Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

Wulgaryzmy na słupach ogłoszeniowych w Wodzisławiu. "To widzą dzieci"

26.08.2022 09:02 | 48 komentarzy | ska

Mieszkańcy Wodzisławia Śląskiego są zniesmaczeni plakatami, które pojawiły się w tym tygodniu na słupach ogłoszeniowych w mieście. Plakaty mają uderzać w PiS, ale chyba bardziej biją po oczach wulgaryzmami. 

Wulgaryzmy na słupach ogłoszeniowych w Wodzisławiu. "To widzą dzieci"
Plakaty z wulgaryzmami na słupach ogłoszeniowych w Wodzisławiu.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Wulgaryzmy na słupach ogłoszeniowych w Wodzisławiu. "To widzą dzieci"

Od kilku dni wodzisławianie m.in. przy rynku oraz przy dworcu PKP "muszą" podziwiać plakaty, którym daleko do kulturalnych. 

- Przechodzę tamtędy z dziećmi i już miałam pytanie, "mamo, a co to znaczy w********ać". Zamurowało mnie. Dzieci to widzą i to boli. Nie ważne, czy to ma krytykować PiS, czy PO, po prostu w przestrzeni publicznej nie powinna się pojawiać mowa, jak z rynsztoka - pisze do nas pani Marzena, przesyłając zdjęcia. 

Nikt nie pyta o zgodę

Choć słupy ogłoszeniowe należą do miasta, to nie urząd odpowiada za pojawiające się tam treści. - Słupy ogłoszeniowe, właścicielem których jest miasto to słupy ogólnodostępne, nie jest wydawana zgoda na umieszczanie ogłoszeń. W tym konkretnym przypadku również nie była, a w przypadku zwrócenia się o jej wydanie (co nie miało miejsca) wnioskodawca i tak otrzymałby odpowiedź, że takiej zgody nie wydaje się. Za treść ogłoszenia odpowiada ten, kto je umieszcza, miasto nie cenzuruje treści ogłoszeń - wyjaśnia Mateusz Jamioła, specjalista ds. rozwoju miasta z UM Wodzisław Śląski. 

Służby czyszczą co jakiś czas

Z jaką częstotliwością są oczyszczane słupy? - Słupy oczyszczane są wg potrzeb w miarę nagromadzenia się na nich większej ilości ogłoszeń - tak, aby dać każdemu, kto ma potrzebę dotarcia do mieszkańców z jakimś komunikatem, przynajmniej minimalny czas na zamieszczenie ogłoszenia - dodaje Mateusz Jamioła. 

- Ktoś powinien za to odpowiedzieć, bo takie słowa są oburzające - dodaje mieszkanka w swojej korespondencji do naszej redakcji. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy wulgarne treści znikną z plakatów.


Komentarz redaktora

Niestety wulgaryzmy w przestrzeni publicznej (nie tylko na plakatach, ale np. w programach telewizyjnych, nawet debatach czy dyskusjach politycznych) są już na porządku dziennym. Jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, aby ktoś na wizji użył nieparlamentarnych słów. Obecnie jednak panuje w tej materii dość luźne podejście.

Rzucanie mięsem występuje m.in. w skeczach kabaretowych, a także w pamiętnych restauracyjnych nagraniach czołowych polityków. Czy jednak tak dosadne akcentowanie treści jest nam potrzebne? Już prof. Bralczyk kiedyś rozprawiał, że czasem nasz swojski wulgaryzm na K. ma za zadanie podkreślenie wypowiadanych opinii, wzmocnienie (prostackie, ale działające) zdania. Jednak nie na forum, czy w przestrzeni publicznej. Abstrahując od tego, jaką partię się obraża, można przecież zrobić to w lepszy dla ucha i oka sposób.

A może używanie wulgaryzmów świadczy o ubogim zasobie słownictwa rozmówcy, bo przecież wiele inwektyw jest w stanie zastąpić niejedno słowo. Podobnie, jak śląskie "onaczyć" jest w stanie zastąpić każdy czasownik. Tylko, że w tym przypadku nikt się nie oburza, a każdy Ślązak wie, o co rozmówcy chodzi. 

Szymon Kamczyk