Introligator z Siedlisk
4 października 1921 r. na świat przyszedł Alojzy Blokesz. Niedawno obchodził 90-te urodziny. Była to okazja do kilku wspomnień.
Pan Alojzy wychowywał się z 10 rodzeństwa w Owsiszczach. W wieku sześciu lat, w wyniku choroby stracił słuch. Pomimo trudnych czasów rodzice wysłali go do raciborskiej szkoły dla głuchoniemych. Lekcje były prowadzone w języku niemieckim. W szkole nauczył się zawodu krawca, co pozwoliło mu na wyjazd do Monachium i Drezna w celu kontynuowania nauki. W wieku 22 lat zdobył tytuł mistrza krawieckiego.
Po wojnie, w 1947 r. wziął ślub i przeprowadził do Siedlisk. Tu, w domu, otworzył mały zakład krawiecki. Po 15 latach prowadzenia zakładu, klientów zaczęło ubywać. Aby ratować swoją sytuację pan Alojzy zrobił kurs introligatorski w Opolu. Po tym został przyjęty do Rafametu, gdzie pracował przez 25 lat. Najpierw jako introligator, później jako instruktor introligatorstwa. Był tak dobry, że nawet po przejściu na emeryturę, jeszcze przez pięć lat pracował w fabryce.
Cały czas jego pasją było szycie, podobnie jak fotografia, filmowanie, podróże i inne. Kiedy 30 lat temu wywoływał w domowej ciemni kolorowe zdjęcia rodzina nie mogła wyjść z podziwu. W 1964 r. zdał prawo jazdy. Poszło mu lepiej niż słyszącym. Nigdy jednak nie posiadał samochodu, jeździł tylko na skuterze.
Alojzy Blokesz, w latach 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku, brał udział w międzynarodowych spotkaniach osób głuchoniemych. Odwiedził w tym celu, za własne oszczędności, Warnę, Zurych, Paryż oraz Warszawę. Z wieloma poznanymi uczestnikami utrzymywał listowny kontakt. Do dziś koresponduje z kolegą ze Szwecji.
Jeszcze niedawno pan Alojzy dużo jeździł na rowerze, obecnie więcej czasu spędza przed telewizorem, z książką i gazetą (w językach polskim i niemieckim). Wciąż ma dobrą pamięć. Jak opowiada rodzina, nigdy nie palił papierosów. Pan Alojzy wtrąca, że za to od czasu do czasu jeden kieliszek nie zaszkodzi. – Ojciec zawsze mówił, że na wszystko trzeba mieć czas, wszystko spokojnie. Nas ten spokój bardzo denerwował – mówi Małgorzata Nowakowska, córka jubilata. Cierpliwość się jednak opłacała. Pan Alojzy doczekał trójki dzieci, szóstki wnuków oraz 10 prawnuków. Nadal mieszka w domu, do którego wprowadził się ponad 60 lat temu. Cały czas jest aktywny. W wolnych chwilach maluje, a swoje prace oddaje na aukcje Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
W ostatnim czasie jubilata odwiedziła delegacja z urzędu miejskiego i stanu cywilnego w Kuźni Raciborskiej. Burmistrz złożył panu Alojzemu życzenia i podarował prezent. Nasza redakcja dołącza się do życzeń, sto dwadzieścia lat!