Niedziela, 29 września 2024

imieniny: Michała, Michaliny, Gabriela

RSS

Proboszcz z Orłowca w raciborskiej farze mówił o grillowaniu Kościoła

07.03.2013 16:08 | 117 komentarzy | eos

- Pomału będziemy też winni katastrofie smoleńskiej, jak tak dalej pójdzie. Winny swej heteroseksualności polski ciemnogród ma się teraz bez szemrania podporządkować - mówił ksiądz Juraszek na mszy poświęconej arcybiskupowi Gawlinie.

Proboszcz z Orłowca w raciborskiej farze mówił o grillowaniu Kościoła
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W 80. rocznicę nadania sakry biskupiej ks. Józefowi Gawlinie, zorganizowane z tej okazji uroczyste spotkanie w raciborskim Muzeum zwieńczyła msza w kościele WNMP w Raciborzu. Z pewnością kontrowersyjną, bo politycznie zaznaczoną homilię wygłosił ks. Stanisław Juraszek.

Czcigodny księże Infułacie, Szanowni włodarze miasta na czele z prezydentem, kapłani i ty ludu boży tego prastarego śląskiego grodu

„Bynajmniej powiadam Wam, jeśli się nie nawrócicie, wszyscy ponownie zginiecie”. Możemy więc śmiało powiedzieć, że sprawa jest bardzo poważna. Chodzi o sens naszego bycia jako katolików na świecie. O prawo do tego, abyśmy istnieli jako ludzie wierzący.

Dzisiaj prowadzi nas tutaj wspomnienie 80. rocznicy konsekracji na biskupa polowego, abp. Józefa Gawliny, biskupa wojsk polskich. Może jeden epizod zobrazuje nam, jakie to były czasy. Konsekracja odbywała się w Kościele św. Barbary w Chorzowie, bo Piłsudski powiedział, że pod żadnym pozorem nie może się odbyć w Warszawie. No to Gawlina powiedział „Niech będzie w Chorzowie”. Sakry udzielał mu kardynał Hlond. W czasie mszy jeszcze siedzieli spokojnie, ale już na przyjęciu na probostwie, kiedy na salę wszedł również jako zaproszony gość Wojciech Korfanty, wtenczas generalicja na czele z późniejszym generałem Sosnkowskim ostentacyjnie wstała, uderzyli pięścią w szable i zaczęli krzyczeć hańba, hańba.

Tak się zachowywali 80 lat temu, dokładnie 19 marca w uroczystość św. Józefa, w Chorzowie w kościele św. Barbary. I miałem dzisiaj dylemat, czy bardziej opowiadać mam o tym wspaniałym synu ziemi raciborskiej, przyjacielu trzech papieży Piusa XII, Jana XXIII i Pawła VI. Zaprzyjaźnionego z wieloma kardynałami, przecież Gawlina należał do tych Polaków, którzy przemawiali na soborze, po kardynale Wojtyle. Tylko on, na drugim miejscu, bo aż trzy razy przemawiał na sesjach soborowych. Żeby poznać tego człowieka, trzeba byłoby sympozjów, wykładów, nakłaniam do tego, byście też zerknęli do wspomnień, które niedawno temu zostały opublikowane. To jest kopalnia prawdziwej, polskiej historii, a nie tej spreparowanej, koloryzowanej, nie raz poprawnej politycznie. Wychodzi z tego obrazu postać kryształowa, heroiczna, człowiek kościoła rozmawiający z prezydentami Rooseveltem, Churchillem i Stalinem, który załatwiał tyle dla Rzeczypospolitej.

Więc miałem taki dylemat, czyż o nim opowiadać dziś w 80. rocznicę tej konsekracji, czy bardziej przyjrzeć się tej przypowieści, którą przed chwilą (podczas liturgii słowa – przyp. red.) usłyszeliśmy, a chodzi przecież o winnicę, o Kościół, który według słów byłego już papieża Benedykta XVI wypowiedzianych jeszcze, gdy był kardynałem: niby dziurawy okręt zdaje się nabierać coraz więcej wody i jest pełen brudu.

Jest Wielki Post. Winnica, o której Jezus opowiada to Kościół, który jest dziełem i własnością Boga, a ma swój sens w tym, że owocuje. Bywa też, że zamiast słodkich wydaje cierpkie owoce. Jest Wielki Post, więc wypada zastanowić się, jakie my wydajemy dziś owoce, bo tylko z jednym stworzeniem Bóg ma nieustanny kłopot – z człowiekiem. Niezależnie od tego, jak jest ubrany czy w świeckim stroju czy kolorowej sutannie, to człowiek jest owym drzewem figowym zasadzonym w winnicy, a problem polega na tym, że często człowiek, czy to ubrany w świecki strój czy kolorową sutannę przeciwstawia się bożemu błogosławieństwu zapewniającemu owocowanie. Winnica została powierzona jego szczególnej trosce. Tu odkrywamy podstawy wymiar i sens naszego życia. Prawo do istnienia mamy wtedy, kiedy owocujemy, kiedy nie jesteśmy bezproduktywni i wyjaławiający ziemię, po której chodzimy.

