Wielki teatr z małego miasta - 25 lat Tetraedru
8 pokoleń i prawie 300 aktorów amatorów, dziesiątki spektakli i tyle samo nagród; obecność na największych w Polsce festiwalach teatralnych; oceany gromkich braw, uśmiechów, wzruszeń i łez radości – Raciborski Offowy Teatr Tetraedr świętuje swój srebrny jubileusz. Jednak jego „teatralna mama”- Grażyna Tabor zapowiada, że huczne urodziny odbędą się w przyszłym roku, a zaprosi na nie wszystkich raciborzan oraz miłośników sztuki teatralnej. Będzie się działo.
Teatr TETRAEDR to nie tylko zdolni aktorzy amatorzy, to przede wszystkim silnie związana ze sobą grupa. Łączy ich wspólna pasja oraz przyjaźń. Wielokrotnie zmieniał się skład TETRAEDRU, ale reżyser pozostawał ten sam, to Grażyna Tabor. Kobieta szalenie inteligentna, pełna pasji i zaangażowania, dla której „niemożliwe staje się możliwe”. Posiadająca dar nie tylko odkrywania talentów, ale i dobrych cech w ludziach. Osoby, które trafiły „pod jej skrzydła” są spełnione i szczęśliwe. Grażyna Tabor nie tyle tworzy teatr, co żyje nim. Każda rozmowa z nią to materiał na ciekawą książkę, film lub doskonałą pracę doktorancką.
25 lat odkrywania
Grażyna Tabor docenia każdą chwilę spędzoną ze swoimi podopiecznymi, ale te do których wraca najczęściej to pierwsze lata swojej działalności. - Czuję ten szmat czasu jaki upłynął od pierwszego zagranego wspólnie spektaklu. Mimo, że dopiero raczkowaliśmy w świecie teatru, uczyliśmy się siebie nawzajem, odkrywaliśmy czym jest teatr; że jedną sztukę można wystawiać kilka razy; wspólne spotkania dawały nam ogromną radość, dziś powiedziałoby się „fun”. Pierwszy spektakl zrobiliśmy na podstawie śmierci Woody Allena i to był początek pięknej przygody - mówi Grażyna Tabor. Z każdym kolejnym spotkaniem grupa nabierała odwagi, większego doświadczenia. Pracowali nad coraz trudniejszymi materiałami. Zaczęli wyjeżdżać na festiwale, z których często wracali z nagrodami i wyróżnieniami. Dziś nie sposób ich policzyć. Ich największe przeboje to: „Goldeny Renety” grane wielokrotnie przez wiele lat, „What a bloody story” - teatr absurdu doprowadzony do granic możliwości; „Gwoli jakiejś tajemnicy”, na podstawie pamiętnika Stefana Czarnieckiego, Witolda Gombrowicza, czy „Sklepy Cynamonowe”.
Z teatrem przez życie. Przyjaźnie i kierunki
- Tetraedr był dla mnie miejscem, gdzie mogłem swobodnie rozwijać swoją pasję, kreatywność i realizować się twórczo jako aktor, muzyk i reżyser. Byłem wtedy w liceum i bardzo potrzebowałem takiej przestrzeni. To była dla mnie super przygoda - kilka razy w tygodniu wsiadałem w „malucha” i dojeżdżałem z Kietrza do Raciborza na próby. W Tetraedrze miałem wielu przyjaciół. Bardzo lubiłem spędzać z nimi czas. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych wyjazdów na festiwale do Warszawy, Nysy, Złotowa…i na wakacje. Dziękuję Grażyna, że mi na to pozwoliłaś - mówi z sentymentem Mateusz Przyłęcki, absolwent PWST w Krakowie, aktor i reżyser.
Dla Asi Nitefor Dom Kultury, czyli dzisiejsze Raciborskie Centrum Kultury, gdzie odbywały się spotkania aktorów Tetraedru był drugim domem, a Grażynę Tabor do dziś nazywa „teatralną mamą”. - Gdy w 1999 r. zaczęłam swoją przygodę z Tetraedrem, Dom Kultury przy ulicy Chopina spełniał dla nas swoją funkcję dosłownie. Spędzaliśmy tam tyle czasu, że był wówczas naszym drugim domem. Były to cudowne czasy mniejszego pośpiechu, bez monitoringów i alarmów. Po próbach często siedzieliśmy do późna, pijąc herbatę i rozmawiając o sztuce, śpiewając, opowiadając historie. Cieszyliśmy się sobą, naszą teatralną bohemą i plemienną bliskością. W sali kameralnej do Orkiestry Antycznej Gardzienic, przy zgaszonych światłach tańczyliśmy do utraty tchu. Jako członkowie teatru mieliśmy darmowy wstęp na większość wydarzeń artystycznych, które odbywały się w RCK oraz na filmy w DKF, kulturę chłonęliśmy więc nieustannie - opowiada Asia Nitefor, obecnie artystka uliczna, wokalistka, założycielka Street Art Masters-living statues factory.
TETRAEDR od zawsze uchodził za teatr trudny, stąpający na granicy absurdu. Jego członkowie mimo, że byli amatorami, przejawiali ogromny talent. To czego nauczyli się u boku Grażyny Tabor, zaowocowało w ich dorosłym życiu. - Byliśmy bardzo związaną ze sobą grupą, spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Był taki moment, że nazywaliśmy Grażynę Tabor naszą teatralną mamą. Któregoś roku, w dniu jej urodzin urządziliśmy na sali kameralnej przyjęcie - niespodziankę, był nawet tort w kształcie maski teatralnej - wraca wspomnieniami A. Nitefor.