środa, 25 grudnia 2024

imieniny: Anastazji, Piotra, Eugenii

RSS

Komandos jednostki GROM z Raciborza - o selekcji, walce i... kobietach

24.02.2017 19:00 | 0 komentarzy | żet

Czy kobiety nadają się do wojska? Jak wygląda selekcja do GROM-u? Czy rodzina podejrzewała, czym się zajmuje? To tylko niektóre pytania, które Czytelnicy raciborskiej biblioteki zadali Navalowi. Przyparty do muru weteran jednostki GROM nie miał wyjścia – odpowiadał na nie kolejno...

Komandos jednostki GROM z Raciborza - o selekcji, walce i... kobietach
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Pochodzi z Raciborza. Wychował się na Ocicach. Pracował w Rafako. Do wojska zgłosił się na ochotnika. Chciał zostać komandosem. Jego marzenia się spełniły. Przez 15 lat służył w elitarnej jednostce GROM. Choć obecnie jest już na emeryturze, wciąż znany jest pod pseudonimem Naval. W minionym tygodniu spotkał się z czytelnikami raciborskiej biblioteki. Spotkanie promujące jego drugą książkę pt. „Ostatnich gryzą psy” spotkało się z ogromnym zainteresowaniem Czytelników. Trzeba było dostawiać krzesła. – Przetrwałem Belize [miejsce treningu sztuki przetrwania w dżungli – red.], więc wierzę, że przetrwam publikę z Raciborza – powiedział na samym początku. Chwilę później znalazł się w ogniu pytań... Poniżej publikujemy wyciąg z tej bezpośredniej, pełnej angedot i wspomnień rozmowy.

Dlaczego „Naval”?

Żeby komuś nawalić (uśmiech)... Żołnierze GROM są spadkobiercami tradycji „Cichociemnych”. Całe państwo podziemne funkcjonowało na ksywach, pseudonimach. My, mając zakorzenienie w tej tradycji, też mamy ksywy i pseudonimy. Potem jest trochę śmiesznie, bo znasz kogoś 15 lat, ale nie wiesz, jak ma na imię.

Co czułeś, gdy po raz pierwszy znalazłeś się pod ostrzałem?

To było w Libanie (czyli zanim został żołnierzem GROM – red.). Te ostrzały nie były poważne, ale wprowadzały nas w dziwny stan. Leżysz sobie, a tu nagle ziemia zaczyna się trząść, piasek leci, odłamki latają. Pamiętam, że nikt nie został ranny z powodu ostrzału, ale dwóch żołnierzy tak szybko biegło do schronu, że zapomniało głowę schylić przy wejściu. Tak czy inaczej nie było to przyjemne. Czym innym jest walka, gdy masz przeciwnika, a czym innym sytuacja, gdy ktoś na ciebie spuszcza bombę.

Gdy jechałeś na selekcję w Bieszczady nie było sprzętu, który teraz jest dostępny dla każdego. Czy wobec tego dzisiejsza selekcja jest trudniejsza?

Tak jak ewoluuje sprzęt, tak ewoluuje taktyka, technika i sposoby. Wiem, że dzisiaj selekcja wygląda inaczej, kandydaci dostają mniej jedzenia, ale najważniejsza jest i tak głowa. Pamiętam jak mieliśmy skoczyć z pięciometrowej wieży do basenu. Porozbieraliśmy się, wkoło potężnie zbudowani goście, a między nimi ja – taki szczupaczek. Pomyślałem: co ja tu robię? Ale minęło kilka dni i ci goście odpadli, nie wytrzymali tego psychicznie.

Jak Twoja mama „to” przyjęła?

(Odpowiedziała obecna na sali mama Navala) Wiedziałam, że jest w wojsku, ale nigdy nie wiedziałam, gdzie dokładnie. Raz zadzwonił do mnie w nocy. Wtedy pomyślałam, że musi być daleko, bo pewnie tam jest dzień (...) Przez lata oglądałam wszystkie „Teleexpresy” i czekałam na informację, że coś się stało. Pamiętam jak raz zginął żołnierz w Afganistanie. Padło imię: Paweł. Wtedy coś mnie przeszyło, ale potem okazało się, że to nie mój Paweł...

Czy pamiętasz swój pierwszy skok ze spadochronem?