Więc Kochani moi, zgromadzeni tutaj w tej świątyni, przypominający fakt, że 80 lat temu, syn tej ziemi rodem ze Strzybnika przyjął sakrę biskupią, wolałem wybrać dziś temat winnicy. Powiem tylko jedno, w nawiązaniu do wspomnień, które napisał Gawlina, a to tak pasuje do tej winnicy bożej dzisiaj: „Masoneria chce ubić każdego dzielniejszego biskupa w Europie” – na str. 329 przeczytacie takie zdanie, które wypowiedział znawca tego kościoła, tej winnicy, wielki znawca. My jesteśmy teraz świadkami tego ubicia tego każdego dzielniejszego biskupa. To się dzieje na naszych oczach, tylko ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. A nieraz pytają, a co to jest ta masoneria? Takie nastały czasy, że wszyscy zamiast w pocie czoła uprawiać winnicę, chcieliby ją reformować, może lepsze słowa byłoby ją tresować. Zwierzyną do tresowania jest teraz 117 kardynałów, którzy maja wystraszyć się bicia w tarabany i wrzasku, okropnie zatroskanych losem kościoła ultralewaków i antyklerykałów. I z tego strachu, co też napisze „New York Times” i polski mutant, jakaś tam „Gazeta Wybiórcza”, co powiedzą w CNN i jej polskojęzycznej tubie TVN? Ci wytresowani purpuracjusze teraz powołać mają biskupa Rzymu – postępaka, który dostosuje krnąbrny katoli, takich moherowych dewiantów, do wymogów nowoczesności. Bo ten Benedykt XVI popełniał ogromnie wiele błędów. Taka sfora takich współczesnych treserów pokroju Bartosiów, Obirków, Węcławskich, upadłych kapłanów, kolaborantów na usługach złego, rzuciła się, jak sępy na padlinę. Otóż nie, słudzy tego świata!

Benedykt XVI nie uciekł przed takimi, jak wy, nie uciekł przed obelgami, opluciem, jak Chrystus nie zszedł z krzyża, za to wyście go już za życia krzyżowali. Przeczytałem sobie ostatnio, co pisał przez te osiem lat „Bild”, „Der Spiegel”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, przy nich ten postępowiec z Biłgoraja jest zaledwie praktykantem, takim sztubakiem, choć wiele się już nauczył od międzynarodowych guru, specjalizujących się w grillowaniu kościoła. Ich wilczym prawem jest wycie, a psim – ujadać. Ale najgorzej jest z tobą, który tego wilczego wycia i psiego ujadania słuchasz. „Bynajmniej, powiadam Wam, wszyscy podobnie zginiecie jeśli się nie nawrócicie”.

Co gorsza jeszcze za to płacisz. No, jest Wielki Post, no to ile płacisz za pakiet? Gdybyś im nie płacił to ich wycie, ujadanie poszłoby w las, gdzie ich miejsce. A tak są na doskonałej fali do nadawania: deprawowania ciebie, twojej rodziny, twoich dzieci, wnuków, które przez to tracą wiarę. Bo w winnicy same szkodniki, istna szarańcza. Efektem tego jest skakanie sobie do gardła. „Nie pogadasz już na urodzinach, imieninach, bo byś się musiał z całą rodziną pokłócić” – wielu się skarży.

Co drugi grzech w konfesjonale to: „Przeklinałem na to co usłyszałem w telewizji”. No to po co tego słuchasz?! „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł” – przestrzega św. Paweł.

Jak wszyscy normalni katolicy, jak tu zgromadzeni, jak pracownicy winnicy pańskiej, chcę by mój Kościół, który na skromną miarę współtworzę, był silny i coraz bardziej powszechny. Twierdzę, że ma przed sobą wielką przyszłość i wielką misję, a że są w winnicy robale, grzyby, wszelkiego rodzaju szkodniki i gryzonie oraz krety, to wszyscy nie tylko działkowicze wiedza.

Są i zagrożenia i pokusy, które mogą moją misję kościoła bardzo utrudnić, wręcz ja torpedować. Wspomnienia Gawliny, które radzę naprawdę przeczytać, są doskonałą tego ilustracją.

