- Miasto to nie tylko architektura, ale przede wszystkim ludzie. My, rybniczanie jesteśmy mieszkańcami przyjaznymi, ale nie zawsze tak jest. Ładnie widać to w środkach komunikacji miejskiej - pisze Bożena Wiesiołek.
Udało Ci się – mieszkasz w Rybniku. Zawsze mogłeś mieszkać w miejscu, w którym jest więcej powodów do narzekania niż działania. Na przykład w Bełchatowie, w którym nie ma torów kolejowych, albo w Sopocie, gdzie dworca PKP po prostu nie ma, ale są za to tory. Mogłeś też teraz być w Łodzi, gdzie brzydka pogoda jest winą miasta lub w Poznaniu, w którym dworzec wygląda jak chlebak. Weźmy też pod uwagę Warszawę, w której co chwila coś płonie lub odbywają się strajki paraliżujące życie około dwóch milionów ludzi. Miasto to nie tylko architektura, ale przede wszystkim ludzie. My, rybniczanie jesteśmy mieszkańcami przyjaznymi, ale nie zawsze tak jest. Ładnie widać to w środkach komunikacji miejskiej.
Nasze – w większości - skromne, wysłużone, styrane autobusy. Kiedy je widzę, zastanawiam się czy na pewno chcę do niektórych z nich wsiąść. Stare, biedne, schorowane. Ich życie na dzień dzisiejszy nie wydaje się mieć przyszłości, ale na szczęście to tylko miejskie autobusy – nie będzie mi ich żal, jeśli zdarzy się, że zostaną zniszczone. Więcej współczucia mam nad ludźmi, szczególnie tymi starszymi, którzy jeżdżą w tych często zapchanych autobusach, gdzie muszą stać, aby młodzież mogła sobie posiedzieć i odbyć między sobą rozmowę typu:
- Cześć! Co tam u Ciebie?!
- Super. A u Ciebie?
- Też – i w tym momencie rozmówca odwraca głowę/zakłada słuchawki/opowiada historię o niczym ważnym.
Oczywiście z rozmowy tej zostały wyjęte jakże popularne i niezrozumiałe przez większość użytkowników języka wulgaryzmy. Bo kto dziś pamięta, że słowo zajebisty oznaczało początkowo człowieka chorego psychicznie?
Z drugiej strony mamy kierowców. Podróżując zauważyła, że kierowcy z natury są ludźmi pomocnymi. Mamy szczęście w naszym mieście, że nie musimy kupować biletów w kioskach jak najczęściej bywa to w innych częściach naszego kraju. Tak, istnieje możliwość, że kierowca będzie miał akurat kilka biletów na sprzedaż, aczkolwiek to tylko kilka. U nas nie ma takiego problemu. Raz byłam świadkiem w Elblągu, gdy kierowca zaczekał na pasażera, aż ten zakupi sobie bilet w pobliskim kiosku. Niestety w naszym mieście nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Jednak podkreślam na szczęście nas takie zagadnienie nie dotyczy. Za to coraz częściej zdarza mi się zauważyć, że mamy problem – a raczej kierowcy – z otwieraniem dla osób wysiadających przednich drzwi. Rozumiem sens istnienia tych drzwi, że są one przeznaczone dla osób, które wsiadają i chcą zakupić bilet, ale z drugiej strony, jeżeli weszłam do zapchanego autobusu owymi drzwiami i jest mi dosyć ciężko przedostać się do drzwi wyjściowych to czy problemem powinno być otwarcie drzwi wejściowych dla pasażerów, którzy go oto proszą? Myślę, że nie. Raczej nie tworzy to jakiegoś zamętu, a jedynie ułatwia podróżowanie w godzinach szczytu.
Autobusy można lubić, albo też nie. Jednak i tak każdego z nas czeka podróż wspomnianym środkiem transportu. Wsiadając do autobusu powinniśmy pamiętać, że to my – ludzie tworzymy piękno naszego miasta. I tylko od nas zależy czy będzie ono posiadało duszę. Na koniec w temacie autobusów sparafrazuję słowa Stefana Wyszyńskiego. Jakikolwiek by on był, w jakiekolwiek szaty by go ubrano, to jest zawsze nasz autobus.
Bożena Wiesiołek
Opinie oraz treści zawarte w rubryce Publicystyka przedstawiają wyłącznie własne zdanie autorów i mogą ale nie muszą odzwierciedlać poglądów redakcji. Masz coś ciekawego do przekazania szerszemu gronu - zapraszamy na łamy portalu nowiny.pl - opublikujemy Twój felieton bezpłatnie. Wyślij swoje przemyślenia na adres portal@nowiny.pl. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji materiału.