Piątek, 20 grudnia 2024

imieniny: Bogumiły, Dominika, Zefiryna

RSS

Wzrost cen nawozów stawia rolników przed dramatycznym wyborem: zadłużyć się w ciemno czy wyjałowić ziemię?

02.03.2022 19:00 | 2 komentarze | żet

Rolnictwo to jedna z tych branż, która najbardziej odczuwa skutki podwyżek cen nośników energii i pochodnych. Jednak to, co dziś jest problemem rolników, jesienią będzie problemem nas wszystkich. Nawozy już teraz są tak drogie, że większość rolników ograniczy ich stosowanie. To oznacza, że plony będą niższe. A przy niskich plonach podwyżki cen żywności są nieuniknione. O tym jak drożyzna wpływa na rolnictwo opowiedzieli nam gospodarze z powiatu raciborskiego: Henryk Fichna z Krzyżanowic, Rafał Mainczyk z Czerwięcic, Łukasz Mura z Owsiszcz, Franciszek Pipperek z Brzeźnicy i Łukasz Ryborz z Zabełkowa.

Wzrost cen nawozów stawia rolników przed dramatycznym wyborem: zadłużyć się w ciemno czy wyjałowić ziemię?
Ziemia to bogactwo, które nie przeminie, ale trzeba o nią dbać - mówi Henryk Fichna, rolnik z Krzyżanowic. Ograniczenie nawożenia, z którym musi się zmierzyć, to dla jego gospodarstwa regres.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ceny nawozów biją rekordy

- Kiedyś sprzedawaliśmy pszenicę po 700 zł za tonę. Wtedy tona nawozu azotowego kosztowała 850 - 1000 zł. W tej chwili tona pszenicy kosztuje 1200 zł, a tona saletry amonowej kręci się w granicy 2800 zł. Relacja ceny zbóż i nawozów zupełnie się rozjechała - mówi Nowinom Franciszek Pipperek, rolnik z Brzeźnicy specjalizujący się w produkcji roślinnej, członek Śląskiej Izby Rolniczej powiatu raciborskiego.

- Produkuję kukurydzę. Jednym z podstawowych nawozów jest mocznik azotowy. W marcu 2021 roku za tonę tego nawozu zapłaciłem 1560 zł. 24 listopada zakup tony tego nawozu kosztował mnie już 3760 zł. Obecnie ceny są jeszcze wyższe, przekraczają 4000 zł - mówi z kolei Łukasz Mura, rolnik z Owsiszcz w gminie Krzyżanowice. Gospodarz zwraca uwagę, że wzrost cen nawozów nie idzie w parze ze wzrostem cen kukurydzy w skupie. Po żniwach w 2020 roku dostałem cenę 420 zł za tonę mokrej kukurydzy. Jesienią 2021 roku, po takich podwyżkach cen nawozów, sprzedawałem kukurydzę za 570-580 złotych - dodaje Ł. Mura.

Jak rolnicy zamierzają radzić sobie ze wzrostem cen nawozów? Sposób na to jest tylko jeden: ograniczenie nawożenia upraw. - W tym roku kupiłem 70% tego co w zeszłym roku. Wiem, że będę miał mniejszy plon, ale liczę, że mimo wszystko uda mi się to spiąć. Chyba większość rolników będzie tak robiła. To oznacza, że nie będzie optymalnego poziomu nawożenia dla danej rośliny. To z kolei będzie skutkowało obniżką plonów. A jeśli plony będą mniejsze, to ceny będą wyższe - mówi Ł. Mura.

Rolnicy już teraz otrzymują propozycje kontraktów na tegoroczne żniwa. - Proponują mi 1150 zł za tonę pszenicy. Rok temu to było między 750 a 820 zł - mówi Franciszek Pipperek.

Mniejsze plony, a co za tym idzie dalszy wzrost cen żywności, to tylko jeden z przewidywanych skutków rezygnacji rolników z nawożenia upraw na dotychczasowym poziomie. Efektem długofalowym będzie wyjałowienie ziemi. - Jeśli zmniejszymy nawożenie o 25%, to w pierwszym roku spadek plonów nie będzie jeszcze aż tak bardzo odczuwalny. Pod warunkiem, że będą odpowiednie warunki pogodowe. Ale w drugim i trzecim roku spadek plonów będzie już znaczny - wyjaśnia Franciszek Pipperek.

Krok do przodu, dwa kroki do tyłu, czyli ceny mleka

Podwyżki cen nawozów mają bezpośredni związek ze wzrostem cen gazu, który jest głównym nośnikiem energii potrzebnym do ich wytworzenia. Jednak podwyżki cen gazu to nie jedyny problem, z którym borykają się rolnicy. - Ceny paszy też poszły w górę. Soja, śruta rzepakowa - mam dostawę co dwa tygodnie i za każdym razem faktura jest wyższa o 200, 300 czy 500 zł - mówi Łukasz Ryborz, rolnik z Zabełkowa.

