Jadwiga Osadców: Moje życie jest wędrówką
Chodzi po górach, pracuje w „Itace” i kocha Rzym. Drzemie w niej dusza wędrowca, trudno więc uwierzyć, że przez 26 lat trwa w swej pracy, a może to właśnie ona stała się miejscem, w którym pasja krzyżuje się z zawodową drogą życia.
Jadwiga Osadców kierownik dwóch raciborskich klubów osiedlowych Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowoczesna” – „Itaka” i „Cegiełka” właśnie w czasie wakacji ma najwięcej pracy. Organizacja czasu wolnego dla dzieci i młodzieży ze spółdzielczych osiedli w trzech placówkach, to nie lada wyzwanie.
– Pamiętam, że zamiłowanie do wędrówek było w Tobie już podczas studiów.
– Pomimo trudnych czasów, wynikających z zawirowań politycznych, miałam wrażenie, że nam, studentom z tamtych lat stwarzano pewne dodatkowe możliwości rozwoju. Mieliśmy w Katowicach wspaniały klub wysokogórski, był jacht klub, ośrodek jeździecki w Zbrosławicach, studenckie koło przewodników beskidzkich oraz przewodników tatrzańskich, a więc organizacje, w których chciano skupić młodzież.
– Potrafiłaś z tych propozycji dla studentów korzystać?
– Był to niesamowicie piękny okres w moim życiu. Niektórzy twierdzą, że Katowice są brzydkie, ja wspominam je mile również ze względu na ciekawych ludzi, których wtedy poznałam. Tam zrodziły się moje fascynacje i pasje, które potem zamieniały się nawet w styl życia. Kiedyś znajoma z politowaniem spojrzała na mnie, gdy na pytanie co robię, odpowiedziałam, że studiuję. Studia to przecież nie tylko nauka na uczelni, ale także dodatkowy rozwój wynikający z zainteresowań. Dało mi to do myślenia. Zaczęłam rozglądać się. Pierwsze były konie. Przez półtora miesiąca jeździłam do Zbrosławic i przez cały ten czas nawet nie dotknęłam konia. Kiedy pojawiłam się tam po raz pierwszy, starszy pan z laseczką zapytał: Co, na jazdę konną, a gnój wyrzucała kiedyś? I wysłał mnie sprzątać boksy. Stwierdziłam, że jeździectwo to chyba nie najlepszy wybór i poszłam na spotkanie do jacht klubu. Już na początku przeraziła mnie terminologia. Radość z wyjazdu nad Pogorię, pogrzebała wiadomość, że wszystkich przeciągać będą pod kilem. Ktoś żartował, że jeśli tego się nie zaliczy, to lepiej już zrezygnować. Zrezygnowałam.
– … ale nie z dalszych poszukiwań ciekawych pomysłów na samorealizację?
– Kiedyś na uczelni, siedzący za stołami zastawionymi przewodnikami chłopak, zaproponował wyjazd na autokarówkę. Celem wyprawy był Spisz i Orawa. Wróciłam pod wrażeniem formy organizacji, zauroczona innością. Zapisałam się na kurs, potem trafiłam na Jasień – szczyt w Beskidzie Wyspowym, gdzie koło przewodników beskidzkich prowadziło ogólnopolską bazę studencką. Były namioty i noclegi w bacówce, w towarzystwie owiec. Pojechałam na dwa tygodnie, zostałam na dwa miesiące. Podobała mi się niesamowita atmosfera, ognisko, gitara, zupy ogonowe z proszku i najlepsze soki oczywiście z Tymbarku. Często schodziliśmy do Szczawy na racuchy szczawskie, poza tym zafascynował mnie niesamowity urok gór.
– Jesteś więc przewodnikiem górskim?
– Tak. Uzyskałam uprawnienia w kole, a później ogólne – przewodnika PTTK. Przecierałam się przez prawie wszystkie beskidzkie szlaki i część tatrzańskich. Kocham góry. Pozostała jednak fascynacja końmi i jachtami. Przez 10 lat organizowałam obozy w Wilkasach na Mazurach z jazdą konną, czarterowaliśmy jacht, którym pływaliśmy po jeziorze Niegocin, były zajęcia tenisa ziemnego i samoobrony. To tak fantastyczne dziedziny, że szkoda byłoby nie pokazać młodzieży, co można robić jeszcze w życiu. Najpiękniejszy wyjazd przeżyłam właśnie na Mazurach. Instruktor powiódł nas na koniach po morenowych wzgórzach, jechaliśmy w trawach po pachy, było cudnie. Oczywiście też czyściliśmy konie i przygotowywaliśmy do jazdy. Pozostała satysfakcja, że moi podopieczni do dziś, podobnie, jak ja, jeżdżą konno. Gdy ktoś mówi o obozach tematycznych, uśmiecham się. Robiliśmy je już dawno, a w Raciborzu z pewnością byłam pierwsza.
– Po studiach wróciłaś do Raciborza?