Wrogowie winnicy pańskiej posługują się w tym celu mediami, które niekiedy nazywają mediami głównego nurtu, a ja raczej nazwałbym je mediami głównego ścieku. Starożytni Rzymianie na określenie takiego ścieku używali słowa kloaka. Wedle praktyk światowego lewactwa i libertyństwa, które mają na usługach media, w polskiej pracy są takie gazety, jakieś tam krytyki polityczne, pod dyktando ich guru robią wszystko, by winnica pańska była zachwaszczona, bez ogrodzenia, by każdy mógł wejść w szkodę, a krety grać po nosie. Zadbana winnica pańska, rodząca słodkie grona, a więc silny kościół katolicki, wierny swemu powołaniu, swej tradycji jest jedną z ostatnich przeszkód w przepchnięciu politpoprawnego tsunami.

Tysiące wysokobudżetowych ośrodków, obficie stypendiowanych profesorów i medialnych wesołków pracują na to, by kościół nieustannie zawstydzać, zohydzać, skłócać, ośmieszać i zmuszać do rychłego zaniechania, a wręcz solennego i ostatecznego wyrzeczenia się swej ewangelicznej misji.

Pokusa poddania się tym modom wartkiego ścieku dotyczy też duchownych. Dziś ta pokusa płynie nawet z góry, by kapłani nie zajmowali się tymi sprawami. Ile razy to słyszałem, nawet z ust zwierzchników, że kapłani nie są od tego. To unikanie zabierania głosu w sprawach społecznych, towarzyszenia wiernym, gdy są oszukiwani, wykluczeni, opuszczeni.

Całe średniowiecze to jedna wielka walka z lichwą, a co teraz, gdy naród się zadłużył? Na ile? – biliony. A jak wiele straci z powodu emigracji zarobkowej? Ja już nie mam pół rodziny, wszyscy gdzieś tam gary myją u obcych. O taka Polskę nam chodziło? Zauważcie, jak kapłani prawią ciepłe okrągłe słówka, by się nikomu nie narazić. To pokusa przymkniętych oczu, brak aktywności duchowej. Pokusa niszowości, rezygnacji z tego najtrudniejszego zadania – łowienia piotrową siecią.

Ubiegłotygodniowy „Gość Niedzielny” nazwał to „kruchtoizacją”, od słowa kruchta – tyle znaczy co zakrystia. Tak, kapłani tylko w kruchcie, w zakrystii niech sobie głoszą, a poza kruchtą ich obowiązkiem jest siedzieć cicho – jak tego kiedyś chciał prezydent Francji w odniesieniu do wszystkich Polaków. Niewiele brakuje, a media głównego ścieku będą nam ustawiały duszpasterstwo. Konkluzja: „Kościół was nie rozumie, więc wybierajcie zabawę. Religia jest trudna, a przecież my chcemy żyć”. „Bynajmniej, powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie wszyscy ponownie zginiecie. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł”.

Antykościelni, antyreligijni fanatycy domagają się, byśmy żądali od Kościoła uległości wobec naszego wygodnictwa, posłuszeństwa naszym słabościom, przedstawiają je jako warunek przyjęcia nas do nowoczesnego świata. Zakompleksiony, wystraszony winny antysemityzmu, jak w filmie „Pokłosie” polski ludek niech drży. Pomału będziemy też winni katastrofie smoleńskiej, jak tak dalej pójdzie. Winny swej heteroseksualności polski ciemnogród ma się teraz bez szemrania podporządkować, to jedyna jego szansa. Macie rozumieć, że kościelna oferta to jedynie rynkowy produkt . Katole, jak będziecie wierzgać, to dzieci nauczymy wszystkiego, żeby były mądre inaczej”. Na postępowym Przystanku Woodstock jest już full oferta.

Św. Paweł w „Liście do Koryntian” sprowadza wszystkich do parteru, gdy mówi: „Lecz w nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni”. Stało zaś się to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas, żebyśmy nie byli skłonni do złego, jak oni zła pragnęli. Nie żebrajcie, jak niektórzy z nich żebrali i zostali wytraceni przez dokonującego zamachu. „Niech przeto ten, komu się wydaje, że stoi, baczy, aby nie upadł”. Polski Kościół silny jeszcze milionami, silny wspaniałymi duchownymi i świeckimi, do których was zaliczam. Dokonał w polskiej historii i dokonuje w teraźniejszości rzeczy wielkich. Nie ma instytucji bardziej zasłużonej, której winniśmy większą wdzięczność. Okazuje się, że w tej niewygodnej Polsce pozostaje jedyną silną i realną instytucją, na której oprzeć się można, zmagając się z tsunami politpoprawnego terroru, czy machiną globalnych korporacji miażdżących polską rację stanu.

Chcę więc Kościoła silnego, aktywnego, ewangelizującego wciąż na nowo mnie, powierzony mi lud boży, nasze dzieci i młodzież, wszystkich innych. Nieustannie dążącego do swej maksymalnej skuteczności, bo u Chrystusa my na ordynansach. Amen