Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Aby częściej być na plusie niż na minusie [FELIETON]

20.08.2023 11:56 | 0 komentarzy | juk

- No przepraszam, ale jak coś kosztuje ponad sześć tysięcy złotych, to oczywistym jest, że to nie są drobne pieniądze – to nie sześćdziesiąt czy nawet sześćset złotych – chyba że zarabia się w milionach - pisze w swoim felietonie pn. Aby częściej być na plusie niż na minusie Barbara Musiałek.

Aby częściej być na plusie niż na minusie [FELIETON]
Barbara Musiałek prezentuje swój najnowszy felieton pn. Aby częściej być na plusie niż na minusie .
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Zastanowię się. Muszę to przemyśleć. Potrzebuję czasu. Przynajmniej jedno z tych zdań dobrze jest powtarzać sobie jak mantrę; o ile nie odpowiadamy nim na wołanie o pomoc kogoś, kogo życie wisi na włosku (bo wtedy trzeba działać od razu). W dobie dostępu do wszelkiego rodzaju usług i przedmiotów, za przysłowiowym jednym kliknięciem, świat usłany jest ofertami. Stało się to już normalnością. Wołają do nas setki produktów w promocyjnej cenie, których, w większości, tak naprawdę nie potrzebujemy: sprzęty, bez których żaden dom nie będzie wystarczająco czysty, suplementy, bez których czeka nas zdrowotna ruina, wygodne buty, piękne torebki, kreacje… i wiele innych „niezbędnych” rzeczy, a do tego wszystkiego gotówka od ręki. Wyliczać można w nieskończoność.

Tylko brać i kupować, bo promocja przepadnie. A jak już skorzystamy z niepowtarzalnej okazji, to przez chwilę poczujemy się lepiej. Z tym że kiedy emocje opadną, okaże się dopiero, czy dobrze zrobiliśmy. Bo emocje i uczucia bywają najgorszymi doradcami wszelkich decyzji. Gdy, przykładowo, kierują nami zazdrość, wstyd, złość lub gdy jesteśmy podekscytowani na myśl o szczęściu w zasięgu ręki, możemy łatwo wpaść w pułapkę, z której trudno się wydostać. Później, patrząc na daną sytuację chłodnym okiem, postukamy się w czoło, nie wierząc w to, co zrobiliśmy.

Branie pod włos to zła strategia

Parę razy usiłowano sprzedać mi bardzo drogi produkt, sugerując, że zaspokoi on moją potrzebę jego posiadania. Przy czym dowiadywałam się o tym, że ją mam, od sprzedawcy. Przy każdej tego typu próbie odpowiadałam, że to przemyślę. I zazwyczaj oferent grzecznie czekał na odpowiedź, bez prób nacisku w jakikolwiek sposób. Nie wszyscy jednak potrafią zachować się z klasą. Kiedyś, podczas pewnej prezentacji sprzętu AGD, gdy zachęcano mnie do nabycia arcydzieła sprzątającego, powiedziałam, że w sprawie zakupu muszę naradzić się z mężem. Na co zdesperowany handlarz wyciągnął ciężkie działo ze swego asortymentu uderzeń poniżej pasa, a mianowicie zaczął grać na moich uczuciach, podważając mą kobiecą niezależność (ale trafił pod niewłaściwy adres); nonszalancko zwrócił się do mnie tymi słowy: „To musi pani pytać męża o zgodę?”. No przepraszam, ale jak coś kosztuje ponad sześć tysięcy złotych, to oczywistym jest, że to nie są drobne pieniądze – to nie sześćdziesiąt czy nawet sześćset złotych – chyba że zarabia się w milionach; a partnerstwo w związku polega też na tym, że pewne decyzje podejmuje się wspólnie. Ja oczywiście nie przepraszałam wtedy tego „pana”, tylko czekałam, że on to zrobi; ale się nie doczekałam. Swoją arogancją sprzedawca tylko strzelił sobie w stopę, bo po takim tekście nie kupiłabym od niego już niczego, nawet za złotówkę. Każdy musi zarobić; to oczywiste, ale klient ma prawo do tego, by spokojnie zastanowić się, czy przedmiot, który kusi swą urodą bądź funkcjonalnością, na pewno jest mu potrzebny. I czy gdzie indziej nie znajdzie korzystniejszej oferty. A produkt, nawet bardzo drogi, powinien „obronić się sam”.

Cierpliwym być…

Różnimy się od siebie pod wieloma względami. Jedni, do podejmowania decyzji, potrzebują dłuższego namysłu, inni działają szybko, choć nie w pośpiechu. Żyjąc w epoce szybkich zakupów, szybkich przelewów, szybkich wiadomości… może powinniśmy na nowo nauczyć się czekać? I to bez względu na temperament. Ale czy to jest jeszcze możliwe? Emocje są dobre w kinie, teatrze, na koncercie, wernisażu lub wieczorze poezji. Lubimy doznawać arystotelesowskiego katharsis. Łzy wzruszenia obmywają nasze wnętrza ze złogów nieprzepracowanych traum i tego wszystkiego, co tłumimy w sobie na co dzień. Ale, moim zdaniem, w biznesie i zakupach emocje stwarzają tylko ryzyko, na które mało kogo stać.

Jak trzymać emocje na wodzy?

Nie jest łatwo, wiem to. Ale można, na przykład, wziąć głęboki oddech, wyjść na spacer, posłuchać muzyki przy fontannie na żorskim Rynku, zrelaksować się w tężni solankowej. Można też spisać na kartce papieru lub w notatniku wszystko, co przemawia za skorzystaniem z danej oferty bądź to, dlaczego powinno się ją odrzucić. Zapisać, czy dany przedmiot jest niezbędny do życia, czy na pewno będzie się z niego korzystać, czy też użyje się go raz i wstawi do szafy, tak jak to bywa ze sprzętem sportowym. Powiedzmy, że rower stacjonarny w ostateczności może posłużyć za wieszak na ubrania, ale odkurzacz piorący, gdy w większości pomieszczeń na podłogach są panele, już nie. Jeśli uznamy, że faktycznie to coś nam się przyda lub chociaż będzie cieszyć oczy, bierzmy i radujmy się daną rzeczą. Bo pracujemy na to, żeby korzystać z uroków życia, do których należą też zakupy. Bądźmy jednak czujni, gdy ktoś zbyt usilnie będzie zachęcał nas do kupna lub poprosi o pomoc finansową, odwołując się do naszych sumień. Zastanówmy się, czy nie jesteśmy właśnie wykorzystywani, manipulowani, oszukiwani; bo przelew można zrobić w mig, a pieniądze nie wrócą tak szybko lub nawet nigdy.

Gwarancji nie ma

To wcale nie znaczy, że postępując w sposób przemyślany, logiczny i uporządkowany będziemy unikać kosztownych błędów; bo bezpieczniki w mózgu czasem zawodzą, nie działając wtedy, kiedy trzeba – wówczas robimy coś wbrew swym zasadom i zaczynamy zbytnio ufać komuś, kto na to nie zasługuje. Lecz kiedy już do tego dojdzie, nie obwiniajmy się (komu to się nie zdarzyło „niech pierwszy rzuci kamieniem”); bo tak jesteśmy skonstruowani, że czasem działamy racjonalnie, a czasem nie. Ważne, by częściej być na plusie niż na minusie. 

Barbara Musiałek