Sam skok to był moment, ale to co było przed nim wspominam traumatycznie. Już o godz. 6 byliśmy gotowi na lądowisku. Miałem spadochron D5, mocno spięty z tym zapasowym z przodu. Samolot miał być o 9, ale przyleciał dopiero na 11. Wtedy po prostu chcieliśmy już wejść do tego samolotu i wyskoczyć... Pamiętam też trzeci skok. Mocno mnie zniosło i musiałem nogi podkulać, żeby nie uderzyć w płot. Wylądowałem poza ogrodzeniem lotniska i miałem spory kawałek, żeby wrócić do kolegów.

Jak to jest z kobietami?

Kobiety są wszędzie bardzo ważne, dlatego w GROMIE też są dziewczyny. Kiedyś do GROMU trafiali ludzie z cywila, archeolodzy, architekci itd. Dzięki temu przy opracowywaniu operacji mieliśmy różne punkty widzenia. Tak samo przydają się dziewczyny. One nie przechodziły selekcji, ale później na siebie zapracowały. Bo w sprawach wywiadowych, analitycznych, zwróciły uwagę na takie rzeczy, na które mężczyzna nie zwróciłby uwagi. No i przede wszystkim łagodzą obyczaje...

Czy pamiętasz grę w LKS Ocice?

Wtedy to był jeszcze LZS Ocice. Mieliśmy fajną ekipę kumpli i przyjaciół. Razem chodziliśmy do szkoły, razem łobuzowaliśmy i graliśmy w piłkę, więc rezultaty były dobre. Nic nie zaśmiecało nam głów, bo nie było Internetu, a w telewizorze były dwa kanały. Tak jak teraz mamy mają problem, żeby dzieci wygonić na dwór, tak nasze mamy miały problem, żeby nas zagonić do domu.

Skąd pomysł na drugą książkę?

Podczas wielu spotkań z czytelnikami, często z trudną młodzieżą, zawsze padały pytania: skąd taki niepozorny pan jak Naval wziął się w jednostce GROM? Dlatego pomyślałem, że warto spisać te odpowiedzi, żeby taki młody człowiek zobaczył, że z każdego może wyjść coś fajnego. Niech młody człowiek wie, że może pokierować swoim życiem i przeżyć je fajnie.

Czy po zakończeniu służby miałeś propozycje od VIP-ów, żeby ich ochraniać?

Miałem dość VIP-ów. Teraz to ja jestem VIP-em (śmiech).

Jak radzicie sobie ze stresem?

Zapytałbym o to górnika, który jest w ciągłym zagrożeniu, albo zawodowego kierowcą, który jeździ po Polsce, a na naszych drogach co tydzień ginie kilkadziesiąt osób... Człowiek przyzwyczaja się do tego.

Czy w jednostce GROM nadal obowiązują nieco „inne” zasady niż w regularnym wojsku? Czy byliście poddawani naciskom z góry?

Tego nie da się zrobić w takiej jednostce. Tam są mocno niepokorne dusze, nie złamiesz kręgosłupa takim ludziom. Na okładce „Przetrwać Belize” jest zdjęcie, na którym mamy długie włosy. To były czasy, gdy dowódcą był już gen. Polko. My wtedy byliśmy już po misjach i znaliśmy swoją wartość. Dlatego im bardziej przykręcali nam śrubę, tym bardziej chodziliśmy zarośnięcie i z dłuższymi włosami. Pewnego razu „łapali”, kto ma jechać do Krakowa na oficjalne uroczystości (...) Wojsko stoi, my w mundurach polowych i z długimi włosami. Generał wita się po kolei z żołnierzami, staje przede mną i mówi: Panie chorąży, u was w Warszawie nie ma fryzjerów? A ja mu na to: Są panie generale, ale w Krakowie pewnie macie lepszych, więc może któregoś mi pan poleci. Widziałem jaki był wściekły, zrobił się czerwony na twarzy, już miał coś powiedzieć, ale za nim szedł czterogwiazdkowy generał amerykański, którego poznaliśmy w Iraku. Poznał nas i zaczął się z nami witać jak z kolegami: Hey guys!

Czy po odejściu z GROM próbowały cię zwerbować firmy ochroniarskie, takie jak słynne Black Water?

Chcieli, ale nie było ich na mnie stać (śmiech).

Notował Wojtek Żołneczko