Markowiak oczyszczony i przeproszony
Przez trzy lata były prezydent miasta i poseł PO Andrzej Markowiak tułał się po sądach, by udowodnić, że nie kłamał i nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. – Te moje boje z IPN to marnotrawienie publicznych pieniędzy – stwierdził po ostatecznym, korzystnym dla niego wyroku.
W czwartek, 19 maja Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał, że były prezydent nie kłamał i rzeczywiście nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa.
Sprawa dotyczyła oświadczenia lustracyjnego byłego wiceministra środowiska, posła i prezydenta Raciborza, Andrzeja Markowiaka. W dokumencie napisał, że nie pracował, nie pełnił służby i nie był tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa. – Byłem pewny swojego życia, przeszłości i tego co robiłem, lecz jak każdy obawiałem się krzywdzącego dla mnie wyroku. Na szczęście podczas kolejnych rozpraw byłem coraz spokojniejszy, że wygra prawda – dodaje.
Ostatnie trzy lata w życiu byłego prezydenta Raciborza, to ciągłe wizyty w sądach. W grudniu 2009 roku sąd wydał pierwsze orzeczenie, w którym uznał oświadczenie lustracyjne Andrzeja Markowiaka za zgodne z prawdą. Wyrok został jednak zaskarżony przez katowicki Instytut Pamięci Narodowej. W lutym 2011 roku Sąd Okręgowy w Gliwicach ponownie uznał oświadczenie za zgodne z prawdą jednak i ten wyrok został zaskarżony.
Wreszcie, 19 maja o godzinie 11.30 w budynku Sądu Apelacyjnego w Katowicach ogłoszono kolejny korzystny dla Markowiaka wyrok. – To było krótkie posiedzenie, przed 13.00 już stałem przed sądem przy samochodzie. Co czuję? Na pewno wielką ulgę. Procesy całkowicie dezorganizowały moje życie. Należy pamiętać, że moje mowy miały po kilkanaście stron. Tu nie było miejsca na grafomanię. Wszystko musiało być poparte stosownym orzecznictwem sądowym. Sam to przygotowywałem pod nadzorem znakomitego adwokata Leszka Piotrowskiego. Przez te lata bojów z IPN-em zdobyłem dużą wiedzę i teraz mógłbym z powodzeniem doradzać osobie, która znalazłaby się w podobnej sytuacji do mojej – mówi były prezydent Raciborza. IPN ma jeszcze możliwość wniesienia wniosku o kasację wyroku. – Wiem, że sąd utrzymał wcześniejsze orzeczenie, ale mam tylko taką suchą informację – nie wiem, jak to uzasadniał. Skarga kasacyjna to instytucja przewidziana w bardzo wyjątkowych sytuacjach, a w tym konkretnym przypadku chodzi tylko o różnice w ocenie materiału dowodowego. Sąd uznał, że zachowanie Markowiaka nie było tajną współpracą, IPN stał na innym stanowisku – mówi Polskiej Agencji Prasowej naczelnik pionu lustracyjnego w katowickim IPN, Andrzej Majcher. Andrzej Markowiak ostatnie działania IPN-u nazywa zwykłym marnotrawieniem pieniędzy. – Mam nadzieję, że podatnicy, a tym samym i ja, nie będziemy musieli płacić jeszcze za próbę kasacji wyroku – mówi były prezydent. Obok postępowania w trybie autolustracyjnym, Markowiak wytoczył sprawę redaktorowi naczelnemu lokalnego bezpłatnego tygodnika, który miał w jednym z artykułów naruszyć jego dobra osobiste. Kilka miesięcy później ta sama osoba w specjalnym oświadczeniu przepraszała Andrzeja Markowiaka. – Przepraszam osoby, które poczuły się pokrzywdzone moją publikacją – pisał skruszony redaktor. – Zgodziłem się na zawarcie ugody. Mam dość sądów. Teraz wreszcie będę mógł poświęcić cały mój czas rodzinie i pracy – mówi Andrzej Markowiak.
Według IPN, w 1983 r. Markowiak został zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o pseudonimie „Doktor”. Podczas przeszukania znaleziono u niego materiały opozycyjne, za ich kolportaż groziło do 3 lat więzienia. Markowiak miał wymienić nazwisko osoby, od której je otrzymał i innych, z którymi się kontaktował – podawał IPN, według którego współpraca miała trwać 3 miesiące, potem działacz „S” współpracy odmówił. Zrezygnował z funkcji wiceministra w styczniu 2008 r. po publikacji lokalnego historyka na temat jego przeszłości.
Adrian Czarnota