Piątek, 1 listopada 2024

imieniny: Seweryna, Wiktoryny, Warcisława

RSS

07.12.2017 19:00 | 0 komentarzy | acz

JASTRZĘBIE, REGION. 21 listopada Sąd Apelacyjny miał wydać ostateczny wyrok w sprawie podpalacza z Jastrzębia, który miał zabić swoją żonę i czwórkę dzieci. W sprawie niespodziewanie pojawiło się znalezisko, które może zostać dowodem w sprawie.

Podpalacz z Jastrzębia liczy na alibi
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Chodzi o tajemniczy komputer, który odnalazł się w warsztacie wynajmowanym przez Dariusza P. Dzień przed ogłoszeniem wyroku, około godziny 15.00 do sądu wpłynęło lakoniczne pismo od właścicieli warsztatu. – Spółka poinformowała, że jest właścicielem budynku gospodarczego położonego w Pawłowicach, który wynajmował Dariusz P. – tłumaczył na rozprawie sędzia Marek Charuza z Sądu Apelacyjnego w Katowicach. – Spółka wzywała go do opróżnienia pomieszczeń z uwagi na ich bezumowne zajmowanie. W związku z brakiem pożądanej reakcji spółka 9 listopada dokonała komisyjnego otwarcia budynku. Po otwarciu okazało się, że oprócz mebli i śmieci w budynku znajduje się komputer stacjonarny. Jego dysk może stanowić dowód w sprawie – wyjaśniał sędzia.

Może tam jest alibi

Zdaniem obrońcy Dariusza P. mecenasa Eugeniusza Krajcera na dysku mogą być informacje, które dadzą alibi jego klientowi. – On konsekwentnie twierdził, że w momencie pożaru był w tym warsztacie. Być może na dysku jest jakiś dowód potwierdzający jego obecność w tym miejscu, w tym czasie – mówi adwokat. Z kolei prokurator Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach nie spodziewa się, aby na dysku odnaleziono jakieś kluczowe informacje. – Oczywiście dysk powinien być sprawdzony, jednak trudno się spodziewać, aby taki dowód został przeoczony w tak poważnym zdarzeniu. Na etapie śledztwa sprawdzano między innymi warsztat Dariusza P. i na pewno policjanci nie przegapiliby komputera. Informacja ze spółki jest bardzo lakoniczna i nie wiemy czy np. nie chodzi o rejestrator z monitoringu – mówi prokurator. W pierwszej instancji oskarżony został skazany na dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie najwcześniej po 35 latach. To surowa kara i dlatego wszystkie okoliczności muszą zostać sprawdzone.

Nie odbierał telefonu

Przypomnijmy, 10 maja 2013 roku, w jednym z domów w Jastrzębiu Zdroju, doszło do wybuchu pożaru. Wezwani na miejsce strażacy z palącego się domu ewakuowali zgłaszającego Wojciecha P. oraz 5 kolejnych osób, wobec których ratownicy medyczni podjęli czynności reanimacyjne. Na miejscu zdarzenia lekarz stwierdził zgon Justyny P. (lat 18). Kolejna osoba – Agnieszka P. (lat 4) zmarła w drodze do szpitala. W dniu 11 maja 2013 roku w szpitalu zmarła Joanna P. (lat 40) oraz Marcin P. (lat 9), a w dniu 13 maja 2013 roku Małgorzata P. (lat 13). W akcie oskarżenia prokuratura zarzuciła Dariuszowi P., że w nocy 10 maja 2013 roku, około godziny 1:40, Dariusz P., po opuszczeniu mechanizmów rolet zainstalowanych w oknach swojego domu jednorodzinnego, dokonał jego podpalenia podkładając ogień aż w sześciu miejscach. W obrębie jednego z ognisk pożaru, w pobliżu kabla elektrycznego, oskarżony umieścił szczątki myszy polnej, której ułożenie miało sugerować przegryzienie kabla i spowodowanie zwarcia instalacji. Przeprowadzone przez biegłych z zakresu mechanoskopii badania wykazały, że kabel został uszkodzony w wyniku przecięcia narzędziem tnącym, jednoostrzowym, np. nożem. Z kolei biegli z zakresu patomorfologii i weterynarii sądowej stwierdzili natomiast, że powodem padnięcia myszy był uraz mechaniczny, a nie działanie prądu elektrycznego. Kiedy Dariusz P. podłożył ogień w domu i wyszedł z budynku, obudził się jego syn Wojciech, który zauważył pożar. Zadzwonił on na numer alarmowy 112, a następnie usiłował nawiązać połączenie z ojcem. Z analizy logowań telefonu komórkowego stale użytkowanego przez Dariusza P. wynikało, że w czasie inicjacji pożaru oraz w czasie kiedy Wojciech P. wykonywał połączenia na numer alarmowy 112, oskarżony znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie swojego domu w Jastrzębiu Zdroju. Oskarżony nie odbierał jednak połączeń od syna. W grudniu 2016 roku został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po 35 latach.

(acz)