Do przodu i w górę [FELIETON]
Usłyszałam kiedyś zdanie, że nigdy nie wiadomo, dla kogo jest się wzorem i kto nam zazdrości. Uważam więc, że niesamowicie jest być wzorem dla siebie, a może nawet być samym o siebie zazdrosnym - pisze w swoim najnowszym felietonie pn. "Do przodu i w górę" Barbara Musiałek.
Chodzi o to, żeby iść do przodu i w górę. Właściwa odpowiedź przyjdzie sama
W gorące sierpniowe popołudnie zauważyłam starszego mężczyznę, idącego z plecakiem pod górkę aleją Jana Pawła II, a wyobraźnia podsunęła mi obraz młodzieńca biegnącego z ekwipunkiem po beskidzkich lasach. Bo może, dawniej, ten człowiek kochał uprawiać sport w terenie? Kiedyś na pewno był szybki i sprawny, zanim czas odebrał mu władzę nad ciałem.
Kiedy tak o tym myślałam, przyszło mi do głowy, że ciało w pewnym okresie życia przestaje pasować do wieku – tego wewnętrznego, który się zatrzymuje, gdy jesteśmy w pełni sił. Problem pojawia się wtedy, gdy człowiekowi młodemu duchem wydaje się, że wciąż może więcej, niż pozwala na to ciało, a ono przestaje słuchać i nakłada ograniczenia na ducha przygody. Zapewne można ten proces opóźnić, uprawiając sport, właściwie się odżywiając i unikając stresu – na jak długo, to zależy od motywacji i wytrwałości.
Zegar można spowolnić, ale w końcu przyspieszy
Kilkakrotnie poddałam się badaniu określającemu wiek biologiczny – w zależności od trybu życia, jaki prowadziłam, był on niższy lub wyższy od kalendarzowego. Pewnie, gdybym miała odpowiednią motywację lub wystarczająco silne samozaparcie, mogłabym spróbować naśladować tych, którym udaje się regularnie spowalniać zegar. Są chwile, że naprawdę chciałabym być taka, jak oni, ale musiałabym mieć na to czas, którego nie da się rozciągnąć, a jestem zdania, że czas wykorzystywany jest dobrze tylko wtedy, gdy wskazówki zegara przesuwają się w rytmie serca, którego potrzeby są zaspokajane. Każdy więc przeznacza swój dzienny limit sekund na to, co dla niego najważniejsze.
Życie bywa niedopasowane do naszych oczekiwań
Wydaje mi się, że za dużo patrzymy na zewnątrz, na innych ludzi, a za mało czerpiemy ze swego bogactwa. Nie doceniamy siebie, być może myśląc, że gdybyśmy wyglądali inaczej, albo wykonywali inny zawód, bylibyśmy szczęśliwsi. Dlatego niektórzy, zamiast iść własną drogą, wolą czasem wzorować się na kimś, kto im imponuje, może nawet tego kogoś poudawać? Pożyczyć cudzą skórę – ale najlepiej bez problemów właściciela (bo tych nie widać). Najlepiej wziąć tylko to, co się podoba. Niestety nie ma ludzi, którzy nie noszą ze sobą jakiegoś bagażu zranień i nie doświadczają kryzysów. Dlatego jestem za tym, aby przyjrzeć się sobie z boku i spróbować zainspirować siebie Sobą.
Każdy element pasuje
Usłyszałam kiedyś zdanie, że nigdy nie wiadomo, dla kogo jest się wzorem i kto nam zazdrości. Uważam więc, że niesamowicie jest być wzorem dla siebie, a może nawet być samym o siebie zazdrosnym.
Nieważne, czy w swojej lub cudzej ocenie jesteśmy zbyt niedoskonali: za chudzi, za grubi, za… jacyś. Bo nasze życie pasuje tylko do nas, inne mogłoby uciskać nam stopy, albo wisieć na nas jak ubranie po starszym rodzeństwie. Idealny rozmiar bytu istnieje tylko dla konkretnej osoby, zatem wcale nie musimy być tacy jak inni, żeby sami ze sobą czuć się dobrze.
Światło opowieści pada równo
Kiedy to wszystko przeanalizujemy, dojdziemy do wniosku, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być, a nasze słabe i mocne strony są do nas dopasowane. Jesteśmy niczym postacie teatralne lub filmowe, z których każdy tworzy ważny element całości. Niekiedy może nam się tylko wydawać, że dostaliśmy jedynie role poboczne, ale to dlatego, że światło opowieści pada na głównego bohatera. A przecież o każdym z nas można by napisać coś ciekawego. Jeśli odpowiednio skierujemy na siebie reflektory, to w centrum sceny zobaczymy swoją historię, i będzie ona tak ciekawa, jak na to pozwolimy.
Najlepsza odpowiedź
Uważam, że bez względu na to czy czujemy się dobrze, czy źle w swojej skórze, w swoim życiu, to jesteśmy tym, kim powinniśmy być. Żeby to sobie udowodnić, można zastanowić się, czy ktoś inny, dysponując tym, w co wyposażyło nas życie, czyli: pochodzeniem, miejscem i datą urodzenia, środowiskiem, w jakim się wychowaliśmy, statusem społecznym… dałby radę poradzić sobie z wyzwaniami, jakie nam serwuje los – czasem tylko na deser, a niekiedy przygotowując z nich danie główne. A potem zadać sobie pytanie: „Czy posiadając wszystkie swoje zasoby, uczyniłam/uczyniłem wszystko, co możliwe, żeby być z siebie zadowoloną/zadowolonym?”. Jeżeli stwierdzimy, że wykonaliśmy „kawał dobrej roboty”, będziemy mogli sami sobie zazdrościć.
Wyobrażam sobie więc, że kiedy ciekawej świata duszy zaczyna być ciasno w ciele, które jej nie słucha, można pomyśleć o tym, że to tylko ciało. Bo duszy chodzi o to, żeby iść do przodu i w górę, i bez znaczenia dla niej jest to, czy wspina się z plecakiem na Mount Everest, czy tylko na niewielkie żorskie wzniesienie. Będzie szczęśliwa, jeśli na pytanie: „kim chciałbyś być?” odpowiesz: „Zawsze sobą!”.
Barbara Musiałek