Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Misjonarka na Jamajce

09.08.2014 19:20 | 0 komentarzy | ż

Ksiądz Jan Szywalski przedstawia: Barbarę Miensopust znam od dziecka: chrzciłem ją, przygotowałem do Komunii św., uczyłem religii.

Misjonarka na Jamajce
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Była przedostatnim dzieckiem u Miensopustów, tradycyjnej rodziny ziemi raciborskiej, gdzie wiarę traktuje się poważnie, a związek z Kościołem jest oczywisty. A jednak byłem zaskoczony, gdy Barbara po maturze, zdanej w Technikum Budowlanym, przyszła po opinię, bo chce wstąpić do klasztoru. Zaskoczony ale i uradowany, że po dłuższym czasie znów ktoś chce jedynie Bogu poświęcić swe życie. Odbyła postulat, nowicjat i złożyła w 2002 r. pierwsze śluby zakonne, a wieczyste w 2009 r.

Choć wstąpiła do sióstr misyjnych, znanych nam z Annuntiaty, zdawało się, że wyjazd na misje jest dla niej zamknięty: doznała bowiem kiedyś przy pracy poważnego uszkodzenia kręgosłupa. Groziło jej wtedy kalectwo, lecz szczęśliwie wyzdrowiała i po ślubach wieczystych dostała przeznaczenie misyjne do Stanów Zjednoczonych. Ale i to nie było tym o czym marzyła od dzieciństwa. Aż w 2012 r. wysłano ją ze Stanów na Jamajkę.

– Gdzie właściwie leży Twoja nowa Ojczyzna?

– Jamajka należy do wysp karaibskich, jest położona na południe od Kuby. Ma 235 km długości, a 35 – 85 km szerokości, mieszkańców jest 2,7 mln.

– Ludzie kolorowi?

– Ludność pochodzi z różnych krajów afrykańskich; byli oni sprowadzeni tu do pracy niewolniczej.

– Katolicy?

– Ogólnie na Jamajce jest 2 – 3% katolików, a na naszym terenie zaledwie 1%. Najliczniejsi są zielonoświątkowcy, reprezentowane są także inne wyznania protestanckie i różnorodne sekty; jednak wielu z nich nie przynależy do żadnego Kościoła.

– Wasza placówka misyjna bodajże też jest bardzo urozmaicona.

– Jesteśmy trzy siostry ze zgromadzenia misyjnego sióstr Służebnic Ducha Świętego: s. Rozalia z Indonezji, s. Teresa z Ghany, i ja, s. Barbara z Polski, przedstawicielki trzech narodowości, trzech kontynentów, i każda o innym kolorze skóry. Przybyłyśmy tu w 2012 r. na zaproszenie ojców werbistów. Należymy zaś do części zwanej parafią św. Tomasza. Na tym terenie mamy trzy kościoły katolickie, gdzie proboszczem jest o. Frank z Irlandii, a pomaga mu ojciec z Wietnamu. Należą do Zgromadzenia ojców werbistów. Łączy nas więc wspólne zadanie, idea misyjna oraz duch jednego założyciela naszych zgromadzeń zakonnych.

– Język?

– Porozumiewamy się po angielsku. Język ten jest oficjalnym językiem na Jamajce. Uczą się go w szkole i posługują w urzędach. Ludzie jednak mówią swoim językiem patois, teraz już powoli udaje nam się z nimi dogadać.

– Jakie jest Twoje, a właściwie wasze zadanie?

– Dwadzieścia lat temu przybyli tu ojcowie werbiści i przygotowali grunt pod tę placówkę misyjną. Powstał kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i dwa dodatkowe kościoły. Pracy było coraz więcej, wtedy zaprosili nas, siostry, do pomocy. Łączymy swe wysiłki we wszystkich zadaniach, zwłaszcza w trzech: w ewangelizacji, w szkolnictwie i pomocy materialnej.

