Celina Nowakowska: Chcę zarażać entuzjazmem
Wywiad z Celiną Nowakowską, mieszkanką Kuźni Raciborskiej, prezes Stowarzyszenia Kobiet Aktywnych Babiniec oraz koordynatorką wielu projektów socjalnych. Rozmawia Marcin Wojnarowski.
– Pamięta pani wszystkie funkcje,które pani pełni?
– Pamiętam (śmiech). Jestem przede wszystkim żoną i matką, i muszę o tym pamiętać. Cały czas jestem prezesem Babińca oraz dyrektorem Centrum Wolontariatu. Z innych funkcji, np. przewodniczącej Uniwersytetu Trzeciego Wieku, zrezygnowałam i przekazałam ich prowadzenie chętnym osobom.
– A kim chciała być dorastająca Celina?
– Jako mała dziewczynka chciałam być baletnicą. Chodziłam na palcach w sukience siostry i tańczyłam. W wieku sześciu lat zainspirowała mnie siostra zakonna, która z pasją opowiadała o życiu Jezusa. Od tamtej pory chciałam Go naśladować. Pierwszym polem działania było podwórko. W szkole podstawowej nie było łatwo, nie znalazłam zrozumienia u innych dzieci, być może przez zbyt małą wiarę w siebie. Cały czas uciekałam w jakąś działalność. Byłam zuchem, harcerzem, przewodnicząca klasy i szkolnego koła PCK. Pochodzę z Imielina i jako nastolatka działałam w tamtejszym klubie seniora, trenowałam karate i prowadziłam teatrzyk lalkowy.
– Jak pożytkowała pani swoją energię w życiu zawodowym?
– Skończyłam technikum i przez 9 lat pracowałam jako konstruktor, trochę rysowałam. Ta praca przestała mnie cieszyć i zainteresowałam się nauką instruktora teatru lalkowego. Dwa lata spędziłam wśród artystów, którzy na co dzień chodzili w laczkach na zupełnym luzie. To był dla mnie nowy i trochę obcy świat. Na szczęście spotkałam tam dziewczynę, z którą odnalazłyśmy pasję w Bogu. Wtedy też wzięłam udział w pierwszym nabożeństwie charyzmatycznej wspólnoty chrześcijańskiej w Strzelcach Opolskich. Tam spotkałam pierwszego męża i się przeprowadziłam. Najpierw pracowałam na poczcie. Zaczynałam od najniższego szczebla aż do zastępcy naczelnika w pocztowych placówkach. To zajęcie mnie jednak strasznie ograniczało. Nie potrafiłam usiedzieć bezczynnie w jednym miejscu więc się zwolniłam. Nie miałam żadnego planu aż sąsiadka dała mi znać, że jest wolny etat w bibliotece. Tam mogłam organizować występy, zajęcia i przy okazji przeczytałam bardzo dużo książek. W bibliotece założyłam dziecięcą grupę Promyczek, z którą dawaliśmy występy m.in. w Domu Pomocy Społecznej.
– Jak i kiedy związała się pani z Kuźnią Raciborską?
– Mój pierwszy mąż miał problemy z nałogiem alkoholowym, przez co zaniedbywał rodzinę. Pewnej nocy wzięłam córkę i wyszłam z domu. Przez dwa i pól roku mieszkałam u koleżanki. Wcześniej poznałam osoby z Kuźni Raciborskiej poprzez kontakty mojej wspólnoty. Przyjechałam tu na nabożeństwo i od razu zobaczyłam, że pod ścianą stoi smutny człowiek. Podeszłam z nim porozmawiać, bo myślałam: kto może mieć większe problemy od moich?! Okazało się, że on też jest po rozstaniu z żoną. Dałam mu namiar na psychologa w Strzelcach Opolskich i kiedy do niego jeździł odwiedzał przy okazji mnie. Tak się potoczyło, że dziś jesteśmy małżeństwem. Do Kuźni przyjechałam w 2004 r. Od początku myślałam, co ja tu będę robić?!
– I co było pierwsze?