– Bardzo długo, bo dziewięć lat trwałam w Katowicach. Przerosły mnie problemy mieszkaniowe, dlatego skuszona perspektywą mieszkania wróciłam do Raciborza. Przez krótki okres pracowałam w biurze PTTK. Pomyślałam, że to fajny sposób na dalsze kontynuowanie tego, co robiłam. Jednak organizacja, którą zastałam w Raciborzu rozmijała się z tym, do czego byłam przyzwyczajona. Potem pojawiła się perspektywa pracy w Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowoczesna”.
– Praca ta wpisuje się pod wieloma względami, w to co robiłaś niegdyś z pasji.
– Jestem kierownikiem „Cegiełki” i „Itaki”. Programy na lato i zimę w mieście przygotowujemy dla wszystkich trzech placówek. Oczywiście jest podział zadań, gdzie, kto i co w danym momencie robi. I tak to funkcjonuje już od dawna. Racibórz był jednym z pierwszych miast, w którym te akcje zadomowiły się na dobre. Będąc jeszcze dzieckiem podglądałam panów z nartami, którzy korzystali z możliwości wyjazdów w góry, jakie stwarzano mieszkańcom zasobów spółdzielczych. Dziś sama jeżdżę na nartach i wciągam w to młodzież. Organizowałam obozy narciarskie, ale te już odbywały się wcześniej. Nowatorskie natomiast były nasze pomysły co do ich prowadzenia. Pierwszy odbył się na Szyndzielni. Przyjechaliśmy w ulewnym deszczu, kolejka była nieczynna, więc wchodziliśmy na górę z całym osprzętem. Nosy zwieszone, bo deszcz, bo błoto, a potem nocą przyszedł mróz, zawiało i rano zrobiło się biało. Takie niespodzianki zdarzają się tylko w górach. Jednak po tych ryzykownych doświadczeniach następne obozy miały miejsce w Brennej. A gdy młodzież rozjeździła się na dobre, zaczęliśmy je organizować w Murzasichlu pod Tartami. Ukoronowaniem dla tych, którzy robili postępy, był zjazd z Kasprowego Wierchu. A słyszałam, że jeśli ktoś potrafi zjechać z tego szczytu, to stoki Europy nie będą mu straszne.
– A co teraz proponujesz „spółdzielcom”?
– Teraz planujemy krótsze formy wyjazdowe. Dla seniorów z naszego klubu, drugi rok z rzędu organizowaliśmy pobyt nad morzem, w tym roku w Międzyzdrojach. Piękna majowa pogoda, pusta plaża i oczywiście morze. Było cudnie. Pojechaliśmy też do Świnoujścia, które wyrasta na europejski kurort oraz Dziwnowa i Trzęsacza, gdzie koniecznie musieliśmy zobaczyć znikający kościółek, z którego pozostała już tylko jedna ściana. Kolejna będzie wycieczka w Tatry. I choć wielkiego chodzenia po górach nie będzie, w planie jest spotkanie z gawędziarzem, który piękną gwarą, z niesamowitą zadrą i poczuciem humoru opowiada, jak to drzewiej w górach bywało. Chcę pójść też w miejsca, które nie są na typowym szlaku turystycznym, do pustelni brata Alberta, może do Bachledówki, a na pewno do Koliby związanej z Witkacym, którą uwielbiam.
– Jak godzisz pracę i wyjazdy z życiem rodzinnym?
– Córki są dorosłe, ubyło mi więc trochę rodzinnych obowiązków. Obie zaraziłam moimi fascynacjami, jeżdżą na nartach i konno, jedna z nich interesuje się naturalnym sposobem ujeżdżania koni. Druga, wykładowca na Śląskim Uniwersytecie Medycznym, ostatnio pojechała do studenckiej bazy na Górową pod Pilsko. Jest tam już dwa tygodnie i tylko od czasu do czasu pisze, że jest fantastycznie.
– Chyba nigdy nie może ci zabraknąć pomysłów na organizacje wolnego czasu dzieciom.
– Aby wzbogacać naszą ofertę założyliśmy Stowarzyszenie Społeczności Osiedlowej „Aura”, które umożliwia pozyskiwanie środków finansowych. Zasługą stowarzyszenia jest m.in. działająca przez cały rok pracownia plastyczna „Pod sztalugą”. Dla lepszego poznawania sztuki proponujemy wycieczki m.in. do Muzeum Narodowego i na Wawel do Krakowa oraz Wrocławia, po to by zobaczyć Panoramę Racławicką, obrazy Kossaka i dzieło Styki, a przy okazji, aby znaleźć się w Muzeum Narodowym, gdzie są abakany i Hasior, którego prace też koniecznie trzeba obejrzeć. Muszę się pochwalić, że byliśmy z młodzieżą m.in. w Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu i w Zwingerze w Dreźnie, gdzie znajduje się największy skarb – Madonna Sykstyńska. Uważam, że takie wyjazdy mają sens, tym bardziej, że muzea np. w Austrii czy Dreźnie są dla młodzieży w dużej części dostępne za darmo. Kilkakrotnie byliśmy w Rzymie, kocham to miasto. To szczególne miejsce, gdzie lubię wracać. Można jeździć tam ze względów religijnych, ale i dla kontemplacji sztuki, a więc po to, by zobaczyć, co człowiek potrafił stworzyć. I to jest niesamowite bogactwo, które każdy powinien zobaczyć.