środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Czasem musi być poważnie, żeby potem zrobiło się lżej [FELIETON]

07.08.2023 10:26 | 0 komentarzy | juk

Trwają wakacje. W wolne dni wyjeżdżamy z miasta lub nie (w zależności od tego czy lubimy opuszczać domowe pielesze i czy pozwalają nam na to okoliczności oraz finanse). A spędzając letni czas według własnych upodobań, próbujemy zresetować nasze ustawienia w centralnym komputerze, czyli w głowie, odcinając się od dołujących wiadomości i toksycznych relacji - pisze w swoim felietonie Barbara Musiałek.

Czasem musi być poważnie, żeby potem zrobiło się lżej [FELIETON]
Barbara Musiałek prezentuje swój najnowszy felieton pn. Czasem musi być poważnie, żeby potem zrobiło się lżej.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Kiedy zdołamy się wreszcie wyluzować, możemy znaleźć coś, co nas spionizuje i uporządkuje wartości. Na mnie w ten sposób zadziałał widok kamiennych płyt nagrobnych, ustawionych równo, w cieniu kołobrzeskich drzew. Patrząc na te zabytkowe pozostałości po dawnych cmentarzach, przypomniał mi się napis (pochodzący z artystycznego plakatu autorstwa Pawła Grai), który zobaczyłam pod koniec października ubiegłego roku, w Galerii Szyb Wilson w Katowicach: „Za 5 milionów lat już nas tu nie będzie".

Fraza ta, niezamierzenie, stała się moją wakacyjną myślą przewodnią; z pozoru nie przekazuje niczego odkrywczego, a jednak uważam ją za genialną – w cudowny bowiem sposób uwalnia od poczucia obowiązku zaspokajania czyichś oczekiwań i przejmowania się tym, co inni powiedzą. Bo jakie, wobec zacytowanego stwierdzenia, ma znaczenie to, że kiedyś założyliśmy sweter na lewą stronę, popełniliśmy faux pas w towarzystwie, źle wybraliśmy coś lub kogoś albo biczujemy się poczuciem winy jeszcze z innego powodu? Myśl o tym, że ostatecznie zostanie po nas ślad w postaci napisu na kamieniu, paradoksalnie pozwala patrzeć w przyszłość bardziej optymistycznie.

W Kołobrzegu znajdują się dwa lapidaria (miejsca ze starymi kamiennymi nagrobkami): niemieckie – usytuowane w parku im. Jedności Narodowej, i żydowskie (z zachowanymi sześcioma macewami) – na styku ulic Zdrojowej i Mickiewicza. Dziś to piękne świadectwa pamięci. Głębokiego przesłania, kryjącej się w nich idei nie da się odczytać z artykułów w sieci (ale zachęcam, by się z nimi zapoznać, na przykład TUTAJ czy TUTAJ). Magia dzieje się wtedy, gdy samemu stoi się na fragmencie ziemi, zawierającej dawno zatarte ślady stóp tych, których imiona i nazwiska wyryto w kamieniach.

Starając się odczytać dane zmarłych w ubiegłym stuleciu kołobrzeżan, wyobrażałam sobie, jak ci ludzie mogli wyglądać za życia. Jakie były ich koleje losu? Czy dziś jeszcze ktoś o nich pamięta? Spacerując zaś brzegiem morza, słuchałam pokrzykiwań mew, szumu fal, dudnienia wody uderzającej o burtę statku, i miałam świadomość, że tamci ludzie też to słyszeli. Oni także przemieszczali się, śmiali, płakali, martwili o bliskich. Zapewne byli to czyiś dziadkowie, ojcowie, synowie, wnuki, czyjeś mamy, babcie, córki… Patrzyli w przyszłość i na wzburzone fale Bałtyku, który jako jedyny może pamiętać te niepewne jutra spojrzenia, ostatnie (z tego co zaobserwowałam w lapidarium niemieckim) z kwietnia 1939 r.

Na ich twarzach, tak jak na naszych, odbijała się czerwień zachodzącego słońca, kiedy spędzali wieczory, rozmawiając o sprawach bieżących bądź przekazując sobie zasłyszane opowieści i legendy. Ludzie ci, z pewnością częściej niż my dzisiaj, odwiedzali się i wzajemnie cieszyli swoją obecnością, siedząc do późna przy świetle tlącej się świecy. Ciężko pracowali, dbając o rozwój przedwojennego uzdrowiska. Niektórzy zapisali się na kartach historii miasta, o innych nie wspomniano w książkach ani w prasie. Im wszystkim oddaję dziś swoją uwagę. Kładę mały kamyk pamięci na tym, co pozostało z czyjegoś grobu.

Zastanawiam się, co zostanie po współczesnych pokoleniach. Kiedy nasze sprawy już nie będą naszymi. Mamy tysiące zdjęć w Internecie, który ponoć niczego nie zapomina. Ale, prawdopodobnie, przepadną one gdzieś w czeluściach portali społecznościowych, przykryte milionami innych fotografii. Z czasem, prawdopodobnie, ktoś usunie nasze konta. I to tyle z historii ludzi żyjących w XXI wieku.

Tylko kamień, jak widać, zniesie prawie wszystko. Zachowa imię i nazwisko, powie: ten człowiek tu był. Jakiś przechodzień zatrzyma się i zmówi modlitwę. Wyobrazi sobie życie, które przez pewien czas trwało i przeminęło.

Minęły też moje wakacje, a po powrocie do Żor udałam się na odrestaurowany zabytkowy cmentarz przy ulicy ks. Klimka. Chyba po raz pierwszy kroczyłam alejkami świadomie, przyglądając się grobom w szczególnej zadumie. Myślałam o tym, że kiedy nie będzie już na świecie nikogo, kto nosiłby ślad mojej obecności w swoim sercu, to imię i nazwisko jest największym dziełem, jakie mogę po sobie pozostawić. Później na straży mej pamięci będzie stać już tylko pusta płyta – napisy znikną pod wpływem różnych czynników. Kamień jednak nadal będzie pamiętał, o ile nie zostanie całkiem zniszczony przez człowieka. Czy przetrwa pięć milionów lat? Słyszałam, że bryłki bałtyckich bursztynów mają około 40 milionów lat, więc… jest szansa.

Życie z wizją czekającej nas śmierci może przygniatać lub dodawać odwagi. Bo, owszem, powinno się żyć tak, żeby zasłużyć na „niebo”; ale, z drugiej strony, można też przestać się spinać i przejmować błędami, które na co dzień popełniamy. W końcu jesteśmy tylko ludźmi, a o doskonałości dowiemy się więcej, gdy opuścimy ziemski padół. Czasem warto mieć w wakacje poważną myśl przewodnią, by potem życie stało się lżejsze.

Barbara Musiałek