Nasz rejon należy do najuboższych w kraju. Panuje duże bezrobocie. Szczególnie leży nam na sercu prowadzenie szkoły. Jeśli jest solidne wykształcenie to jest praca w przyszłości i jest godne życie. Szkoły katolickie mają dobrą opinię, ale kosztują. We wrześniu 2012 roku siostra Teresa z siostrą Rozalią zaczęły szkołę z siódemką dzieci, teraz mamy ich dwadzieścia. Gdy będzie ich ponad trzydzieści, możemy liczyć na dopłatę od państwa. Myślę, że tę liczbę osiągniemy z nowym rokiem szkolnym we wrześniu. Szkołę poświęcił już jesienią 2012 r. arcybiskup Charles Dufor. 

Ja natomiast pracuję w terenie. Odwiedzam ludzi chorych, pomagam w parafii, prowadzę katechezę przy kościele, do tego mam spotkania z dziećmi w czterech miejscowościach, gdzie w bardzo prostych warunkach i bardzo prostymi sposobami głoszę Dobrą Nowinę. Co ciekawe to to, że mam w sumie około 100 dzieci, a jedynie dwoje z nich jest katolikami, inne dzieci chodzą do różnych kościołów, albo wcale nie przynależą do żadnej grupy religijnej. Ale to nam nie przeszkadza, bo wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami. Moim zadaniem jest również rozdzielanie darów, zwłaszcza żywności. Otrzymujemy bowiem pomoc z amerykańskiej fundacji, która działa przy kościele katolickim Food for the Poor. Raz na dwa lub trzy miesiące dostajemy transport z żywnością i ubrania. Wszystko musi być dostarczone do jak największej liczby potrzebujących. Nic nie może się zmarnować, ani nie może być rozkradzione. Rozsyłamy to do 32 miejsc gdzie następne osoby pakują do małych worków ryż i fasolę bo to jest podstawowe jedzenie na Jamajce i każdy potrzebujący dostaje 2 lub 4 kg ryżu i to ma wystarczyć na dwa lub trzy miesiące. To nie takie proste, bo potrzeby są znacznie większe. Ludzie jednak są bardzo wdzięczni za każdą pomoc.

– O ile pamiętam, ukończyłaś Budowlankę w Raciborzu.

– Jak się okazuje, wiedza wyniesiona ze szkołynie poszła na marne. Każda umiejętność jest przydatna na misjach, dobrze jest wiedzieć ile trzeba worków cementu by wybudować fundament domu, ile płyt, belek i blachy by powstały ściany i dach. Na Jamajce wiele domów budowanych jest bardzo prosto. Zresztą każdy talent może być wykorzystany.

Karaiby mają to nieszczęście, że leżą w strefie huraganów.

Taki okres huraganów trwa od początku czerwca do końca października. W tym czasie ludzie z uwagą słuchają prognozy pogody, by choć w małym stopniu się przygotować się do nachodzącego żywiołu, ale to zależy od kategorii huraganu. W 2012 roku przeżyłam huragan Sandy, zniszczył on wiele domów, drzew i uprawy warzyw na naszym terenie.

– Jak możemy pomóc misjom?

– Jest kilka rodzajów pomocy. Po pierwsze: duchowa pomoc. Każda modlitwa ofiarowana w intencji misji ma ogromną wartość i mocno wierzę, że ona dodaje nam sił w niesieniu Dobrej Nowiny. Po drugie: pomoc materialna. Z ofiar pieniężnych, jakie ludzie składają na misje, my możemy wyjechać na misje i pomagać innym w różny sposób, będzie np. zwyczajny zakup leków czy jedzenia, ale także wysłanie dziecka do szkoły, nie mówiąc już o zakładaniu szkoły, czy budowaniu kaplic. Potrzeb jest wiele. Po trzecie możemy pomagać misjom poprzez wyjazd na misje. Słyszałam o świeckiej misjonarce z Raciborza, która już wkrótce uda się do Peru. To nie tylko księża czy siostry zakonne wyjeżdżają na misje, ale coraz więcej osób świeckich jest gotowych, by na jakiś określony czas opuścić swój dom, kraj i głosić Chrystusa wśród naszych sióstr i braci w innych krajach. Oby takich było jak najwięcej.