Sobota, 15 czerwca 2024

imieniny: Jolanty, Wita, Wioli

RSS

Referendum coraz bliżej - mieszkańcom i radnym puszczają nerwy

01.05.2013 07:14 | 96 komentarzy | acz

Już wkrótce mieszkańcy Wodzisławia zadecydują czy chcą zmienić władze samorządowe. Emocje są na tyle gorące, że sprawą już musiał zająć się sąd. Jak ustaliliśmy rodzina prezydenta Kiecy domagała się od jednego z radnych 10 tysięcy złotych. Pieniądze miały trafić na społeczny cel.

Referendum coraz bliżej  - mieszkańcom i radnym puszczają nerwy
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Na sesji 24 kwietnia wodzisławscy radni decydowali o wyznaczeniu terminu referendum za likwidacją Straży Miejskiej w Wodzisławiu, które w całości organizowane jest przez miasto, w przeciwieństwie do referendum za odwołaniem prezydenta i rady miejskiej, gdzie wnioski weryfikuje komisarz wyborczy w Bielsku i to on podjął już decyzję o przeprowadzeniu go 9 czerwca. 

Wskazania i warunki techniczne
Wyborowi terminu towarzyszyła zacięta dyskusja. Radny Ryszard Zalewski, jeden z inicjatorów przeprowadzenia referendów, zaproponował, by obydwa obyły się w jednym terminie, to jest 9 czerwca. - Myślę, że wodzisławianie tego oczekują. Inaczej będzie to dla nich niezrozumiałe. Pokażmy społeczeństwu, że myślimy rozsądnie i logicznie - argumentował Zalewski. Przewodniczący rady, Jan Grabowiecki, wyjaśnił radnemu, że - zgodnie z zaleceniami Państwowej Komisji Wyborczej - nie jest wskazane organizowanie dwóch referendów w tym samym czasie, m.in. z racji warunków technicznych. Każdy lokal musiałby zostać przygotowany o przeprowadzenia dwu odrębnych czynności wyborczych, "podwójnie" wyposażony, a nie we wszystkich budynkach jest to możliwe to zrealizowania. Większość radnych opowiedziała się więc za tym, by referendum za likwidacją Straży Miejskiej w Wodzisławiu odbyło się 2 czerwca. 

Akcja informacyjna
Radnego Zalewskiego nie przekonały te wyjaśnienia. - Dwa terminy mogą wywołać pewne zamieszenie. Myślę, że prezydent i część radnych obawiali się, że jeśli referenda będą w jednym terminie, to wymóg frekwencji zostanie osiągnięty i obydwa będą skuteczne - skomentował radny Zalewski. Dodał, że w tej sytuacji konieczne jest przeprowadzenie akcji informacyjnej, by do jak największej liczby wodzisławian dotrzeć z wiadomościami dotyczącymi referendów. - W możliwie najlepszy sposób. Planujemy akcję ulotkową, plakatową, może pojawią się jakieś bannery. Frekwencja to nasz kluczowy cel. Wszystko to, co zostało już osiągnięte, czyli zebranie podpisów, to ogromny sukces, ale liczymy na dalsze - podkreślił. 

Radny opuścił salę
Podczas sesji doszło do incydentu, który zakończył się tym, że radny Ryszard Zalewski w milczeniu opuścił salę obrad. Wcześniej wiceprzewodniczący rady, Ireneusz Skupień, zwrócił się do niego z pytaniem, czy - jako jeden z sygnatariuszy wniosku o odwołanie prezydenta i rady oraz uzasadnienia do tego wniosku - podtrzymuje zarzuty w nich zawarte? - Odpowiem tylko raz. Nie chciałbym, żeby to wyglądało jak śledztwo. Jestem podpisany pod wnioskiem i uzasadnieniem. Z większością tych postulatów jak najbardziej się zgadzam. Ale nie będziemy tego analizować. Uprzedzam, że nie będę odpowiadał - stanowczo zaznaczył Zalewski. - Skoro to pismo dotyczy nas, radnych, to wnioskuję jednak o przeczytanie jego treści - zaproponował wówczas radny Janusz Wyleżych. Dodatkowo prezydent Mieczysław Kieca wniósł o to, by radny Zalewski ustosunkował się do każdego z akapitów uzasadnienia i doprecyzował, z którymi się utożsamia, a z którymi nie. W reakcji Ryszard Zalewski wstał i wyszedł z sali. 

Jaka frekwencja?
9 czerwca wodzisławianie podejmą decyzję, czy na półtora roku przed wyborami chcą zmienić skład swoich władz samorządowych. Aby odwołać radę, "za" musi opowiedzieć się około 11 tys. uprawnionych do głosowania mieszkańców. W temacie odwołania prezydenta taką samą wolę musi wyrazić około 8 tys. osób. Po ewentualnym odwołaniu nowe wybory samorządowe odbywałyby się na starych zasadach, to jest według ordynacji proporcjonalnej. Wybory w okręgach jednomandatowych możliwe są dopiero w listopadzie 2014. Szacuje się, że koszt jednego referendum to ok. 80 tys. zł - do pokrycia z miejskiej kasy. 

