Niedziela, 24 listopada 2024

imieniny: Emmy, Flory, Jana

RSS

19.08.2016 19:00 | 7 komentarzy | red

- Jak reagujemy na to, co dzieje się na naszym kontynencie? Zajmujemy rozmaite stanowiska. Patrząc z perspektywy duchowej, religijnej, można je podzielić na dwie grupy: na stanowiska niechrześcijańskie i chrześcijańskie - pisze ks. Łukasz Libowski z Raciborza.

My a uchodźcy
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Zderzenie cywilizacji

Sytuacja w Europie jest niespokojna. Niespokojna ze względu na problem uchodźstwa.

Problem jest trudny. Trudny, bo złożony. Już przy powierzchownej analizie widać, że splata się w nim wiele wątków: polityczny, ekonomiczny, socjalny. Do tego dochodzi wątek religijny.

Kłopoty z imigrantami są skutkiem zderzenia cywilizacji. Cywilizacji całkowicie odmiennych. Oto spotykają się ludzie reprezentujący różne światopoglądy, na które składają się różne religie, różne sposoby postrzegania świata i człowieka, myślenia, wartościowania i działania.

Taka sytuacja nie może „przejść” gładko i bezkonfliktowo. Różnice są duże. Za duże. W konsekwencji między Europejczykami a ludnością napływową powstaje dystans. Rodzą się napięcia. Ich pokłosiem są tragiczne wydarzenia, o których donoszą media. Choć to nie tylko napięcia generują ataki. Są też inne, wcale nie drugorzędne ich przyczyny. Np. zorganizowany terroryzm czy choroby psychiczne.

Wyłącznie miłość

Jak reagujemy na to, co dzieje się na naszym kontynencie? Zajmujemy rozmaite stanowiska. Patrząc z perspektywy duchowej, religijnej, można je podzielić na dwie grupy: na stanowiska niechrześcijańskie i chrześcijańskie. Obie nazwy są oczywiście robocze. Ich zasadność jest wszak dyskusyjna.

Stanowiska niechrześcijańskie to te, które pozwalają wykwitać nienawiści i które nienawiść pielęgnują. Owszem, jedne bardziej, inne mniej; jedne wprost, inne nie wprost. To stanowiska, których orędownicy nie liczą się z niczym ani z nikim i nie przebierają w środkach: wybierają agresję i wrogość. Niestety, obawiam się, że mają oni niemało zwolenników.

Alternatywą są stanowiska chrześcijańskie. Ci, którzy je zajmują szukają rozwiązań problemu migracyjnego przy pomocy Biblii. Inspirują się zwłaszcza ewangelią i listami apostolskimi. Te na temat stosunków międzyludzkich wypowiadają się jednoznacznie.

Nowy Testament zachęca do życzliwości, zgody, solidarności, przebaczenia i zaniechania odwetu. Uczy, że mamy być dla siebie nawzajem miłosierni (znamienne, że Europa mierzy się z problemem imigracji w Roku Miłosierdzia; dla katolików nie powinno to być chyba bez znaczenia). Mamy być dla siebie dobrzy. Przede wszystkim zaś dobrzy mamy być dla słabych, cierpiących i ubogich. Mamy być dobrzy nawet dla wrogów czy nieprzyjaciół. Naszym ludzkim współżyciem ma rządzić miłość. Wyłącznie miłość. Tak chce Bóg. Czytamy o tym w Piśmie Świętym.

Z tym, że tę miłość – to ważne! – można rozmaicie pojmować, zależnie m.in. od wrażliwości, doświadczenia, znajomości praw kierujących funkcjonowaniem człowieka czy społeczności. Stąd w grupie stanowisk chrześcijańskich da się wyodrębnić dwie podgrupy: stanowiska radykalne oraz stanowiska zachowawcze (serce chce być radykalne, rozum nakazuje powściągliwość). Chrześcijańscy radykałowie próbują jak najkonsekwentniej przełożyć ideały biblijne na określoną praktykę. Z kolei chrześcijanie zachowawczy w tym przekładaniu idei na praktykę są wyważeni. I chociaż w rozpatrywaniu poszczególnych kwestii szczegółowych przedstawiciele opcji chrześcijańskich mogą się ze sobą nie zgadzać, łączy ich to, że starają się owe kwestie rozwiązać z miłością (wiem, brzmi to patetycznie, ale nie umiem wyrazić się inaczej).

Czas na zmierzch

W myśleniu o sytuacji w Europie należy być ostrożnym w paru punktach. Chcę wskazać cztery, które na dzień dzisiejszy wydają mi się najważniejsze.

Po pierwsze: trzeba uważać, by nie dać się porwać rozstrzygnięciom skrajnym. Trzeba uważać tym bardziej, że są one kuszące. Kuszące przez swą prostotę. Historia pokazuje, że rozwiązania łatwe nie prowadzą do niczego dobrego.

Po drugie: trzeba nieufnie brać uogólnienia. Fałszują one bowiem rzeczywistość. Nieprawda, że wszyscy imigranci to muzułmanie. Nieprawda, że wszyscy muzułmanie to terroryści. Nieprawdą jest też, że wszyscy imigranci idą do Europy bez realnej przyczyny. Tj. nie z powodu niebezpieczeństwa zagrożenia życia, ale dla pieniędzy i dobrostanu (a nawet jeśli idą z tej racji, czy mamy prawo im tego zabronić?).

Po trzecie: w niczym nie pomaga gardzenie cywilizacją islamską. Nie można jej porównywać z naszą. To po prostu dwie różne cywilizacje i dwa różne sposoby życia. Nie można mieć do nikogo pretensji o to, że ma inny niż my obraz świata i człowieka. Ma do tego prawo. Przecież nie wszyscy muszą być Europejczykami!

Po czwarte: możliwe, że trzeba liczyć się z tym, że powoli zbliża się koniec cywilizacji zachodniej, europejskiej. Cywilizacje ginęły, giną i będą ginąć. Taka kolej rzeczy. Może teraz przychodzi czas na nas. Czas na nasz zmierzch.

Gotowi na wszystko

Nie wiadomo, jak sytuacja w Europie będzie się rozwijać. Co w takim położeniu robić? Odpowiedź jest prostsza niż sądzimy. Winniśmy robić to, co zawsze i co jest w naszym i tylko w naszym zasięgu. Może obecne niepokoje bardziej nas do tego przynaglają. Bardziej aniżeli okres bezpieczeństwa i beztroski.

Trzeba najzwyczajniej robić swoje. Tzn. trzeba rzetelnie wykonywać obowiązki wynikające ze swojego stanu i wykonywanego zawodu; i trzeba czynić dobro. Poza tym trzeba troszczyć się o to, żeby bezustannie żyć w łasce uświęcającej, żeby ciągle być w łączności z Bogiem. No i trzeba być gotowym na wszystko. Naprawdę na wszystko. Także na śmierć.

ks. Łukasz Libowski

fot. internet