Fatalna diagnoza w szpitalu na Gamowskiej. Przeżył tylko dzięki żonie
Chory 60-latek zgłosił się na Izbę Przyjęć. Wysoka gorączka, ból w ramieniu oraz zaczerwienienie i obrzęk w okolicach serca. Co istotne, mężczyźnie niedawno wszczepiono rozrusznik. Lekarz stwierdził grypę, nie zlecił żadnych badań i odesłał pacjenta po antybiotyk do apteki.
Stan mężczyzny pogarszał się. Kardiolodzy z Zabrza na telefon stwierdzili, że objawy są groźne i wymaga konsultacji ze specjalistą. Raciborski szpital odmówił przewiezienia go tam karetką. Na własny koszt żona przetransportowała chorego, który trafił na ostry dyżur i został zoperowany, bo miał poważny problem z rozrusznikiem serca. Sprawą zajęła się Rzecznik Praw Pacjenta. Wspólnie z konsultantem wojewódzkim stwierdzili uchybienia w pracy lekarzy z Gamowskiej. Zażądano dla nich kar. Co postanowili zrobić dyrektor Rudnik ze starostą Hajdukiem?
Na Gamowskiej naruszono prawa pacjenta. Lekarze zawinili i kary nie ponieśli
Rzecznik praw pacjenta przeprowadził postępowanie wyjaśniające w sprawie naruszenia praw pacjenta Lucjana Szymiczka przez Szpital Rejonowy w Raciborzu. Stwierdził uchybienia, zwrócił się do dyrekcji placówki i władz powiatu o zastosowanie kar wobec winnych błędów. Jak zareagowano w starostwie?
Sprawa ma już paroletnią historię, ale upubliczniono ją na ostatnim posiedzeniu rady powiatu, bo właśnie nastąpił jej finał. Wszystko zaczęło się w marcu 2011 roku gdy Gabriela Szymiczek opisała Rzecznikowi Praw Pacjenta jak potraktowano jej chorego na serce męża w szpitalu rejonowym. Rankiem 6 stycznia blisko 60-letniego mężczyznę przywieziono na Izbę Przyjęć. Miał dreszcze, gorączkę 38,5 0C, bolały go lewa ręka i ramię. Personel szpitalny stwierdził też obrzęk, zaczerwienienie i naciek w miejscu gdzie mężczyźnie wszczepiono pół roku wcześniej rozrusznik serca. Lekarz dyżurujący Cezary Grabowski zdiagnozował grypę (wpisał do dokumentacji „ogólne osłabienie”) i nie zalecił jakichkolwiek badań. Pacjenta wypisano do domu z receptą na antybiotyk.
Lekarze z Gamowskiej: do domu! Lekarza z Zabrza: na stół!
Stan zdrowia pana Lucjana uległ pogorszeniu. Żona postanowiła wezwać pogotowie. Dyspozytorka przyjmująca jej zgłoszenie wysłuchała jakie są objawy złego stanu pacjenta i stwierdziła, że był on już na izbie przyjęć więc ambulans po niego nie przyjedzie. Zaleciła wizytę w poradni całodobowej przy ul. Bielskiej. Małżonka zadzwoniła tam i za pół godziny przyjechał lekarz. Zdiagnozował początkowe zapalenie płuc, zastosował leki.
Przez dwa kolejne dni stan zdrowia Lucjana Szymiczka ulegał pogorszeniu. Pani Gabriela nie dzwoniła już na Gamowską tylko skontaktowała się ze Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Tamtejszych specjalistom wystarczyła rozmowa przez telefon by uznać, że stan jej męża był bardzo poważny i powinien on zostać przewieziony do centrum ambulansem.
Reakcja kobiety mogła być jedna – zadzwoniła na 999. Teraz zespół ratownictwa medycznego zabrał pacjenta i przewiózł go do szpitala rejonowego. Lekarz dyżurujący Grzegorz Broda stwierdził zakażenie tzw. loży po wszczepieniu rozrusznika. Uznał jednak, że nie ma konieczności przewozu chorego transportem sanitarnym do Zabrza. Gabriela Szymiczek przetransportowała więc męża na własny koszt.
W Zabrzu raciborzanin trafił na oddział katedry kardiologii wrodzonych wad serca i elektroterapii. Przyjęto go w trybie ostrego dyżuru i usunięto cały układ rozrusznika serca. Operację przeprowadzono w piątym dniu od pojawienia się chorego w izbie przyjęć na Gamowskiej.
Tak opisane wydarzenia przedstawiono Rzecznikowi Praw Pacjenta Krystynie Barbarze Kozłowskiej. Zażądała ona niezwłocznych wyjaśnień od dyrekcji raciborskiego szpitala. Po pierwsze w sprawie odmowy przyjęcia pacjenta, po drugie w kwestii odmowy przyjazdu doń zespołu ratownictwa medycznego.