Łukasz Ryborz z Zabełkowa przejął rodzinne gospodarstwo w 2003 roku. Wówczas było na nim 12 krów i 20 świń. - Pamiętam, że mama powiedziała mi: Przepiszemy ci to, ale postaraj się wznieść to gospodarstwo na wyżyny, żeby nikt nie mógł ci powiedzieć, że zaprzepaściłeś szansę - wspomina Łukasz Ryborz. Dziś gospodarstwo liczy około 200 krów i cielaków. Produkowane tu mleko trafia do jednego z największych przetwórców mleka w Europie.

Łukasz Ryborz z Zabełkowa przejął rodzinne gospodarstwo w 2003 roku. Wówczas było na nim 12 krów i 20 świń. - Pamiętam, że mama powiedziała mi: Przepiszemy ci to, ale postaraj się wznieść to gospodarstwo na wyżyny, żeby nikt nie mógł ci powiedzieć, że zaprzepaściłeś szansę - wspomina Łukasz Ryborz. Dziś gospodarstwo liczy około 200 krów i cielaków. Produkowane tu mleko trafia do jednego z największych przetwórców mleka w Europie.

Pan Łukasz specjalizuje się w hodowli bydła mlecznego. Ma około 200 krów. - Dzisiaj, żeby wyjść na zero, litr mleka w skupie musi kosztować 1,6 zł. Ale to tylko w przypadku, gdy nie masz kredytów. A przecież dziś prawie każde gospodarstwo ma jakieś zobowiązania, bo w ostatnich latach rozwijaliśmy się, rozbudowywaliśmy, inwestowaliśmy w park maszyn. Przecież maszyny rolnicze zdrożały tak bardzo, że nie ma szans kupić ich za gotówkę. Przy dzisiejszych stopach procentowych to jest gra na chybił trafił. Może się opłacić, a może się nie opłacić - wyjaśnia rolnik. Łukasz Ryborz cieszył się, że w lutym otrzymał cenę 2 zł za litr mleka. Radość nie trwała długo - już w marcu odbiorca mleka z jego gospodarstwa znowu obniżył cenę.

Maszyny rolnicze? Płać i czekaj

Kolejny problem to brak dostępności maszyn rolniczych. Kryzys na rynku dostaw półprzewodników dla motoryzacji dotyczy również produkcji sprzętu rolniczego. - Te części przychodzą z Azji. Tam się to tanio produkuje, ale po covidzie wszystko klękło - mówi Rafał Mainczyk z Czerwięcic, który podobnie jak Łukasz Ryborz, specjalizuje się w produkcji mleka.

- Nie dość, że sprzętu nie ma od ręki, to jeszcze bardzo podrożał. W grudniu zeszłego roku pytałem o opryskiwacz. Wyliczyli mi, że będzie kosztował 220 tys. zł, ale odbiór będzie możliwy dopiero w styczniu lub lutym 2023 roku. Jeszcze niedawno taki opryskiwacz można było kupić od ręki za 150 000 złotych - mówi Ł. Ryborz z Zabełkowa. Wtóruje mu Franciszek Pipperek. - W zeszłym roku kupowałem nowy ciągnik. Miał być do odbioru w sierpniu, przyszedł w październiku. W maju zeszłego roku zamówiłem nowym siewnik. Nie mam go do dzisiaj - mówi rolnik z Brzeźnicy.

Podobne doświadczenia ma Henryk Fichna z Krzyżanowic. Na zamówioną wiosną zeszłego roku talerzówkę (rodzaj brony) czekał pół roku. - Na to jest jedno słowo: globalizacja. Jak się jedno koło popsuje, to wszystko stoi - podsumowuje Henryk Fichna.

Nasi rozmówcy wskazują, że nowoczesny sprzęt jest im potrzebny, bo pozwala wykonywać na własną rękę prace, których zlecenie w formie usługi jest bardzo drogie. Częściowo rozwiązuje też problem braku siły roboczej. Rolnicy z niewielkich, rodzinnych gospodarstw odczuwają go bardzo mocno. Pracują sami, z rodziną. Dlaczego? Z jednej strony trudno jest znaleźć dziś ludzi chętnych do pracy w rolnictwie. Z drugiej strony nie ma wykwalifikowanych pracowników, a właśnie takich fachowców potrzebuje współczesne, zmodernizowane rolnictwo.

- Większość gospodarstw ma tak zaawansowany sprzęt, że zwykły zjadacz chleba nie wie, jak to obsłużyć. To są skomplikowane maszyny, a każdy błąd skutkuje kolosalnymi stratami - mówi Franciszek Pipperek. Wtóruje mu Łukasz Ryborz. - Każdy błąd przy hodowli, niezadbanie o higienę udoju, może spowodować, że bydło zachoruje, a nawet padnie - dodaje producent mleka z Zabełkowa.

Podwyżki cen nawozów, wzrost cen pasz, rosnące ceny paliw i maszyn rolniczych oraz brak ich dostępności - to tylko część problemów, z którymi borykają się rolnicy. W perspektywie jest jeszcze Zielony Ład i jego wpływ na rolnictwo oraz - koniec końców - na żywność, którą będziemy spożywać. Wkrótce wrócimy do tego tematu.

Wojciech Żołneczko

Ludzie:

Łukasz Mura

Łukasz Mura

Radny Powiatu Raciborskiego