Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

Ruiny nie tworzą jeszcze końca historii [FELIETON]

30.11.2024 16:23 | 1 komentarz | ATy

"Aby wzbudzić w sobie odwagę, zwłaszcza tę do życia mimo bólu, potrzebujemy mieć wewnętrzną, nawet nieuświadomioną, chęć walki o coś, co jest tego warte. W najbardziej podłej sytuacji człowieka może napędzać gniew lub chęć zemsty, ale najmocniej podnosi nas z kolan miłość" - pisze w swoim najnowszym felietonie Barbara Musiałek.

Ruiny nie tworzą jeszcze końca historii [FELIETON]
Barbara Musiałek prezentuje swój najnowszy felietonie pn."Ruiny nie tworzą jeszcze końca historii ".
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ruiny nie tworzą jeszcze końca historii

Wyszłam nocą na spacer z psem, który boi się ludzi bardziej niż ja. Rozkopując suche jesienne liście, zastanawiałam się, czy, pokonując przekonanie wpajane od dzieciństwa, że po zmroku jest bardziej niebezpiecznie niż za dnia, staję się bohaterką. Stwierdziłam, że nie, bo więcej odwagi wymaga pokonanie mroku w sobie.

Taki stan to żadna wygoda

Legendarna strefa komfortu nie istnieje. Przynajmniej w mojej prywatnej przestrzeni. Jeżeli zależy mi na czymś, a nie robię nic, by to mieć, to nie jest żaden komfort, tylko czas wewnętrznej męczarni, wzdychania do przyszłości, na jaką czekam. W tym stanie chwila obecna staje się szara, pozbawiona światła, które prowadzi ludzi śmiałych przez życie. Czuję się dobrze dopiero wtedy, gdy podejmuję działania przybliżające mnie do „ziemi obiecanej”. Może to być wzięcie udziału w interesującym mnie kursie, inspirującym spotkaniu, zapisanie się do szkoły, pójście na spektakl, koncert, świadome stukanie w klawisze klawiatury...

Spodziewajmy się najlepszego

Mówi się, że człowiek odważny to ten, który podejmuje działania pomimo strachu, jaki wywraca wnętrzności na drugą stronę, więc gdy obserwuję wyczyny kogoś, kto robi to, co ja bym chciała, ale nie robię, bo się boję, to myślę sobie, że ten ktoś jest dzielny. Ale jeżeli on się nie boi, a zajmuje się tym, czym chce, to czy można nazwać go odważnym?

Ale kiedy właściwie nie czujemy strachu, podejmując wyzwania? Uważam że wtedy, gdy mamy nadzieję na pomyślne rozwiązanie. Zatem to nie jest brak lęku tylko przynajmniej dostateczna wiara w wygraną. Decydując się na zawarcie związku małżeńskiego, założenie firmy, przeprowadzkę na drugi koniec świata, kupno samochodu, domu bądź adoptowanie psa lub kota, trzeba spodziewać się najlepszego. Inaczej nie warto by było nawet wyciągać dłoni do pocałowania przez los. I należy mieć odwagę, by ufać sobie, że nie zniszczymy tego, w co zainwestowaliśmy czas, uczucie, pieniądze. A jeśli coś nie wyjdzie, to mieć też odwagę samemu przed sobą do porażki się przyznać i spróbować zbudować swoje życie na nowo.

Żeby przetrwać najgorsze, musi nam na czymś zależeć

W niedzielny listopadowy wieczór wybrałam się do żorskiego Domu Kultury na recital fenomenalnego artysty, Kuby Blokesza, który tchnął nowe życie w piosenki Jacka Kaczmarskiego. Wsłuchując się w teksty dawnego barda, uświadomiłam sobie, że czasem mury, które runęły, mury pewnej całości, domu, związku, rodziny, „grzebią stary świat”, ale w sposób, w jaki nikt nie chce. I wtedy mamy do czynienia z typem odwagi, który nazywam „jeszczetylkojeden”.

Określenie to zainspirowane jest filmem z 2016 roku pt. „Przełęcz ocalonych”, wyreżyserowanym przez Mela Gibsona według scenariusza, który stworzyli: Robert Schenkkan i Andrew Knight. Główny bohater, sanitariusz Desmond Doss (postać prawdziwa), podczas bitwy o Okinawę w 1945 r., uratował życie siedemdziesięciu pięciu rannym żołnierzom, sam, jako jedyny, nie nosząc broni. Będąc u kresu sił, powtarzał modlitwę: „Proszę cię Boże, pomóż mi ocalić jeszcze jednego”.

Dla niektórych z nas heroizmem jest pozostawanie przy życiu pomimo cierpienia drenującego duszę z chęci istnienia. Samo oddychanie po stracie osoby i nadziei na poprawę sytuacji jest nie lada wyczynem. Gdy nie ma dokąd uciec od siebie, swoich emocji, sytuacji nie do zniesienia, noc więzi myśli w uścisku. Bywa więc, że trzeba wręcz modlić się o siłę, aby wziąć jeszcze jeden oddech. I trzeba mieć w sobie jakieś resztki odwagi, by to robić. A do tego musi nam naprawdę na czymś zależeć.

Nic tak nie łagodzi upadku jak miłość

Aby wzbudzić w sobie odwagę, zwłaszcza tę do życia mimo bólu, potrzebujemy mieć wewnętrzną, nawet nieuświadomioną, chęć walki o coś, co jest tego warte. W najbardziej podłej sytuacji człowieka może napędzać gniew lub chęć zemsty, ale najmocniej podnosi nas z kolan miłość. Kiedy mamy przy sobie kochającą osobę, która rozumie, że wszyscy popełniamy błędy i zawsze stoi po naszej stronie, nawet jeśli nabroimy i jest na nas zła, to rano wstajemy z łóżka i robimy wszystko, by nie utonąć we łzach. Bo gdy miłość podtrzymuje nas z każdej strony, łatwiej stawać do walki nawet z góry przegranej. Upada się wtedy miękko, a rany goją się szybko. Kiedy zabrać człowiekowi miłość, zapadnie się cały jego świat. Ale przecież miasta powstawały już z ruin. Ludzie też.

Jeden odważny krok może oznaczać nową jakość życia

Wracając do mojego nocnego wyjścia ze strachliwą psinką, to uważam, że większą odwagą wykazałam się, adoptując szczeniaka, zważywszy na fakt, że mieszkam w bloku, a wieku, w przeciwieństwie do wskazówek zegara, nie da się cofnąć nawet na jedną porę roku. Ale czasem podejmując krok w nieznane, spotyka nas coś lepszego, niż moglibyśmy się spodziewać. A nauczywszy się na nowo oddychać, po stracie, może nas w życiu spotkać jeszcze coś pięknego.

Barbara Musiałek