Dyrektor Ryszard Rudnik tłumaczył, że lekarz dyżurujący nie kwestionował konieczności pilnej kontynuacji leczenia Lucjana Szymiczka w zabrzańskim centrum. Nadmienił, że pacjent w trakcie badania był: przytomny, wydolny krążeniowo i oddechowo, miał prawidłowe ciśnienie krwi i poruszał się o własnych siłach. – Wbrew opinii pacjenta nie rozpoznano infekcji grypowej lecz zakażenie loży po wszczepieniu rozrusznika. Lekarz Grzegorz Broda nie uznał za konieczne przewożenie chorego karetką, ale radził pilne udanie się tam innym środkiem lokomocji – wyjaśniał dyrektor Rudnik w liście do Rzecznika Praw Pacjenta. Stanął też w obronie dyspozytorki pogotowia. Ta poinformowała dzwoniącą, że leczenie przedstawionego w rozmowie telefonicznej zachorowania należy do kompetencji lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Z Gamowskiej przekazano wtedy dane o przypadku pana Szymiczka do placówki całodobowej na Bielskiej. Dyrektor Rudnik załączył na dowód nagranie rozmowy z dyspozytorką. Rzecznik praw pacjenta zwróciła uwagę, że szef lecznicy wyjaśnia jedynie sytuację z 9 stycznia, a wcześniejszej o 3 dni nie komentuje, choć właśnie wtedy doszło do odesłania chorego jako uznanego za borykającego się z grypą. Mimo próśb rzecznika o uzupełnienie informacji dyrektor Rudnik stwierdził, że wszelkich informacji i wyjaśnień w tej sprawie już udzielono.
O opinię poproszono konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie kardiologii prof. dr hab. n. med. Piotra Ponikowskiego. Zapytano go o prawidłowość procesu leczenia, rezygnację z przeprowadzenia badań po wywiadzie lekarskim i ocenę decyzji o odmowie przewiezienia pacjenta karetką do Zabrza. Profesor wskazał, że u pacjenta z Raciborza mogło dojść do typowego powikłania u chorych z rozrusznikiem, a lekarz na dyżurze powinien powiązać ze sobą fakt niedawnej „implantacji obcego ciała” ze stanem zapalnym oraz zlecić podstawowe badania laboratoryjne. Następnie miał poprosić o konsultację kardiologiczną albo wykonać telefon do zabrzańskiego centrum gdzie założono rozrusznik. – Ten telefon przyczyniłby się do postawienie rozpoznania i szybszego transportu do ośrodka specjalistycznego – uznał Ponikowski. Określił stan pacjenta za wymagający przewiezienia go tam ambulansem.
– Należy jednoznacznie stwierdzić, że doszło do naruszenia praw pacjenta Lucjana Szymiczka i to podczas obu jego wizyt na Gamowskiej. Wynika to z dokumentacji medycznej oraz opinii konsultanta wojewódzkiego – stwierdził rzecznik praw pacjenta. Wniósł o zastosowanie sankcji służbowych wobec osób odpowiedzialnych za udzielenie świadczeń zdrowotnych z nienależytą starannością oraz wbrew wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej. Pismo w tej sprawie przekazała dyrekcji szpitala Izabela Jakubczak-Rak zastępca Rzecznika Praw Pacjenta. Poprosiła też przewodniczącego rady powiatu Adama Wajdę, jako przedstawiciela organu nadrzędnego dla szpitala rejonowego, o rozważanie zastosowania sankcji przwewidzianych w przepisach prawa.
Mariusz Weidner
Pani rzecznik odpisał starosta raciborski Adam Hajduk. Zrelacjonował, że dyrektor Rudnik wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie pacjenta Szymiczka, gdzie przeanalizowano postępowanie personelu medycznego udzielającego świadczeń zdrowotnych oraz sprawdzono dokumentację medyczną poruszonego przypadku. – Nie odzwierciedla ona w sposób przejrzysty udzielonych porad – przyznał starosta. Lekarzy z Gamowskiej pouczono o konieczności dołożenia większej staranności podczas udzielania świadczeń i prowadzenia dokumentacji zgodnie z obowiązującymi przepisami. Dyrekcja szpitala uznała, że uchybienia w pracy lekarzy nie stanowiłyby podstaw do rozwiązania z nimi umów o pracę, a nałożenie kar porządkowych – z powodów prawnych – również było niemożliwe. Otrzymali oni jednak ostrzeżenia, że w przypadku jeśli sytuacja się powtórzy grozić im będą kary regulaminowe i kodeksowe. – Przyjęliśmy te działania dyrektora – podsumował starosta w liście do pani rzecznik. O tym, że prowadził z nią korespondencję poinformował krótko radę powiatu na ostatniej sesji, w części na wolne wnioski. Tematu nie przedstawił szerzej, odsyłając zainteresowanych do biura rady. Sprawa nie trafiła wcześniej pod obrady komisji zdrowia.
Ludzie:
Adam Hajduk
inspektor ds. inwestycji w gminie Rudnik, były Starosta Raciborski
Ryszard Rudnik
Dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu
Komentarze
5 komentarzy
skandal i tyle, dyrektor powinien surowo ukarać takich "kozich" lekarzy. Od czego są karetki transportowe?
jaki starosta taki dyrektor niewydolni krążeniowo
Tam sie leczy tylko tych mniej chorych, tak mi powiedział inny lekarz i powiedział, ze nie mamy liczyc na to, że ja przyjmą w ciężkim stanie. Skoro taka opinia jest wśród samych lekarzy to znaczy, ze nie dzieje się tam dobrze
Ręce opadają !!!
to nie pierwszy raz, moja córka miała złamana rękę i ja odesłali do domu twierdząc że to tylko stłuczenie, musiałam do Rybnika jechać ...szkoda słów!!
większe podwyżki dawać i niech pracują na 10 etatów jednocześnie....