Elżbieta Lesznik: OSP to miejsce nie tylko dla facetów [DZIEŃ KOBIET]
Elżbieta Lesznik, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Makowie (gm. Pietrowice Wielkie), mówi m.in. o tym jak trafiła do służby, czym ona dla niej jest oraz czy mężczyźni chcą słuchać kobiet. Rozmowę przeprowadziliśmy z okazji Dnia Kobiet. Rozmawia Dawid Machecki.
– Czym dla pani jest służba w OSP?
– To chęć niesienia pomocy drugiej osobie. Choć wiadomo, że działalność w OSP nie wiąże się tylko z wyjazdami do wypadków, pożarów, bądź innych zdarzeń losowych. Wiele czasu spędzamy na obstawianiu różnych wydarzeń.
– Jak trafiła pani do OSP Maków?
– Po ślubie. Trafiłam tutaj z automatu, bo mój mąż Rafał już działał w straży. Jak przeprowadziłam się do Makowa w 2007 roku, to byłam czwartym przeszkolonym strażakiem do wyjazdu. Wcześniej działałam w OSP Maciowakrze, bo pochodzę z Dobrosławic, wioski obok. W szeregach strażackich jestem od 10 roku życia, czyli w chwili powstania młodzieżowej drużyny pożarniczej. Zachęcił mnie to tego mój ojciec chrzestny – Hubert Kubanek, notabene także prezes tamtej jednostki.
– Aż w końcu została pani prezeską.
– Tak, 12 lat temu. W Makowie długo prezesem był druh Alojzy Kubiczek, który z racji wieku nie chciał już kandydować na tę funkcję. Później zastąpił go Gerard Szerner, który prezesował jedną kadencję, ale wyprowadził się z naszej wioski. Stanęliśmy przed wyborem nowego prezesa. Byliśmy wówczas bardzo młodzi, mój mąż nie chciał pełnić tej funkcji, bo mówił, że woli być naczelnikiem, aby zajmować się tematami związanymi ze szkoleniami. Padło wtedy na mnie, choć nie było łatwo.
Bo kto to widział, aby baba rządziła strażą? Po pierwszej kadencji chyba zdobyłam zaufanie jednostki, albo robiłam dobrze, to co robiłam i tak zostałam następną kadencję i kolejną.
– Jak pani z perspektywy czasu patrzy na tamten czas?
– Fajny, ale ciężki. Dawniej, choć ja tych czasów nie pamiętam, tak mówią papiery, ten kto przybiegł do remizy, jak zawyła syrena, jechał do akcji. Jak my zaczynaliśmy działać, to wtedy było już inaczej. Wszyscy musimy mieć badania, ukończone szkolenia. Pracy nie było wtedy mało, a obecnie jest jej coraz więcej, jeśli chodzi o papierologię. Ale służba w OSP to nie tylko ciężkie akcje i sprawy formalne. To fajny czas spędzany wśród przyjaciół, z młodzieżą. W Makowie straż to praktycznie jedyna organizacja, oprócz Cariatsu. To miejsce jednoczy wioskę.
– Pamięta pani swój pierwszy wyjazd do akcji?
– Nie, ale wiem, że pierwszy raz wyjeżdżałam z Makowa. Dlatego, że choć należałam do OSP Maciowakrze, to mieszkałam wioskę obok. Więc zanim dojechaliśmy pod remizę, to załoga już była w trasie.
– Jakie akcje są dla pani najcięższe?
– Najgorsze jest dla mnie zgłoszenie do wypadku, bo nigdy nie wiemy, co zastaniemy na miejscu.