Straż pożarna często jeździ do ośrodka odwykowego w Gorzycach. Mieszkańcy twierdzą, że to fałszywe alarmy
Mieszkańcy skarżą się na fałszywe alarmy pożarowe w ośrodku odwykowym w Gorzycach. - Czy PSP nadal będzie tolerować taki wadliwy system i nie ukarze ośrodka za zaniedbania i fałszywe alarmy? - pytają.
Mieszkańcy okolic ośrodka odwykowego w Gorzycach narzekają na to, że notorycznie kierowane są tam jednostki Państwowej Straży Pożarnej i zastępów ochotniczych, a zagrożenia nie ma i alarmy te są fałszywe.
Te alarmy są notoryczne, raz za razem mieszkańcy Gorzyc są alarmowani syrenami wozów strażackich - twierdzą.
Dodatkowo, zwracają uwagę na fakt, że takie wyjazdy bez wyraźnego uzasadnienia narażają na niebezpieczeństwo strażaków, którzy szybko jadą na miejsce zdarzenia, jak i pozostałych użytkowników dróg.
Ile było fałszywych alarmów?
W 2021 roku na terenie Wojewódzkiego Ośrodka Lecznictwa Odwykowego i Zakładu Opiekuńczego w Gorzycach strażacy pojawiali się 14 krotnie.
12 razy były to zgłoszenia, które ostatecznie zakwalifikowano jako alarmy fałszywe z instalacji wykrywania. Jedna interwencja dotyczyła wzbudzenia czujki dymowej w wyniku stopienia się elementu z tworzywa sztucznego znajdującego się w pobliżu urządzenia grzewczego. Kolejna dotyczyła usunięcia gniazda szerszeni - mówi rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu Śląskim, bryg. Jacek Filas.
Każdy budynek w ośrodku odwykowym w Gorzycach ma swój system zabezpieczeń przeciwpożarowych. - Są trzy centrale. Ośrodek obsługuje firma, która gdy dostaje sygnał z czujki, alarmuje straż pożarną - tłumaczy Sławomir Sito, dyrektor WOLOiZOL. Dodaje, że bez względu na to, co powoduje zagrożenie, czujka przekazuje sygnał i PSP jest wzywana. - Straż zwykle dostaje ten sygnał szybciej niż nasi pracownicy zdążą rozeznać sytuację i ewentualnie to wezwanie odwołać - mówi. Państwowa Straż Pożarna zgłoszenia dotyczące ośrodka traktuje priorytetowo ze względu na to, że przebywają tam osoby psychicznie chore.
Z uwagi na pacjentów przebywających w naszej placówce i specyfikę ich chorób, straż pożarna nie weryfikuje tych alarmów tylko od razu przyjeżdża - mówi Sito.
Dodaje, że zdarzały się fałszywe alarmy, zwłaszcza w trakcie burz, kiedy następował spadek napięcia elektrycznego, co powodowało uruchamianie się czujek i wysyłanie sygnału do PSP.
Przyczyn fałszywych alarmów jest więcej
Jak twierdzi Sito, fałszywe alarmy wygenerowane w trakcie burz czy spadku napięcia, odbywały się bez udziału ludzi. Jednak nie tylko takie sytuacje powodowały przyjazd straży pożarnej do ośrodka. - Jeden z pacjentów podpalił plastikową obudowę radia, pojawił się dym i straż automatycznie została zaalarmowana. Przed przyjazdem strażaków pracownicy ośrodka ugasili ten pożar gaśnicą, więc teoretycznie też można uznać to za fałszywy alarm - tłumaczy. Wylicza, że takich sytuacji było więcej. - Inny pacjent podpalił szmatę. Też ugasiliśmy ogień zanim straż pożarna dotarła do ośrodka. Nie da się powstrzymać osoby psychicznie chorej. Tak samo wygląda sytuacja z pacjentami odwykowymi - mówi. Dla pracowników ośrodka i dla straży pożarnej przytoczone sytuacje nie są alarmami fałszywymi, gdyż mogą doprowadzić do realnego pożaru. Dodaje, że gdy strażacy dojeżdżają do ośrodka i widzą, że zagrożenie zostało już zażegnane bądź nie jest duże, wyłączają syreny. - Nocą te alarmy są bardzo rzadkie, nie pamiętam, kiedy ostatnio nocą przyjeżdżała do ośrodka straż pożarna. Takie sytuacje dzieją się raczej w ciągu dnia - dodaje.
Konsekwencje nie będą wyciągane
Jak informuje bryg. Jacek Filas z PSP w Wodzisławiu Śląskim, ze względu na specyfikę ośrodka i przebywających tam pacjentów, dyrekcja nie jest pociągana do odpowiedzialności nawet gdy przyjazd jednostki jest nieuzasadniony. - Ręczne ostrzegacze pożarowe na korytarzach powinny być ogólnodostępne i bywa, że są uruchamiane przez pensjonariuszy - tłumaczy. Dodaje, że właśnie z tego powodu na ośrodek nigdy nie były nakładane kary za tego typu fałszywe alarmy. - Staramy się podchodzić ze zrozumieniem do tych zgłoszeń - mówi.