami, a koło fotela stał Brad Paisley i umilał czas grą na gitarze, to dobra, niech im będzie. Ale niestety, nożyczki koło złota nawet nie leżały, czasu nie umila nikt, a płacić miliony i tak trzeba.
Co więcej, większość amerykańskich fryzjerów sprawia wrażenie niespełnionych stylistów gwiazd czy czegoś podobnego. Każdy widzi w kliencie potencjalnego nosiciela afro, pasemek i innych dziwactw i każdy jest gotowy do podjęcia się wykonania odpowiednich zabiegów, aby wspomniane afro czy pasemka człowiekowi zafundować. Ale cieniować nie potrafi nikt.
Sama zbierałam się pół roku, żeby postawić swoją stopę w salonie fryzjerskim, bo moje rozdwojone, a miejscami nawet roztrojone końcówki płakały rzewnymi łzami i prosiły o podcięcie. Żałowałam tej decyzji przez kolejny miesiąc. Pan, który obcinał moje włosy był albo początkujący w tym fachu, a ja byłam jego królikiem doświadczalnym, albo w ogóle nic nie widział na oczy, albo nie wiem co jeszcze. Nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że można tak zorganizować zwykłe podcięcie końcówek. No ale nie mogę narzekać. Kiedy jedna z moich znajomych poszła na podcięcie włosów fryzjer zebrał jej włosy w kucyk i ciachnął tam, gdzie uznał za stosowne. I na tym się skończyło.
Zdrowe jedzenie słono kosztuje
Do drogich rzeczy można zaliczyć także jedzenie organiczne. Chleb w supermarkecie kosztuje około dwóch do trzech dolarów. W sklepie z żywnością organiczną, od pięciu do siedmiu dolarów. Niezdrowy cheeseburger kosztuje dziewięćdziesiąt dziewięć centów, podczas gdy zdrowa sałatka ze świeżych warzyw dziesięć dolarów. Ale co tu dużo mówić, w Polsce przecież jest podobnie. Sklepy ze zdrową żywnością do najtańszych nie należą, a tzw. „śmieciowe jedzenie’’ jest zwykle dużo tańsze od zdrowego.
Kosmetyki, odzież, obuwie, elektronika, benzyna - bajecznie tanie
Jeśli natomiast o tanie rzeczy chodzi, z pewnością należy wspomnieć o kosmetykach, odzieży, obuwiu, sprzętach elektronicznych, benzynie i wielu innych.
Ogromną popularnością cieszą się sklepy typu Forever 21, TJ Maxx, H&M, Target, Strawberry i tak dalej i tak dalej. Są to sklepy z ubraniami, których magia polega na tym, że nigdy nie wychodzi się z nich z pustymi rękami. Po prostu nie da rady. Wszystko jest tak tanie, że choćby weszło się do takiego sklepu jedynie w celu skorzystania z toalety i tak wyjdzie się z dwoma reklamówkami ubrań, uśmiechem na twarzy i lżejszym portfelem. Dlatego też przyjeżdżając do Stanów na dłużej, nie warto taszczyć ze sobą dwóch walizek ubrań, bo i tak chcąc nie chcąc zakupy zrobi się na miejscu. Ale raczej chcąc, zwłaszcza w przypadku kobiet. No bo jeszcze jak żyję, nie spotkałam kobiety, którą trzeba było by zmuszać do wydawania pieniędzy na ubrania.
Benzyna. Tania jak barszcz. Trzy do czterech dolarów za galon (1 galon=3,7l). Leksusa RX 330 tankowałam do pełna za pięćdziesiąt dolarów, Nissana Pathfindera za niecałe sześćdziesiąt. Dodam, że mnóstwo osób tutaj jeździ Hummerami, a jak wiadomo, Hummery to pochłaniacze benzyny. W Polsce, aby posiadacza takiego samochodu było stać na jego tankowanie, musiałby on prawdopodobnie zostać również właścicielem całej stacji benzynowej. Tutaj to nie problem. Hummerów i innych terenowych aut jest w Stanach zatrzęsienie.
Komputery, telefony, aparaty... taniocha. Dobre notebooki można kupić już od dwustu pięćdziesięciu dolarów, laptopy za nieco ponad czterysta dolarów. Świetną stroną do robienia tego typu zakupów jest ebay. Tam sprzęty można kupić po niewiarygodnie niskich cenach. Zresztą nie tylko sprzęty, na ebay'u można kupić chyba wszystko. Kiedyś pewna osoba wystawiła na aukcji włosy Britney Spears za jedyny, uwaga uwaga, milion dolarów! Inna osoba próbowała sprzedać Nową Zelandię, zaczynając licytację od jednego centa! No ale na Allegro przecież też nieraz dzieją się niesłychane rzeczy. Wnuki sprzedają swoje babcie, a babcie swoje wnuki.
Dodam też, że nie warto przeliczać dolarów na złotówki. Sama szybko się tego oduczyłam. Dlaczego nie warto? Ponieważ po samym przeliczeniu ceny za podcięcie końcówek u fryzjera ($80), wszelkich innych przeliczań się odechciewa...
/Daria Muszyńska/
Polecamy również:
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: 15 ciekawostek z życia wziętych
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Rybniczanka na Dzikim Wschodzie Ameryki
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Greenpoint zwany Małą Polską
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: słów kilka o wygodnictwie Amerykanów
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: Droga do szczęścia
- Daria na tropie, czyli jak się żyje w USA: halloweenowe szaleństwo zaczyna się... w sierpniu