środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Kolejarskie słowo, czyli w oparach absurdu

26.06.2013 12:39 | 3 komentarze | e

Pociąg o godz. 13.25 relacji Rybnik - Racibórz pojawia się i znika. Przede wszystkim znika.

Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Zaczęło się w samo południe 20 czerwca tego roku w rekordowe upały, na stacji PKP w Rybniku. Czekamy z niecierpliwością na pociąg o 13.25. O planowanej godzinie odjazdu zaczyna się z minuty na minutę robić coraz bardziej dziwnie i nieswojo. Komunikaty: 5, 20, 40, 60 minut opóźnienia po początkowym szoku zaczynają budzić już tylko pusty śmiech pasażerów. Nic to. Jest 14.30, a to pora odjazdu następnego pociągu do Raciborza.. Budzi się nadzieja. Głowa do góry... i już kilkanaście minut później w dół. Tego pociągu też nie ma. Bez słów wyjaśnienia. O godz. 14.45 podniesiony głos oznajmia przez megafon: "Autobusową komunikację zastępczą podstawia się przed dworcem PKP...". Już po chwili, ściśnięci jak sardynki w puszce w miejskim autobusie, wielu na stojąco, bo zabrakło miejsc, zygzakiem zaczynamy się przemieszczać w kierunku Raciborza. Jest z nami konduktorka. Jeszcze w granicach administracyjnych Rybnika wymija nas pociąg relacji Rybnik - Racibórz. Pusty! W autobusie najpierw przekleństwa i złorzeczenia, później zaczyna dominować nastrój czarnego humoru. To z powodu kierowcy, który nie zna drogi, a chce podjechać, trzymając się trasy pociągu, pod każdą stację PKP w poszczególnych miejscowościach. "Do Suminy w lewo, w prawo, na wprost" - doradzają pasażerowie tego wesołego autobusu. Jak żyję takiego zbiorowego GPS nie widziałem i nie słyszałem. Do dziś nie wiem, czy wyprzedził nas pociąg z godziny 13.25, czy 14.30. Dowiedziałem się tylko tyle, że ten pierwszy miał uszkodzony pantograf w okolicy Mikołowa. Był to podobno pociąg Kolei Śląskich relacji Katowice - Racibórz.

- Wreszcie koniec tego szaleństwa - pomyślałem, będąc w wisielczym nastroju. Życie do tej przygody dopisało niezwykły epilog. Zaledwie cztery dni później po godz. 12.00 znalazłem się w okolicach Mikołowa. To tam, gdzie nawalił pantograf. Jechałem z Warszawy do Rybnika. Pociąg tym razem zatrzymała... gałąź na sieci trakcyjnej. Około 13.00  ruszył, a ja ruszyłem do kierownika pociągu z pytaniem, co się dzieje z tym relacji Katowice - Racibórz, który jedzie za nami, a mam na niego przesiadkę w Rybniku o 13.25. Później okazało się, że właśnie nas wyminął, ale pani kierownik dała mi "kolejarskie słowo", że maszyna zaczeka na mnie kilka minut w Rybniku. Byłem wdzięczny i wzruszony. Pomyślałem: "Jestem bezpieczny na kolei. Z jaką solidną firmą ma do czynienia..." Dostałem przecież "kolejarskie słowo", a ono wydawało mi się bezcenne... jeszcze przez następne pół godziny. Dojechaliśmy do Rybnika z półgodzinnym opóźnieniem, a sławetny pociąg-widmo z 13.25 pomykał już od kilku minut w kierunku Raciborza. Cudem zdążyłem na autobus, odjeżdżający spod "urszulanek", biegnąc w tempie jakiego pozazdrościłby mi olimpijczyk.

Nawet nie wiem, jak podsumować tę tragifarsę. Może to kolejny odcinek przygód Latającego Cyrku Monty Phytona? A może kolejarze opracowali dla podróżnych przyśpieszony kurs z cyklu "szkoła przetrwania", czyli jak jadąc koleją dożyć do końca trasy bez załamania nerwowego!

Krzysztof z Raciborza (nazwisko do wiadomości redakcji)


Opinie oraz treści zawarte w rubryce Publicystyka przedstawiają wyłącznie własne zdanie autorów i mogą ale nie muszą odzwierciedlać poglądów redakcji. Masz coś ciekawego do przekazania szerszemu gronu - zapraszamy na łamy portalu nowiny.pl - opublikujemy Twój felieton bezpłatnie. Wyślij swoje przemyślenia na adres portal@nowiny.pl. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji materiału.