– Najpierw pracowałam w Domu Kultury jako instruktorka teatru lalkowego. Potem z grupą dzieci tworzyłam coś jak mażoretki. Kiedy zaczęłam poznawać coraz więcej miejscowych kobiet, zauważyłam, że mamy wiele wspólnego, z potencjałem, ale bez wsparcia i miejsca do rozwoju. W 2008 r. założyłam Klub Kobiet. Było nas sześć i spotykałyśmy się przy kawie, potem na spotkania zapraszałyśmy ciekawe osoby. Ktoś namówił nas na stworzenie stowarzyszenia. Wszystko działo się bardzo szybko. Od lutego do maja 2009 roku. Kiedy załatwiłyśmy formalności okazało się, że zostałam z tym sama, zielona. Powoli zaczęłam się uczyć wszystkiego od nowa i do dziś napisałam i zrealizowałam 20 projektów. Obecnie poświęcam swój czas dla osób potrzebujących. Zaraz (rozmowa odbyła się 8 czerwca – red.) przyjeżdża TIR z jabłkami, które rozdamy mieszkańcom. Cały czas koordynuje program pomocy żywnościowej, z której korzysta 469 osób, w tym 150 dzieci.
– Kim jest kuźniański wolontariusz?
– To osoby przesiąknięte pasją do pomocy drugiemu. Głównie związani z Uniwersytetem Trzeciego Wieku, co nas trochę odróżnia od innych wolontariatów. Starsze panie noszą nieraz ciężary i wydają paczki. Gdzie indziej robią to młodzi. Kuźnia ma duży, choć niewykorzystany potencjał ludzki. Wiele osób ma niska samoocenę, ale kiedy się ich zmotywuje i wzmocni to zaczynają działać i robią wspaniałe rzeczy. Na przykład pan Andrzej, który miał problem z alkoholem i stracił kontrole nad swoim życiem. Pomogliśmy mu, wrócił z terapii i dziś zamiast stać przed sklepem, robi w nim zakupy.
– Kiedyś powiedziała pani, że „mam radość w tym, by spełniać ludzkie marzenia”. Czy nie jest tak, że pani te marzenia kreuje?
– Czasem jest potencjał, który trzeba pobudzić. Czasem są marzenia, ale one same się nie spełnią. Pewna pani przez alkohol straciła dzieci. My pomogliśmy jej stanąć na nogi i dzieci odzyskała. Mamy wśród nas liderów, którzy wcześniej ukrywali swoje talenty. Może kreowanie to za duże słowo, staram się zarażać entuzjazmem. Najważniejsze jest dla mnie życie w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi. Trzeba je pielęgnować i wzajemnie w nich wspierać, również przez wspólną pracę. Niezmienne wartości są podstawą społeczeństwa.
– Jakie marzenia ma dziś Celina Nowakowska?
– Chciałabym wybudować dom dla kobiet. Jeszcze nie znam szczegółów, ale chodzi o miejsce gdzie znajdą spokój, wsparcie i dach nad głową. Żeby mogły tu być z dzieckiem, a ktoś pomoże im nabrać sił do powrotu do normalnego życia. Myślę, że w tym miejscu mogłyby się również realizować kobiety z Kuźni, które nie potrzebują aż takiej pomocy, ale nie mają na co dzień możliwości realizowania swoich zainteresowań, bo ich codzienne życie bywa szare a nawet brutalne. Im więcej kobietom pomożemy, tym więcej marzeń się spełni. Uważam, że inspiracje do zmian w domach w większości wychodzą od kobiet. Moim prywatnym marzeniem jest również dom. 24 lata mieszkam w bloku. Chciałabym aby mój 10-letni syn miał gdzie spożytkować energię. Chcę też odnowić prawo jazdy i w końcu zdobyć samochód. Może uda się też wydać moją książkę. Marzę też aby w naszym mieście ludzie zmienili podejście i przestali narzekać. Możemy wiele zmienić, wystarczy tylko chcieć.
Celina Nowakowska
- znak zodiaku: skorpion
- kolor: niebieski
- zespół/muzyk: Trzecia Godzina Dnia
- film/serial: Bóg nie umarł
- sport: nordic walking
- zwierze: owca
- smak: lody z ajerkoniakiem
- zapach: konwalie
- książka: Biblia