Kampania referendalna?
Czy w sądzie, w trybie wyborczym, znajdzie się się pozew grupy inicjatywnej jako reakcja na wydarzenia, które miały miejsce na ostatniej sesji rady miasta? - Działania związane z przepytywaniem mnie w temacie uzasadnienia do wniosku mogły mieć znamiona prowadzenia kampanii referendalnej - uważa radny Ryszard Zalewski i odwołuje się do zapisów ustawy o referendum lokalnym, z których wynika, że organom jednostki samorządu terytorialnego oraz członkom tych organów zabrania się uczestniczenia na koszt jednostki samorządu terytorialnego w kampanii referendalnej, która rozpoczęła się z dniem postanowienia komisarza wyborczego o przeprowadzeniu referendum i ulegnie zakończeniu na 24 godziny przed dniem głosowania. Takiej kampanii nie można prowadzić m.in. na terenie urzędów administracji rządowej i samorządowej oraz sądów - Moim zdaniem wszystko to, co może mieć znamiona kampanii, działo się podczas sesji i było prowadzone na koszt jednostki - uważa Zalewski. Teraz grupa inicjatywna zamierza wspólnie z prawnikiem przeanalizować przebieg sesji i wtedy podejmie decyzję co do dalszych kroków. Czy to oznacza pozew w trybie wyborczym? - Jeśli wyniki analizy potwierdzą nasze podejrzenia, że punkty zapisów ustawy zostały naruszone, to sąd jest właściwym miejscem, gdzie sprawa powinna zostać rozpatrzona. Prawo musi być przestrzegane - podkreśla Ryszard Zalewski. 

Na pytanie, dlaczego opuścił salę obrad odpowiada, że z dwóch powodów. Po pierwsze, bo nie było to odpowiednie miejsce, by prowadzić dyskusję na temat wniosku i uzasadnienia. - Sala obrad nie jest miejscem do prowadzenia kampanii referendalnej. Przecież w czasie wyborów samorządowych nikt z radnych też nie prowadzi swojej kampanii - argumentuje Zalewski. - Po za tym atak był jednostronny, a ja jestem tylko jedną z 15 osób z grupy inicjatywnej, a nie chciałbym odpowiadać za wszystkich - dodaje. 

Pozew w sądzie
Z kolei 26 kwietnia już po godzinach pracy w rybnickim wydziale zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach odbyła się niecodzienna rozprawa. W trybie wyborczym ustalano czyj był aparat i kto robił zdjęcia radnemu Ryszardowi Zalewskiemu i posłowi Grzegorzowi Matusiakowi. Sąd musiał się zebrać w nadzwyczajnym trybie bo obaj panowie dobrali sobie kłopotliwe tło do wspólnych zdjęć. Oprócz swoich uśmiechniętych twarzy na zdjęciu utrwalili zakład fotograficzny, który należy do rodziny prezydenta Wodzisławia Mieczysława Kiecy. Niedługo po tym jak zdjęcia trafiły do internetu, do Sądu Okręgowego w Gliwicach wpłynął pozew.  – Wnioskodawczyni powiązana z zakładem fotograficznym Foto Kieca domagała się zakazania publikacji materiałów z wykorzystaniem firmy Foto Kieca, do celów związanych z prowadzeniem kampanii referendalnej – mówi sędzia Tomasz Pawlik, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach. 

Pechowe tło
Wnioskodawczyni domagała się również przepadku wspomnianych materiałów oraz wpłacenia 10 tysięcy złotych na cel społeczny. Skąd całe zamieszanie?  Jak się okazuje w czwartek 25 kwietnia radny Ryszard Zalewski i poseł Grzegorz Matusiak robili sobie na wodzisławskim rynku i w jego okolicach zdjęcia. Przypomnijmy, Ryszard Zalewski to członek grupy inicjatywnej ds przeprowadzenia referendum o odwołanie prezydenta miasta Wodzisławia. Jedno ze zrobionych w czwartek zdjęć przedstawia posła i radnego, na tle kamienicy w której mieszka prezydent, a dodatkowo mieści się w nim zakład fotograficzny Foto-Kieca. To właśnie zdjęcie zostało opublikowane w popularnym internetowym portalu społecznościowym Facebook na koncie posła Matusiaka. Umieszczenie zdjęcia nie spodobało się firmie Foto Kieca a prywatnie rodzinie prezydenta Mieczysław Kiecy. Zdaniem Mirosławy M., rodziny prezydenta Kiecy miało zostać zamieszczone w celu uzyskania rozgłosu, i mogło narazić zakład na straty. – Nie komentuję sprawy, nie zależy mi na rozgłosie – ucina w rozmowie z nami. 

Nikt nie złamał prawa
Sąd pilnie w trybie wyborczym już po godzinach musiał rozpoznać sprawę, skierowaną w trybie wyborczym. – Sprawa została rozpoznana 26 kwietnia o godzinie 16.00 i zakończyła się oddaleniem wniosku. Uczestnik postępowania czyli członek grupy inicjatywnej wyjaśniał, że zdjęcia były wykonywane przez posła. Zostały również zamieszczone na prywatnym koncie posła a nie żadnej instytucji związanej z referendum i dlatego sąd oddalił wniosek. Uczestnik postępowania nie miał wpływu na treść publikowanych przez posła zdjęć. Dodatkowo w trakcie postępowania sąd zauważył, że wnioskodawczyni nie jest właścicielką zakładu tylko jej mąż – wyjaśnia sędzia. 

Radny zastraszany?
Zaskoczenia nie kryje sam Ryszard Zalewski, który w piątek po południu dowiedział się, że ma się tego samego dnia pilnie zgłosić do rybnickiego sądu. –  Różnych rzeczy mógłbym się spodziewać, ale nie czegoś takiego. Po pierwsze to zdjęcie nie miało nic wspólnego z kampanią referendalną, traktowałem je jako prywatne. Po drugie, to przecież nie ja zamieściłem je na facebooku. A tu nagle pozew w trybie wyborczym i o 10 tys. zł. Nie wiem, czy to nie jest jakieś zastraszanie? Przedstawiłem przed sądem swoje racje i byłem za oddaleniem pozwu w całości - odnosi się do piątkowych wydarzeń radny.



Magdalena Sołtys, Adrian Czarnota